Obecność przy chorym jest ważna

Nawet jeśli towarzyszy się osobie w śpiączce, bez kontaktu, to warto przy niej być i mówić jej: „cieszę się, że jesteś”. Najważniejsza jest przecież więź i miłość, która nas łączy.

zdjęcie: pixabay.com

2020-08-11

Początki mojej pracy z chorymi sięgają mojego dzieciństwa.

Wychowywałem się w domu, w którym mama chorowała na bardzo poważną chorobę – stwardnienie rozsiane. Odeszła, gdy miałem 24 lata. Odkąd pamiętam, można było u nas znaleźć różnego rodzaju sprzęty rehabilitacyjne, a do mamy przychodzili lekarze. Nie znam innego domu niż ten, w którym jednym z domowników była bardzo poważnie chora osoba. Dlatego też doskonale rozumiem, co to znaczy towarzyszyć osobie chorej, wiele aspektów opieki jest mi znanych z własnego doświadczenia i wnoszę je w swoje kapłańskie życie. Dzięki Bogu mogłem wychowywać się w domu, w którym wiara była ważna. Zarówno moja mama, jak i tata przeżywali cierpienie razem z Panem. Były oczywiście okresy trudu i buntu, ale wielką radość przynosiło nam właśnie trwanie w wierze katolickiej, a w szczególności przy Najświętszym Sakramencie.

Po prostu być blisko

W związku z tym, że przez wiele lat mama nie była w stanie uczestniczyć w życiu wspólnoty parafialnej, do naszego domu co miesiąc przychodzili kapłani, szczególnie ksiądz prałat Franciszek Resiak. To głównie on odwiedzał mamę z posługą sakramentalną w pierwsze piątki miesiąca. Był to nieodłączny element życia w naszym domu rodzinnym – kapłan, który przychodził z Najświętszym Sakramentem czy udzielający mamie sakramentu pokuty i pojednania. Zawsze przynosił słowo wsparcia, nadziei i nie zostawiał nas bez pomocy. W ten naturalny sposób duszpasterze wychowywali mnie do towarzyszenia, pokazując mi, w jaki sposób swoją postawą być przy chorych. Nauczyli mnie, że towarzyszenie jest najważniejsze i nie ogranicza się tylko do posługi sakramentalnej. Danie cząstki swojego człowieczeństwa jest tutaj wielce terapeutyczne. Jezus zawsze spoglądał z miłością na tych, których miał wokół siebie. Kapłan powinien naśladować Chrystusa przede wszystkim przychodząc do innych z miłością. Chciałbym podkreślić w tym miejscu nieocenioną posługę sióstr zakonnych, które wybrały życie na wyłączność dla Pana Boga w zgromadzeniu sióstr św. Elżbiety, powołanym do opieki nad chorymi. Także z ich strony nie zabrakło troski i opieki nad moją mamą. To one przynosiły radość, przychodząc np. do naszego domu kilkakrotnie ze wspólnotą Dzieci Maryi, które rozśpiewane, dawały nadzieję.

Częstym elementem życia i godzenia się z chorobą jest nie tylko przeżywanie samego cierpienia fizycznego, ale także tego w wymiarze duchowym. Wiele osób zostaje po prostu odrzuconych przez bliskich, z którymi do tej pory żyli, ze względu na swoją chorobę. Obserwowałem takie sytuacje nie tylko na przykładzie mojej mamy. Chorzy tęsknili zawsze za kontaktami z ludźmi, za normalnością życia codziennego: kontaktami towarzyskimi, kontaktem ze sztuką czy kulturą, a także ze wspólnotą wiary, do której przecież należeli. Myślę, że fakt odrzucenia przez społeczeństwo jest jednym z najtrudniejszych aspektów cierpienia. Inność, którą przynosi choroba, często nie pozwala funkcjonować im normalnie w środowisku swoich przyjaciół. Konieczne jest to, aby zadbać o ludzi chorych w zwykły sposób. Niewystarczające jest zapewnienie tylko opieki medycznej czy duchowej. Aspekt ludzkich relacji i obecności jest również bardzo ważny.

