Przebaczenie jest łaską
Pani Gienia pochodziła ze wsi. Jako mała dziewczynka w czasie wojny była świadkiem najazdu Niemców na jej rodzinną miejscowość. Widziała egzekucję na sąsiadach, roztrzaskanie ich małego synka o płot, potem straciła matkę, a macochę wspominała jako kobietę bez serca.
2020-06-15
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mt 5, 38-42
XI tydzień zwykły
Przyjechałam do nowej chorej. Przy drzwiach przywitała mnie córka pacjentki, Monika, nota bene lekarz. Szłyśmy długim, wąskim korytarzem pełnym kwiatów, potem na poddasze. I znowu wąski korytarz. Po drodze parę na szybko, szeptem wypowiedzianych zdań, żeby rozmawiać ostrożnie i że mama do końca nie zdaje sobie sprawy ze swojego stanu. Potem deklaracja pani Moniki, że pomimo braku czasu z powodu intensywnej pracy i pomocy przy wnukach, będzie mamie towarzyszyć w tej ciężkiej chorobie. Dotarłyśmy do pokoju pani Gieni. Tuż za drzwiami po lewej zobaczyłam starszą, korpulentną chorą, w rozłożystym, wiekowym fotelu. Siwe włosy w artystycznym nieładzie, upięte w wysoki kok, a na kolanach kraciasty pled. Na wprost, niemal na całej ścianie, olejny obraz w stylu naiwnym, przedstawiający las kwiatów, co zdecydowanie poprawiło mój nastrój. Nowoczesność pomieszana z paroma elementami z zeszłej epoki. Zostałyśmy same. Od razu dowiedziałam się, że jestem jeszcze młoda, że morfina absolutnie nie wchodzi w grę i że obecna tu chora jest również ze służby zdrowia i to nie byle jakiej, bo krakowskiej z tradycjami. Nie wiedzieć czemu, od razu ją polubiłam i tak już zostało przez całe trzy lata opieki lub jak kto woli; trzy podarowane lata życia. Pani Gienia nie zrezygnowała z kłótni o leczenie, a nowoczesne lekarstwa zdawały się zagrażać jej egzystencji. A ja byłam skłonna do ugody. Czas wizyt, zdyscyplinowany w trakcie badania i pisania recept nagle się rozleniwiał nad filiżanką herbaty. Kiedy ja wychodziłam, córka zmagała się ze wszystkimi trudnościami, a przede wszystkim z napadami złości swojej starzejącej się i ciężko chorej mamy. Po roku dojrzałam do zadania pytania o wizytę kapelana. Patrzyłam na pełną gniewu i zmienioną twarz chorej. W oszczędnych słowach usłyszałam o złych księżach, złym Kościele i złym Bogu, który tak naprawdę jest za wszystko odpowiedzialny. Musiałam czekać jeszcze cały rok, zanim jakiś szczegół, zapach, obraz wywołał wspomnienia. Pani Gienia pochodziła ze wsi. Jako mała dziewczynka w czasie wojny była świadkiem najazdu Niemców na jej rodzinną miejscowość. Widziała egzekucję na sąsiadach, roztrzaskanie ich małego synka o płot, potem straciła matkę, a macochę wspominała jako kobietę bez serca. Lista winowajców rosła. Nienawidziła Niemców i wszystkich winnych jej osobistej tragedii. Czy mogłaby przebaczyć? NIE. Takich krzywd się nie wybacza, a ja jako przedstawiciel młodszego pokolenia w ogóle nie mam o tym pojęcia, Główny winowajca? Oczywiście Bóg, bo gdzież on wtedy był? Sprawa wydała mi się beznadziejna. Wtedy z pomocą przyszli wolontariusze. Najpierw zawiązała się grupa modlitewna, która przez miesiąc modliła się za chorą, następnie jedna z wolontariuszek postanowiła do końca życia chorej modlić się w jej intencji. Wiem, że wiele wycierpiała w sercu dla tej sprawy.