Jak koronawirus zmieni(ł) Kościół?
Pandemia przyniosła zmiany
2020-08-11
Kiedy piszę te słowa, epidemia niby dogasa, ale na Śląsku sytuacja jest nadal bardzo trudna. Ludzie zmęczeni noszeniem maseczek, dezynfekcją dłoni i przedłużającą się izolacją, uznali w większości, że epidemią nie ma się już co przejmować. To nie jest zbyt mądre. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że stosunek do koronawirusa i całego tego zamieszania zmienia się radykalnie w momencie, gdy choroba dopada kogoś z bliskich. Wtedy liczby zakażonych, które media podają codziennie, przestają być zimną statystyką. Zaraza staje się czymś realnym, bliskim, a nie tylko wydarzeniem medialnym. Człowiek zaczyna obliczać w myśli, ile dni upłynęło od ostatniego kontaktu z chorym. I uświadamia sobie, że wciąż żyjemy w stanie zagrożenia.
Czy wrócimy do kościoła?
Trudno w tej chwili o dokonanie jakiegoś pełnego bilansu zysków i strat, które koronawirus spowodował w Kościele. Wciąż daleko do upragnionej normalności. Nadal nie bardzo wiemy, czym się to skończy. Ale oczywiście trzeba stawiać pytania o Kościół w czasie zarazy. Co nowego zrozumieliśmy? W czym zawiedliśmy jako Kościół? Jakie nowe szanse się pojawiły? Zastrzegam, że ten tekst powstał w połowie czerwca. Wszelkie odpowiedzi są prowizoryczne.
Od czasu zniesienia ograniczeń liczby ludzi w świątyniach oraz zniesienia dyspensy ilość uczestników niedzielnej Mszy świętej wzrosła, ale nie wróciła do stanu sprzed epidemii. Jest nas w kościele co najmniej o połowę mniej. Tak to widzę w mojej parafii i słyszę od innych duszpasterzy podobne opinie. Być może część osób nadal boi się kontaktów ze względu na wiek czy stan zdrowia. Ale może jest tak, że część osób przyzwyczaiła się do niedzieli bez wyjścia do kościoła i nie zamierza powrócić.
W sondażowych badaniach, które przeprowadzono w Wielkiej Brytanii zapytano tamtejszych katolików o ich religijność w czasie pandemii. Okazało się, że aż 93 proc. katolików uczestniczyło w Mszach za pośrednictwem Internetu, z tego 66% regularnie. Dla 83% było to jedynie przejściowe rozwiązanie, jednak aż 17% stwierdziło, że pozostanie przy tej formie uczestnictwa nawet po zakończeniu pandemii. Ponadto 14% badanych uważa, że tak właśnie wygląda przyszłość życia religijnego. Podejrzewam, że w Polsce jest podobnie, choć odsetki mogą być nieco inne. Wielu traktowało transmisje Mszy świętej jako sytuację wyjątkową i tymczasową, ale jakiś procent wiernych uznał, że wirtualny udział w liturgii jest czymś wystarczającym.
