Radość cierpienia?

Akceptacja cierpienia, która nieraz jest wynikiem długiego procesu, prowadzi ostatecznie do wolności i równowagi wewnętrznej, pozwalając patrzeć na wszystkie doświadczenia życiowe w świetle wiary.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2021-10-05

Sposób przeżywania cierpienia przez chrześcijanina posiada swoją specyfikę. Przede wszystkim zakorzenione jest w relacji do Boga. Wypływa również ze wskazań Ewangelii, a szczególnie z wezwania Jezusa do naśladowania Go: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9, 23). Czy można jednak mówić o radości cierpienia? Czy to nie nadużycie i przesada?

Należy najpierw zauważyć, że wobec cierpienia każdy człowiek jest nowicjuszem. Można pięknie mówić i pisać o cierpieniu, dopóki ono nie dotyka nas  samych. Gdy jednak przychodzi – zwłaszcza nagle – wszystko okazuje się puste, banalne, nieadekwatne. Gdy widzimy cierpienie innych, pojawia się w nas być może współczucie, ale zwykle ono „nas nie dotyczy”. Dopiero własne cierpienie pokazuje, jak trudno je przyjąć i zaakceptować.

Różne postawy wobec cierpienia

Pierwsza reakcja na ból i własne cierpienie może prowadzić do różnorodnych postaw. Jedną z nich jest ostentacyjna obojętność. Pod fałszywą maską odwagi kryje się wówczas brak poczucia bezpieczeństwa i strach. Zewnętrzna, pozorna obojętność na trudną sytuację jest mechanizmem obronnym i brakiem odwagi, by przyznać się do własnych lęków, nieumiejętności akceptacji cierpienia i potrzeby pomocy ze strony innych. Szczególnie silne osobowości i twarde charaktery narażone są na tego typu reakcje. Trudno im bowiem przyznać się do słabości i prosić innych o pomoc.

Inni reagują na cierpienie w sposób zaprzeczający. Odrzucają możliwość cierpienia, buntują się przeciw niemu, jak początkowo czynił biblijny Hiob. Szukają winnych i odpowiedzialnych. za swoje położenie, a „kozłem ofiarnym” staje się zwykle osoba Boga. Takie reakcje na cierpienie dotyczą najczęściej osób o buntowniczym nastawieniu do życia,  walczących, nie uznających kompromisów, nie poddających się.

Wobec cierpienia może pojawić się także rezygnacja. Prowadzi ona do bezsilnej zgody na cierpienie, które jest odbierane jako próba i zagrożenie; z którym nie warto walczyć, ale biernie się mu poddać. Osoby reagujące w ten sposób cechuje negatywne myślenie, apatia, brak radości i motywacji do życia. Ponadto nie chcą wyzdrowieć, można powiedzieć, że „urządzili się w swojej chorobie”. Cierpienie przynosi im pewne korzyści, profity, np. zapewnia opiekę ze strony innych, troskę, współczucie, uwalnia od codziennych obowiązków, czy konieczności pracy.

Najbardziej dojrzałą – z punktu widzenia psychologii – reakcją wobec cierpienia wydaje się być akceptacja, która jest zgodą na rzeczywistość związaną z bólem i cierpieniem. Akceptacja nie wyklucza wcześniejszego buntu, ani tym bardziej trudu eliminacji cierpienia. Nie oznacza również biernej rezygnacji. Cechuje osoby dojrzałe emocjonalnie i duchowo. Akceptacja cierpienia, która nieraz jest wynikiem długiego procesu, prowadzi ostatecznie do równowagi wewnętrznej, pozwalając patrzeć na wszystkie doświadczenia życiowe w świetle wiary.

Profesor Krystyna Osińska, osoba o ogromnej empatii i doświadczeniu we wspomaganiu chorych, autorka wielu publikacji naukowych z zakresu m.in. psychologii, ujmuje drogę cierpienia w pewnym schemacie, składającym się z trzech etapów: zaskoczenia, poszukiwania równowagi oraz uwolnienia od uzależnień chorobowych.

Etap zaskoczenia związany jest z początkiem cierpienia. Cechuje go oczekiwanie na diagnozę i brak pewności wyleczenia; charakteryzuje go niepokój i znerwicowanie. Człowiek cierpiący nie radzi sobie z zaistniałą nową sytuacją, co w efekcie może prowadzić do konfliktów w relacjach z innymi, szczególnie z rodziną czy personelem medycznym.

Etap poszukiwania równowagi jest okresem bardziej racjonalnym. Może charakteryzować się różnym przebiegiem i podejściem do cierpienia. Podejście negatywne na tym etapie charakteryzuje egoizm, wykorzystywanie dobroci i miłości bliźnich, bierne dostosowanie się do cierpienia. Natomiast w przebiegu pozytywnym wszystkie działania chorego są przemyślane i celowe, zmierzają do odzyskania zdrowia

i zaangażowania w życie mimo cierpienia; towarzyszy im refleksja nad wartościami, celem i sensem życia, właściwe relacje do Boga, innych ludzi, pogłębienie życia duchowego i moralnego.

