Duchowość w czasie pandemii

Cnota miłosierdzia, w dobie pandemii szczególnie poszukiwana, sprawia, że duchowość, jakkolwiek ją rozumiemy, nadaje życiu smak.

zdjęcie: printerest.com

2021-10-07

„Za” i „przeciw” duchowości

Obserwując to, co się dzieje w wyniku ogłoszonej pandemii koronawirusa w Polsce i na całym świecie, warto postawić sobie pytanie o życie duchowe – o to, czy zaistniałe okoliczności utrudniają czy raczej sprzyjają przeżywaniu relacji chrześcijanina z Bogiem?

Z jednej bowiem strony dotyka nas powszechna niepewność jutra, liczne ograniczenia związane z reżimem sanitarnym, zniechęcenie, a do tego przypadki ciężkich zachorowań, a nawet śmierci najbliższych lub znajomych. Jednak z drugiej strony ta niecodzienna sytuacja izolacji i bezradności skłania do zastanowienia się nad sensem życia oraz znaczeniem wszystkich dotychczasowych wysiłków i starań o sprawy osobiste czy zawodowe. O ile dla jednych limit osób w kościołach służy do usprawiedliwienia się z zaniedbywanego dotychczas życia sakramentalnego, to dla innych, zwłaszcza osób starszych, jest to dodatkowe cierpienie, jakie rodzi się z tęsknoty za Bogiem, za normalnością.

Niezależnie od sytuacji pandemicznej, a być może właśnie w związku z nią, obserwujemy nierzadkie przypadki profanowania świątyń, pomników i innych wartości narodowych, może wskutek frustracji albo przewrotnie pojętej wolności. Coraz częstsze są także formalne deklaracje odejścia od Kościoła katolickiego i wiary, nawet bardzo młodych ludzi. Czy w tym wszystkim jest jeszcze miejsce na duchowość?

Pojęcie duchowości

Odpowiedź na to pytanie nie jest ani prosta, ani jednoznaczna. Lecz aby jej udzielić trzeba najpierw uściślić, czym jest duchowość. Samo pojęcie (łac. spiritualitas) sięga początków V wieku. Jednak współcześnie stało się na tyle popularne i używane do określania różnych rzeczywistości, często dalekich od życia religijnego, z którym zwykle je kojarzymy, że można mówić o swoistej modzie na duchowość.

By więc nie pogubić się w gąszczu wieloznaczności tego pojęcia, sięgnijmy do inspirującej myśli św. Jana Pawła II, który jeszcze jako arcybiskup Krakowa w 1968 roku wydał książkę pt. „Osoba i czyn”. Stwierdza w niej między innymi, że każdy człowiek jako osoba spełniająca się poprzez swój czyn, ma wrodzoną zdolność do autotranscendencji. Tym pojęciem, które dosłownie oznacza samoprzekraczanie, kardynał Karol Wojtyła określa to, co wyróżnia człowieka spośród innych stworzeń. Jest nim otwartość na otaczający świat, jego tajemnicę i piękno; jakiś rodzaj ciekawości i chęci poznawania samego siebie, innych i wszystkiego wokół; wrażliwość na piękno, dobro i prawdę. Autotranscendencja, jako zdolność wychodzenia poza siebie oraz przekraczania siebie w czasie i przestrzeni, wyraża się w tym, co specyficznie ludzkie, a więc w zdolności do abstrakcyjnego myślenia, w posługiwaniu się mową, pismem i symbolami, w zdolności tworzenia itd. Jednym słowem, autotranscendencja wyraża się w szeroko rozumianej kulturze, która pozwala człowiekowi wznieść się nad poziom jego biologiczno-psychicznej natury.