Plusy i minusy
Katolicka Agencja Informacyjna przeprowadziła ankietę wśród biskupów i duszpasterzy na temat stanu Kościoła w Polsce po pandemii. W odpowiedziach ankietowanych osób uderza ostrożność. Respondenci podkreślają, że koronawirus dokonał swego rodzaju duchowego oczyszczenia, zmusił wielu ludzi do postawienia sobie pytania o wiarę i jej miejsce w życiu. Pełna zgoda. Czas przymusowej kwarantanny od praktyk religijnych sprawił, że po jej zakończeniu, trzeba znaleźć na nowo motywację do powrotu. Ktokolwiek przeżywał rehabilitację po zabiegu, po jakimś przymusowym unieruchomieniu, wie doskonale, że nieużywane mięśnie zanikają bardzo szybko. Powrót do normalnej sprawności wymaga wielu godzin mozolnych ćwiczeń i zabiegów rehabilitacyjnych. Aby to przetrwać, trzeba być zmotywowanym, trzeba tego bardzo chcieć. W życiu duchowym jest podobnie. Aby wrócić na tory regularnej praktyki sakramentalnej trzeba tego
mocno chcieć. Kto wie „po co”, ten pokona każde „jak”. Część ankietowanych osób widzi w tej wyjątkowej sytuacji szansę na odnalezienie bardziej osobistej więzi z Bogiem. Niemożność pójścia na Eucharystię rozbudziła w ludziach tęsknotę za Najświętszym Sakramentem, podkreślają
biskupi. Wiele osób zauważa znaczenie nowych inicjatyw duszpasterskich w Internecie, a także docenienie rodziny jako miejsca wspólnej modlitwy i przeżywania Mszy świętej on-line. Dodałbym od siebie, że Pierwsza Komunia w mniejszych grupach stwarza lepszą szansę głębszego przeżycia tej uroczystości. Przy czym dotyczy to rodzin, którym najbardziej na tej komunii zależało. Rodzice wzięli na siebie ciężar przygotowania dzieci na ostatniej prostej. Nie wiem jeszcze, jak to będzie z tymi, którzy czekają z Pierwszą Komunią aż sytuacja epidemiczna ulegnie poprawie.
We wspomnianej ankiecie pojawiają się także głosy zaniepokojenia. „Obawiam się jednak, że dla sporej grupy, szczególnie ludzi młodych, sytuacja po pandemii będzie dobrą okolicznością do zerwania częściowo lub całkowicie kontaktu z Kościołem” – zauważa płocki biskup pomocniczy Mirosław Milewski.
Czas pandemii nie przyczynił się to do pogłębienia wiary – twierdzi ks. Piotr Sadkiewicz, proboszcz parafii w Leśnej k. Żywca. „Spora część wiernych się oddaliła. Już usłyszałem, że «nie będzie chodził do spowiedzi, bo przecież wystarczy wzbudzić żal doskonały, więc po co się spowiadać przed księdzem», jak również: «nie chodziłem do kościoła przez 2 miesiące i nic się mi nie stało więc teraz też wystarczy chyba od czasu do czasu», «po co mam chodzić do kościoła skoro przez tyle tygodni się modlił cały świat i co…? Gdzie jest ten Bóg, skoro cały świat się pogrążył. Gdyby Bóg był i nas kochał to by już dawno zareagował»”. W ankiecie wybrzmiały także wypowiedzi oceniające reakcję Kościoła w Polsce na kryzys. Księża zasadniczo dostosowali się do narzuconych ograniczeń i przekonywali do nich wiernych.
Ojciec Józef Augustyn, ceniony rekolekcjonista, zauważył jednak krytycznie, że „pierwszy najtrudniejszy etap rozwoju epidemii, zdominowany został w duszpasterstwie przez sprawy zewnętrze i formalne: co wolno – czego nie wolno, udzielanie dyspens, znoszenie ich itp. Mało było natomiast działań i inicjatyw na szczeblu krajowym o charakterze duchowym, głęboko modlitewnym”. To prowadzi do wniosków bardziej ogólnych, że „nasze duszpasterstwo skoncentrowane jest na posługach sakramentalnych, na nauczaniu moralnym, administracji, mniej natomiast na wprowadzeniu w osobiste doświadczenie Boga, w życie duchowe oraz w osobistą odpowiedzialność moralną. Epidemia niewątpliwie stawia pytanie o duszpasterskie prowadzenie wiernych do dojrzałej wiary, do modlitwy, samodzielnego życia duchowego, dojrzałego sumienia”. Z kolei ks. Grzegorz Michalczyk, krajowy duszpasterz środowisk twórczych, ocenia negatywnie brak jedności wśród biskupów w kwestii wprowadzenia ujednoliconych w całej Polsce rozwiązań prawnych na czas epidemii. „Duże rozbieżności w tym zakresie (dyspensy, dyspozycje, zachęty)
wciąż powodują niemało zamieszania wśród wiernych” – uważa duszpasterz. Nie był to głos odosobniony. Wbrew narzekaniu wielu katolickich publicystów na to, że nasz Kościół jest zbyt tradycyjny i zbytnio skoncentrowany na ludowej pobożności, wydaje mi się, że właśnie ten rodzaj katolicyzmu okazał się najbardziej odporny na kryzys. Chodzi mi o ludzi, którzy po prostu nie wyobrażają sobie niedzieli bez Mszy świętej lub pójścia raz na miesiąc do spowiedzi. Wydaje się, że oni najszybciej powrócili do praktyk religijnych. W większości jest to jednak starsze pokolenie. Śmiem twierdzić, że epidemia wygoniła z kościołów najbardziej tych, którzy prezentują typ katolików „jestem wierzący, ale…”.
