Rozważanie do fragmentu Ewangelii Łk 21, 5-11
XXXIV tydzień zwykły
Wchodzę do kolejnego mieszkania. Przy drzwiach przeżywam pewną trudność; błyszczące szklane kafelki, beżowe dywaniki pod kolor, akwarele na ścianach, piękne dodatki, aż miło popatrzeć. Nie wiem czy powinnam zdjąć buty. Ostatecznie proszę o coś do wytarcia, bo trudno mi po całym dniu jeżdżenia zostać w skarpetkach. Córka prosi do pokoju. Witam się z chorą, panią Elżbietą. Nawet choroba nie zatarła piękna i delikatności jej twarzy. Delikatna, nocna koszula z haftem, biała, świeża pościel z dobrej tkaniny. „Jak pani ma tu ładnie” – nie ukrywam podziwu – „mogę popatrzeć?”. „Ależ oczywiście. Sama wszystko zaprojektowałam. Lubię to robić”. Więc rozglądam się: jasne niespotykane meble, podświetlane półki ze starymi bibelotami, mnóstwo zieleni i kwiatów. Za uchylonymi drzwiami przeciętnego balkonu w bloku, trochę dziki ogród pełen ziół, kaktusów i kwitnących kwiatów w glinianych doniczkach. Nie mija chwila jak córka stawia przede mną herbatę w porcelanowej filiżance i starą srebrną cukiernicę. Rozmawiamy o warunkach opieki w domu. Potem wywiad, badanie, leki, oczekiwania wobec rodziny co do pielęgnacji i towarzyszenia. Żadnego problemu: duża kultura osobista, otwarcie. Tylko choroba taka sama jak u każdego. Bóle, zmęczenie, pampers, opatrunek skrywający brzydką ranę, zmieniany bardzo często, żeby „nie było zapachu i plam”.
Kiedy przychodzę kolejny raz pani Elżbieta jest dużo słabsza. Lęk budzi w niej guz, który pojawił się na szyi, tak jak wszystko, co jest widoczne. „Pani doktor” – mówi drżącym głosem – „proszę tu dotknąć, jest źle, czy ja umrę?”. Chwila ciszy, którą wypełniam badaniem. Właśnie tu, w tym mieszkaniu, gdzie chętnie przebywam, myślę o dzisiejszej Ewangelii. O tym, że rzeczywistość pięknych rzeczy, naszego ciała, czasu, jest przemijająca i że to przemijanie jest nieuchronne dla wszystkich i wszystkiego... Jednak na głos wypowiadam prawdę o Zmartwychwstaniu po śmierci. O nadziei. Chora patrzy na mnie i ostrożnie odpowiada: „widzę, że pani w to wierzy, bo ja nie za bardzo w te rzeczy ... W Boga tak, żeby mnie pani źle nie zrozumiała...”. Nie odpowiadam.
O tak, dobrze ją rozumiem. Ileż razy w życiu przyjmowałam z zachwytem niektóre cytaty z Pisma świętego, ale inne wydawały mi się symboliczne, albo przesadzone, albo nieaktualne z powodu upływu czasu. Musiało minąć sporo lat, zanim zaczęło do mnie docierać, że Jezus w Ewangelii zawsze mówi PRAWDĘ. Nie bez znaczenia było spotkanie we wspólnocie rodzin Marka i jego żony. Marek był profesorem fizyki, pracującym na uczelni poza granicami naszego kraju, osobą niewierzącą. Doświadczył głębokiego nawrócenia drogą fizyki doświadczalnej. Świadomość istnienia więcej niż trzech wymiarów rzeczywistości – co uznał za fakt – oraz to, że nasze oczy i zmysły nie zobaczą i nie dotkną niczego poza tymi trzema wymiarami, spowodowała eksplozję wiary. A źródłem wiedzy o wszystkim, czego nie widział, stawały się Słowa Jezusa. Mówił podekscytowany: „Bóg oraz tyle bytów i światów jest tuż obok, a ja tego nie mam prawa zobaczyć, bo mam zbyt proste oczy”.
Rozmowa z panią Elą została przerwana, ale wzajemny uśmiech świadczył o tym, że jest ok. Trochę rozmyślałam o tym „co musi się stać”, co musi przeminąć, choć wydaje mi się piękne i że „mam się nie trwożyć”, bo kochający Bóg ma absolutnie wszystko pod kontrolą.