Łaska braku i łaska powrotu
W tej odległej od Boga krainie wszystko ma swój koniec. Tylko bliskość Boga sprawia, że pozostajemy w trwającej wiecznie, niekończącej się miłości.
2021-03-06
II tydzień Wielkiego Postu
W Biblii nierzadko są przedstawiani dwaj synowie: starszy otrzymuje często złą rolę, a młodszy dobrą. Dla przykładu mamy takie postaci, jak: Kain i Abel, Ezaw i Jakub itd., gdzie wszyscy są synami. W historii tutaj przedstawianej Jezus ukazuje młodszego syna, idącego drogą, którą kroczyli Adam i Ewa na samym początku historii ludzi (por. Rdz 3). Tak jak Adam, młodszy syn wyciąga dłoń, by „położyć rękę” na dziedzictwie, które Ojciec chciał mu dać w wymiarze całej wieczności. Bierze, zamiast przyjmować. Ojciec dzieli wszystkie swoje dobra między obu synów - wszystkie swoje dzieci. Robi to nawet wtedy, gdy są „niegodziwi”. Mogę więc być pewien, że Bóg daje mi siebie samego, niezależnie od mojego grzechu, mojej niewdzięczności, mojej ignorancji.
Kiedy syn zgromadził już wszystkie swoje „dobra”, znalazł się „daleko”. Jest daleko od Ojca, zerwał z nim więzi zaufania. Mimo, iż otrzymany przez niego spadek był wielki, szybko zaczął topnieć. W tej odległej od Boga krainie wszystko ma swój koniec. Tylko bliskość Boga sprawia, że pozostajemy w trwającej wiecznie, niekończącej się miłości.
W konsekwencji syn wkrótce znalazł się w potrzebie, nie mając już żadnych własnych zasobów. Fakt przebywania w „odległym kraju” tylko wzmaga jego cierpienie. Innymi słowy, organizowanie sobie życia poza Ojcem jest całkowitą porażką, klęską życiową. Paradoksalnie, w tej sytuacji młodszy syn otrzymuje pierwszą łaskę: doświadcza braku. Jest to łaska, ponieważ będzie to dla niego sygnał, który doprowadzi go do uświadomienia sobie tego, co stracił. Czasami Bóg przemawia do nas przez nasze braki, nasze trudne doświadczenia, gdy wiążą się one z naszą niewiernością, naszym oddaleniem.
W obliczu braku, co czynić? Pierwsze rozwiązanie, jakie się nasuwa, jest bardzo ludzkie: syn idzie do pracy! Ale jest to rozwiązanie ciągle z dala od Ojca, z dala od Boga. On jeszcze nie wie, co może złagodzić jego obecny niepokój i oddać mu życie, życie, które znał już wcześniej, z Ojcem. Znajduje pracę jako pastuch świń. Wiemy, że dla Żydów świnia jest zwierzęciem nieczystym. Dla syna, który zajmuje się świniami, w dodatku w obcym kraju, wszystko to jest szczytem niepowodzenia. Nie mógł upaść niżej. Porzuciwszy swego Ojca, zmuszony jest zaakceptować życie w nieczystości.
„Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników”. Oto druga łaska: powrót do życia wewnętrznego! To nie było jeszcze życie wysoce duchowe. To był tylko powrót do samego siebie, podyktowany głodem, bo jeśli syn pamięta swojego Ojca, to przede wszystkim z powodu obfitości chleba. Nie ma tu jeszcze doskonałego żalu z powodu popełnionych błędów, ale z pewnością syn jest już świadomy, że odwrócił się od Boga i swoich bliskich. Jest świadomy tego, że nie był wierny godności bycia synem. Otrzymał łaskę, aby uznać ową rzeczywistość - jest nią prawda. Popełnia jednakże pewien błąd, a mianowicie: wymierza sam sobie karę. „Traktuj mnie jak jednego z twoich sług”. Pozostaje przez to w ludzkim, zewnętrznym, legalistycznym osądzie, który nie bierze pod uwagę relacji z Ojcem; w osądzie, który tnie i odcina, który oddziela. Nie wierzy, że Ojciec może mu całkowicie przebaczyć i na nowo obdarzyć pełnią synostwa. Nie wie, że Ojciec codziennie wygląda jego powrotu i że mu już dawno wybaczył.
Wiemy jak zakończy się ta opowieść. Chcę jednak zatrzymać się w tym miejscu, skupiwszy się na tych dwóch łaskach syna marnotrawnego, tak bardzo nam potrzebnych do dobrego przejścia przez czas Wielkiego Postu: łaski braku i łaski powrotu do życia wewnętrznego przez prawdę. Czasami mamy poczucie, że Bóg nam coś odbiera z dotychczasowego życia: zdrowie, bliskich, pracę. Zamiast buntu i pretensji, może warto zapytać o to, czy nie chodzi w tym wszystkim o moją przemianę i o pewien powrót do swojego wnętrza, do posłuchania cichego głosu sumienia i zawrócenia z błędnego kierunku? Przebywanie wśród świń nie jest ani życiowym sukcesem, ani moim powołaniem. Czy wystarczy mi odwagi i ufności by „zabrać się i powrócić do Ojca”? Może początkowo policzki moje będą płonąć wstydem, ale radość i odnaleziona utracona miłość do Ojca sprawią, że narodzimy się na nowo. Czas więc, by podjąć decyzję: Ojciec czy świnie?