Co powinniśmy robić? Jednym z najciekawszych głosów na forum światowego Kościoła była refleksja kardynała Roberta Saraha, watykańskiego hierarchy pochodzącego z Gwinei. Otóż zwrócił on uwagę, że epidemia koronawirusa postawiła na ostrzu noża pytanie, po co właściwie jest Kościół. Zdaniem Saraha, Kościół w ostatnich latach za mocno skoncentrował się na walce o doczesny świat (ekologia, pokój, dialog, solidarność i sprawiedliwy podział bogactwa itd.). Te sprawy są słuszne, potrzebne i ważne, ale nie najważniejsze. Bo Kościół jest przede wszystkim po to, aby głosić, że istnieje inny świat. Misją Kościoła jest dawać nadzieję na życie wieczne.
Właśnie przez to pomaga on ludziom, że tę nadzieję głosi. Bez tej wielkiej nadziei wszystkie inne mniejsze nadzieje stają się mało istotne. „Wirus obnażył podstępną chorobę, która toczyła Kościół: wydawało mu się bowiem, że jest «z tego świata»” – zauważa kardynał Sarah. Kościół zbytnio starał się udowodnić swoją przydatność przez to, że podkreślał swoje zaangażowanie w poprawę ekologii czy ekonomii. Dlatego kardynał postuluje: „Kościół musi się zmienić. Nie może bać się szokować. Musi iść pod prąd. Musi przestać widzieć siebie jako jedną z instytucji tego świata. Musi przestać być społecznie użyteczny. Musi wrócić do tego, co stanowi jego sens: do wiary. Rolą Kościoła jest głoszenie, że Jezus pokonał śmierć poprzez swoje zmartwychwstanie. To sedno kościelnego przesłania. Kamień węgielny naszej wiary”.
Światowa epidemia zadała nam wszystkim do przemyślenia temat choroby i śmierci. A z tym wiąże się ściśle sprawa sensu życia. Zadaniem Kościoła jest przede wszystkim – pokazywanie sensu, wskazywanie na nadzieję nowego życia, a zarazem wzywanie do nawrócenia, do pokuty za grzechy, do zmiany hierarchii wartości. Tam, gdzie Kościół uległ już wcześniej zeświecczeniu i stał się jedynie instytucją charytatywną, tam epidemia przyśpieszy proces jego obumierania.Ale tam, gdzie ludzie wciąż szukają w Kościele przede wszystkim Boga, wiary, modlitwy, sakramentów i słowa Bożego, tam Kościół odrodzi się. Być może nawet po epidemii okaże się mocniejszy, bardziej zwrócony ku sprawom duchowym.
Priorytetem Kościoła w każdym czasie musi pozostać Bóg, głoszenie Królestwa Bożego. To z Boga płynie odwaga i siła ducha. Odpowiedzią Kościoła na pandemię strachu, która zapanowała w świecie, nie może być tylko przestrzeganie zasad higieny lub troska o odmrożenie gospodarki. Każda choroba jest nie tylko wyzwaniem dla ciała, ale także wyzwaniem dla duszy. Jest zaproszeniem do głębszej wiary, do budowania życia na skale, którą jest Bóg. Misją Kościoła jest przypominanie tej właśnie prawdy.
Zobacz całą zawartość numeru ►