Posługa wśród chorych i starszych

Bardzo lubię mówić nowym podopiecznym, że Gospodarzem tego Domu jest Dobry Bóg, że teraz znajdują się w najbezpieczniejszym miejscu, bo w ręku samego Pana Boga.

zdjęcie: PIXABAY.COM

2020-01-06

Mam na imię s. Jonasza i jestem ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, potocznie nazywanego Faustynkami – od duchowej założycielki naszego Zgromadzenia, którą jest św. s. Faustyna Kowalska. Zgromadzenie nasze powstało zgodnie z pragnieniem Pana Jezusa przekazanym s. Faustynie w słowach: „Pragnę, aby Zgromadzenie takie było” – czytamy w Dzienniczku. Założycielem jest bł. ks. Michał Sopoćko, który był gorliwym propagatorem i czcicielem Miłosierdzia Bożego. Charyzmatem naszego Zgromadzenia, czyli posłannictwem jest: wielbienie, głoszenie i wypraszanie Miłosierdzia Bożego całemu światu, praktykowanie uczynków miłosierdzia oraz ufność do Pana Jezusa, której uczymy się każdego dnia na modlitwie.

Praktyczną formą świadczenia o Bożym Miłosierdziu i realizowania go z pomocą łaski Bożej, jest nasza posługa wśród chorych, cierpiących i konających m.in. w Hospicjum Caritas im. św. Jana z Dukli w Krośnie. Aktualnie pracujemy tam trzy: jedna z sióstr jest lekarzem, druga studiuje organistykę i dba o oprawę muzyczną w naszej kaplicy hospicyjnej oraz urozmaica czas naszym chorym muzykoterapią, ja natomiast jestem pielęgniarką. Pozostała część personelu medycznego i obsługującego hospicjum to osoby świeckie. Mieszkamy na terenie domu hospicyjnego, stąd też życie chorych jest częścią i naszej codzienności. Ośrodek funkcjonuje od 2011 roku. Osoby, którym posługujemy, to pacjenci z chorobami nowotworowymi i tymi, które kwalifikują do przyjęcia na oddział hospicyjny oraz osoby starsze i zniedołężniałe, przebywające na oddziale opiekuńczo-leczniczym. W naszym hospicjum obecnie znajduje się ok. 50 podopiecznych. Dyrektorem Domu i ojcem duchownym chorych jest ks. Marek Zarzyczny. W naszej kaplicy hospicyjnej codziennie jest sprawowana Eucharystia, a w Godzinie Miłosierdzia, o 15:00, modlimy się wspólnie z chorymi i cierpiącymi Koronką do Bożego Miłosierdzia (chorzy, którzy mogą modlą się w kaplicy, a pozostali łączą się poprzez telewizję i nagłośnienie oddziału w swoich pokojach). W każdą sobotę, niedzielę oraz święta maryjne modlimy się wspólnie na różańcu. W pokoju każdego chorego znajduje się obraz Jezusa Miłosiernego z podpisem: „Jezu, ufam Tobie!”. Każdy z pokoi chorych ma również swego świętego patrona.

Hospicjum to też życie, dlatego każdy chory po przyjęciu na oddział, staje się naszym domownikiem. Bardzo lubię mówić nowym podopiecznym, że Gospodarzem tego Domu jest Dobry Bóg, że teraz znajdują się w najbezpieczniejszym miejscu, bo w ręku samego Pana Boga. I że będzie to wyjątkowy czas w ich życiu, może najpiękniejszy, bo doświadczą tu bliskości i miłości Jezusa Miłosiernego dzięki korzystaniu z sakramentów świętych i praktykując codzienną modlitwę. I tak się dzieje. Wspólnie przeżywamy smutki i radości, towarzyszymy im cichą modlitwą w buntach lub braku poczucia sensu życia.

Z upływem czasu widzę, że cierpienie ogałaca człowieka, musi zmierzyć się on z prawdą o samym sobie, przed sobą i przed Panem Bogiem i widzi, jak wiele ma jeszcze do przepracowania. Po pewnym czasie łagodnieje, uczy się być wdzięczny, otwiera się na przyjmowanie pomocy, a tym samym otwiera się na obfitość łask Pana Boga. Jako siostry i pracownicy jesteśmy naocznymi świadkami tego, jak wielkie rzeczy Dobry Bóg nam czyni, a szczególnie tym, którzy współuczestniczą z Panem Jezusem w dźwiganiu swego codziennego krzyża. Zdarza się, że stan zdrowia niektórych chorych polepsza się i wracają do swoich domów. Często mój spowiednik i kierownik duchowy powtarza, że służba chorym i cierpiącym to wielka łaska i dar od Pana Boga. I rzeczywiście, kiedy to sobie uświadamiam, to widzę się ciągle malutką wobec tak wielkiej misji, do której Dobry Bóg mnie zaprosił. I każdego dnia uczę się być wdzięczną.

Szczególną formą towarzyszenia naszym chorym i cierpiącym jest modlitwa przy konających Koronką do Bożego Miłosierdzia. Pan Jezus Miłosierny złączył tę modlitwę z wielkimi obietnicami: „Każdą duszę bronię w godzinie śmierci, jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę albo przy konającym inni odmówią – odpustu tego samego dostąpią. Kiedy przy konającym odmawiają tę koronkę, uśmierza się gniew Boży, a miłosierdzie niezgłębione ogarnia duszę” (Dzienniczek nr 811).