Chorzy są cenni

Moje doświadczenie nie ogranicza się tylko do przestrzeni domu rodzinnego. Z racji tego, że wykształciła się u mnie naturalna wrażliwość, posługa chorym w szerszym wymiarze nie była problemem. Zaangażowałem się w działalność Caritas mojego miasta, brałem udział jako wolontariusz w warsztatach terapii zajęciowej prowadzonych przez Caritas Archidiecezji Katowickiej, dwukrotnie pomagałem w turnusach rehabilitacyjno-rekreacyjnych dla osób z upośledzeniem intelektualnym i z innymi chorobami towarzyszącymi. Obserwując taką rzeczywistość, już jako młody człowiek nabrałem doświadczenia i wrażliwości. Mając za sobą formację w Ruchu Światło-Życie, byłem ukierunkowany na pokazywanie Boga również osobom chorym. Niejednokrotnie były to proste gesty, takie jak codzienna modlitwa, wspólne pójście na Eucharystię, przygotowanie do spowiedzi świętej, rozmowy o Panu Bogu, o Piśmie świętym czy podstawowa katecheza biblijna, opowiadająca wydarzenia z życia Jezusa i Maryi.

Osoba chora nie ma zamkniętej duszy. Jej dusza może jednoczyć się z Chrystusem. Potrzebuje do tego jednak prowadzenia i wsparcia. Nie można towarzyszyć osobie chorej, nie budując z nią relacji, nie tworząc atmosfery spotkania. Każdy chrześcijanin ma w obowiązku miłosierdzie względem osób chorych, które nie ma polegać na innym traktowaniu, ale właśnie na wrażliwości, również pastoralnej. Chorzy nie chcą być wyręczani. Często bywa tak, że opiekun chciałby zrobić wszystko za osobę chorą. Nie jest to jednak dobre rozwiązanie ze względu na to, że może odbierać choremu poczucie jego własnej wartości. Każdy z nas powinien wystrzegać się przekonania, że człowiek jest wart tylko tyle, ile może zrobić. Jest to absolutne kłamstwo, promowane przez dzisiejszy świat. Towarzyszenie osobom chorym powinno polegać na pokazywaniu wartości ich istnienia. Nawet jeśli towarzyszy się osobie w śpiączce, bez kontaktu, to warto przy niej być i mówić jej: „cieszę się, że jesteś”. Najważniejsza jest przecież więź i miłość, która nas łączy. Człowiek nie jest rzeczą, której można się pozbyć, gdy się popsuje. Każdy z nas ma godność Bożego dziecka i jest miłowany przez Stwórcę. 

Szczególne miejsce w pamięci mego serca zajmuje dwumiesięczny staż w Szpitalu Miejskim w Tychach, na oddziale internistycznym. Z jednej strony posługiwałem tam jako pielęgniarz, ale również zajmowałem się wspieraniem chorych. Najbardziej właśnie cenię sobie momenty, w których mogłem porozmawiać z chorymi, szczególnie tymi, którzy umierali. Dotykanie śmierci ubogaca oraz podkreśla przemijalność i wartość ludzkiego życia. Śmierć nie jest obojętna i dotyka najmocniej serc żyjących. Chrystus zlecił apostołom uzdrawianie chorych. Papież Franciszek w swoim nauczaniu nieustannie przypomina, że właśnie osoby chore, czyli te, które często zepchnięte są na margines życia społecznego, powinny znaleźć się w centrum dzisiejszego duszpasterstwa. Winni się o nich troszczyć nie tylko kapłani i biskupi, ale również wspólnoty (także te parafialne), do których należymy.


Zobacz całą zawartość numeru ► 

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2020nr08, Z cyklu:, Kapłan wśród chorych

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024