Etap uwolnienia od uzależnień chorobowych cechuje umiejętność cierpienia ze spokojem, z poczuciem jego sensu, a nawet z radością. Jest to czas, w którym chory uwalnia się od egoizmu i nadmiernej koncentracji na sobie i swoim cierpieniu. Jest wtedy w stanie podjąć aktywność i obowiązki na miarę swoich możliwości. Jest to etap, kiedy chory z cierpiętnika staje się cierpiącym. Oznacza to, że przestaje swoje cierpienie manifestować, a zaczyna je przeżywać. Wejście na ten etap często daje choremu siłę do przewartościowania swojego życia, ofiary z siebie dla dobra innych (duchowość Apostolstwa Chorych) oraz walki o powrót do zdrowia.

Sposób przeżywania cierpienia może w konsekwencji prowadzić do różnych postaw o charakterze negatywnym lub wręcz patologicznym oraz pozytywnym. Cierpienie może wyzwalać w człowieku cechy egoistyczne, dalekie od postaw ewangelicznych. Psychologia zalicza do nich:

• „biorcę”, który pasożytuje na cudzej dobroci i bezinteresowności;

• „hipochondryka”, którego cechuje stała dyspozycja do chorowania;

• „malkontenta” ciągle niezadowolonego z diagnozy, leczenia, rehabilitacji;

• „zasłużonego”, czyli stałego bywalca szpitali, sanatoriów, ośrodków zdrowia;

• „statystę”, biernego wobec diagnozy, rokowania i przebiegu choroby;

• „żebraka”, który czerpie wymierne korzyści z choroby;

• „zawodowca”, który choruje zawodowo i jest zamknięty w sobie;

• „świętoszka”, dewocyjnego cierpiętnika, który „cierpi za miliony”, oczekując, że będzie za to podziwiany.

Cierpienie może również wyzwalać postawy pozytywne, twórcze, umożliwiające osobowościowy i duchowy rozwój. Wśród najważniejszych należy wymienić:

• „dawcę” bezinteresownie otwartego na innych;

• „samarytanina” z wyczuciem i skutecznie wspomagającego innych;

• „pomocnika”, który odnajduje głęboki sens cierpienia, współdziała w procesie leczenia;

• „konspiratora”, który cierpi w cierpliwości i milczeniu, wspierając innych;

• „poszukiwacza” cierpiącego w sposób aktywny i twórczy;

• „żołnierza”, który znosi chorobę, cierpienie odważnie, energicznie;

• „artystę”, przeżywającego cierpienie w sposób estetyczny, z radością i nadzieją;

• „bohatera”, czyli ideowca rozwijającego w cierpieniu swoją osobowość oraz pozytywne cechy charakteru.

Kara, łaska, tajemnica...

Bóg stwarzał świat z miłości. Każde dzieło, wychodzące ze stwórczych rąk Boga było „dobre”, zaś człowiek uzyskał wyjątkowy status dzieła „bardzo dobrego” (zob. Rdz 1, 31). Stwórca nie powołał do istnienia człowieka z defektem cierpienia. Biblijny raj stał się miejscem pierwotnego stanu szczęścia, a zarazem pierwszego buntu (grzechu) wobec Boga, z jego bolesnymi konsekwencjami. Był to wolny wybór człowieka, który uległ pokusie szatana. Konsekwencją grzechu pierworodnego jest naruszenie piękna relacji z Bogiem, drugim człowiekiem, z światem przyrody, ze samym sobą, czyli także pojawienie się zła w świecie. Cierpienie związane jest więc z kondycją człowieka po rajskim upadku Adama i Ewy, naszych Prarodziców, czyli po grzechu pierworodnym.

Nie jest ono Bożą karą, a przynajmniej nie w naszym, ludzkim rozumieniu. Niektóre cierpienia są po prostu skutkiem życia człowieka w grzechu, jak np. AIDS – konsekwencja rozwiązłości seksualnej. To nie kara Boża, to skutek grzesznych wyborów człowieka. Maryja też przecież wiele wycierpiała na ziemi, a jak wiemy nie miała żadnego grzechu. Szła drogą krzyżową nie dlatego, że zasłużyła na taki los. Przeświadczenie, że cierpienie jest karą za grzechy byłoby czynieniem z Boga mściwego sędziego. Tymczasem Bóg jest Miłością! Kocha nas i chce naszego dobra. Bóg pragnie być naszym Lekarzem. Ojcowską troskę o cierpiących potwierdził najbardziej w osobie Syna: Jezus „wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby” (Mt 8, 17).

Tylko oczami wiary można zobaczyć prawdę, że w każdym cierpieniu człowieka obecny jest Bóg, który współcierpi z nim i w nim. W Chrystusie Bóg nie wyjaśnił cierpienia – On wziął je na Siebie, na krzyż. Czy można dać większy dowód miłości? Niekiedy dopiero cierpienie otwiera człowiekowi oczy – na Boga, na życie, na świat. Samo cierpienie może minąć, ale to, co się przecierpiało, zawsze pozostawia ślad.

Dlatego wszyscy potrzebujemy spojrzenia wiary na tajemnicę cierpienia i przekonania, że ono nigdy w naszym życiu nie ma ostatniego słowa.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, Cogiel Renata Katarzyna, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr08, Z cyklu:, Z bliska

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024