W tym miejscu chciałabym przytoczyć przepiękne świadectwo modlitwy z wiarą Koronką do Bożego Miłosierdzia, której byłam świadkiem. Jest to nie tak bardzo odległa w czasie sytuacja jednego z naszych podopiecznych. Mężczyzna, który był w sile wieku, z burzliwą historią, bo w pewnym momencie życia poprzez złe wybory sięgnął dna. Stan jego zdrowia się pogorszył i dzięki staraniom dobrych ludzi znalazł się pod opieką naszego hospicjum. Tutaj nastąpił moment przełomowy w jego życiu, bo pojednał się w sakramentach świętych z Panem Bogiem. Zaczął praktykować codzienną modlitwę i uczestnictwo w Eucharystii. Stan jego zdrowia ustabilizował się, po jakimś czasie zaczęły też odwiedzać go dzieci, które kiedyś zostawił. Nasz podopieczny zaczął poczuwać się do współodpowiedzialności za pozostałych chorych leżących na oddziale: zaparzał im kawę, herbatę, donosił wodę, świadczył inne drobne przysługi na miarę swoich możliwości. Jeszcze cenniejsze dla nas pracowników było to, że przychodził do dyżurki pielęgniarskiej (niekiedy nawet w nocy) i informował nas, że stan zdrowia któregoś ze współlokatorów niepokoi go. Oczywiście każde zgłoszenie profesjonalnie weryfikowałyśmy. Jednego dnia, po śniadaniu, nagle stan jego zdrowia załamał się. Podjęłyśmy czynności ratujące życie, bez rezultatu. Chory był w stanie agonii. Na zmianę ze współpracownikami zaczęliśmy modlić się Koronką do Bożego Miłosierdzia. Zapaliliśmy świecę gromniczną. Poinformowaliśmy rodzinę pacjenta o jego stanie i poprosiliśmy o jak najszybsze przybycie, aby zdążyli się z nim pożegnać. Często wracam myślami do tego wydarzenia, kiedy jeszcze dzień wcześniej widziałam jak ten człowiek chodził po oddziale, komuś wyświadczał jakąś przysługę, witał się, a krótko potem był konający. Trudno mi było uzmysłowić sobie, że tak z dnia na dzień, bez widocznych zwiastunów, człowiek może zostać odwołany przez Pana Boga z tego świata. Usłyszałam niedawno bardzo mądre słowa w pewnej konferencji, że najważniejszym momentem w życiu człowieka jest umieranie, bo to czas ostatecznej walki, w której waży się los na wieczność: niebo, czyściec lub piekło. Mówią święci, że diabeł podwaja ataki, oskarżając człowieka konającego i podważając jego ufność w Miłosierdzie Boże. Dlatego trzeba otaczać konających szczególną modlitwą, wypraszając dla nich ufność w niezgłębione Miłosierdzie Pana Boga. A tu w hospicjum to nasze szczególne zadanie. Sam Pan Jezus o to prosi poprzez św. s. Faustynę: „Córko moja, pomóż mi zbawić konającego grzesznika; odmów za niego tę koronkę, której cię nauczyłem. Kiedy zaczęłam odmawiać tę koronkę, ujrzałam tego konającego w strasznych mękach i walkach. Bronił go Anioł Stróż, ale był jakby bezsilny wobec wielkości nędzy tej duszy (…) Jednak podczas odmawiania tej koronki ujrzałam Pana Jezusa w takiej postaci, jak jest namalowany na obrazie. Te promienie, które wyszły z Serca Jezusa ogarnęły chorego, a moce ciemności uciekły w popłochu. Chory oddał ostatnie tchnienie spokojnie” (Dzienniczek nr 1565).

Kiedyś też usłyszałam z ust mojej współsiostry, która jest tu od wielu lat lekarzem niesamowite słowa, że „ hospicjum to porodówka”. I rzeczywiście pomagamy konającym modlitwą, aby rodzili się do życia w niebie.

Kiedy przyjechała rodzina pana, który konał (a była bardzo liczna) zaczęli oni wspólnie i nieustannie odmawiać Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Mijały godziny, a oni nieustannie się modlili. Echo modlitwy rozchodziło się na cały oddział. Kiedy w porze obiadowej roznosiłam leki chorym, weszłam również i do tej sali i ku memu wielkiemu zdziwieniu zobaczyłam, że wcześniej będący w stanie agonii pacjent, wypluł rurkę ustno-gardłową, która mu pomagała w oddychaniu i oddychał już samodzielnie. Po pewnym czasie zaczął przyciszonym głosem włączać się w modlitwę Koronki do Bożego Miłosierdzia.

W późnych godzinach popołudniowych modlił się już głośno z całą rodziną. To są cuda, cuda niepojęte, którymi Dobry Bóg tak hojnie obdarowuje swoje ukochane dzieci jeśli wytrwale i z wiarą Go proszą. To jest świadectwo o mocy wspólnej modlitwy w rodzinie. Chory miał okres rekonwalescencji i jak sam przyznał i daje świadectwo, Pan Bóg darował mu drugie życie. Aktualnie jest naszym pacjentem i codziennie spełnia uczynki miłosierdzia wobec pozostałych chorych. Ten cud Miłosierdzia Bożego i wiele innych codziennych małych i wielkich cudów, które Pan Bóg w swoim niezgłębionym Miłosierdziu lubi nam wyświadczać, chcę podsumować słowami św. s. Faustyny: „O, jak wielka jest dobroć Boża, większa, niżeli my pojąć możemy. Są momenty i tajemnice miłosierdzia Bożego, nad którymi zdumiewają się niebiosa. Niechaj sądy nasze umilkną o duszach, bo przedziwne jest z nimi miłosierdzie Boże” (Dzienniczek nr 1684).


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2019nr12, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 22.11.2024