Jezus mnie opatruje
„Opatrzył mu rany i pielęgnował go”.
2020-10-05
Rozważanie do fragmentu Ewangelii Łk 10, 25-37
XXVII tydzień zwykły
Przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie była tematem wielu rekolekcji, w których uczestniczyłam jako lekarz, także jako lekarz hospicjum. Zwykle akcent był położony na zakończenie przypowieści: „Idź, i ty czyń podobnie!” To ja – lekarz – mam dostrzec, wzruszyć się, podejść i jak najlepiej pomóc choremu, a nawet zorganizować potrzebną opiekę. Nie żałować swojego czasu, służyć tym, co posiadam (nie tylko umiejętnością leczenia ran, ale także czasem, dobrami materialnymi – środkiem transportu, pieniędzmi). To oczywiście prawda i dobrze jest przypominać sobie, że mam być „Miłosiernym Samarytaninem” dla moich pacjentów.
Dziś chciałabym spojrzeć na tę przypowieść z drugiej strony. To ja jestem tym człowiekiem, którego zbójcy obdarli, rany zadali i zostawili na niechybną śmierć. Nie mogę pomóc sobie sama, potrzebuję pomocy, ale „porządni” ludzie mijają mnie… „dobrze jej tak, sama sobie jest winna, nie chcę mieć z nią nic wspólnego, to nie moja sprawa...”
Jeśli zbójcy są obrazem złych duchów, których pokusie uległam i zostałam obdarta, poraniona, skazana na śmierć (bo tym kończy się każdy grzech) to jedyną nadzieją dla mnie jest Jezus – Miłosierny Samarytanin, który widzi mnie, widzi moje rany i z czułością je opatruje, zawozi mnie w bezpieczne miejsce i płaci za moje leczenie nie dwoma denarami, ale swoim Życiem, swoją Krwią!