Duchowość antropogeniczna

Zdaniem kardynała Wojtyły na doświadczeniu tej autotranscendencji opiera się przekonanie o duchowości człowieka. Często jednak duchowość bywa rozumiana dość jednostronnie, jako coś niematerialnego. Tymczasem owo transcendowanie aktualizuje się w człowieku nie inaczej, jak przy zaangażowaniu jego cielesności i tego, co materialne. Dlatego już jako papież w adhortacji „Familiaris consortio” o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym (nr 11) i w liście do rodzin „Gratissimam sane” (nr 19) napisał, że człowiek to nie tyle złożenie dwóch przeciwstawnych elementów, jakimi są dusza i ciało – jak zwykło się mówić, lecz to „duch ucieleśniony, czyli dusza, która się wyraża poprzez ciało, i ciało formowane przez nieśmiertelnego ducha”. Tym zaś, co te dwa nierozerwalne wymiary dynamizuje i uzdalnia do transcendencji jest miłość.

W tym sensie każdy bez wyjątku człowiek ma jakąś swoją duchowość, w której się on wyraża i która w jakiś sposób określa jego tożsamość oraz niepowtarzalność – jego wyjątkowość. A skoro każdy człowiek rodzi się ze zdolnością do autotranscendencji, to ma ona swe źródło i zakorzenienie w samej jego naturze. Z tej racji duchowość naturalną nazywam duchowością antropogeniczną od złożenia dwóch greckich słów anthropos (człowiek) i génese (źródło, początek).

Wrodzoną zdolność do autotranscendencji, która przejawia się w duchowości antropogenicznej, można porównać do zdolności mówienia, którą posiada każde zdrowo urodzone dziecko. Jednak to, jakim będzie mówić językiem, w jaki sposób (poprawnie pod względem dykcyjnym czy byle jak), a także co będzie mówić (piękne zdania czy wulgaryzmy), w dużym stopniu zależy od wychowania, a więc wpływu środowiska, i samowychowania, czyli pracy nad własnym rozwojem.

Podobnie rzecz ma się z duchowością antropogeniczną, czyli tą na poziomie naturalnym. Jeśli ta wrażliwość i swoista ciekawość otaczającego świata zostanie ukierunkowana soteryjnie, to znaczy na to, w czym lub w kim człowiek upatruje swego bezpieczeństwa zarówno za życia, jak i po śmierci, a także na to, co lub kto może nadać sens jego egzystencji, to wówczas mówimy o duchowości religijnej. Duchowość religijną przejawia więc każdy człowiek, który wierzy w jakiegoś boga, przyjmuje jakiś system wartości i zasad etycznych oraz spełnia jakieś akty kultu (obrzędy i modlitwy). Jeżeli natomiast dzięki temu wrodzonemu uzdolnieniu człowiek – czy to pod wpływem środowiska czy z własnej inicjatywy – otworzy się na Boga w Trójcy Osób, który objawił się w Jezusie Chrystusie i stale udziela się w Kościele świętym poprzez Słowo Boże i sakramenty, wówczas mówimy o duchowości chrześcijańskiej.

Łaska buduje na naturze

Potwierdza się średniowieczne adagium teologiczne, które głosi, że łaska Boża nie niszczy natury, ale ją udoskonala i na niej buduje (gratia non tollit naturam, sed eam elevat et perficit). Duchowość chrześcijańska jest zatem nie tylko szczególną postacią duchowości religijnej, ale ją przewyższa, gdyż to Bóg sam wychodzi naprzeciw człowiekowi, który Go szuka. Jest więc duchowością „odgórną”, a więc nie według wyobrażeń i potrzeb człowieka, lecz według zbawczego planu Boga. Jest duchowością nadprzyrodzoną, to znaczy przerasta poziom przyrodzony, wpisany w naturę. Jednak bazuje na mechanizmach właściwych duchowości antropogenicznej. Z tej racji w każdej duchowości religijnej znajdziemy podobne elementy, jak chociażby postawy czy gesty modlitewne albo rytuały. Jednak w duchowości chrześcijańskiej mają one odniesienie już nie do wytworów człowieka, lecz do żywej i realnej Osoby Boga Trójjedynego. Z punktu widzenia wiary chrześcijańskiej oznacza to, że życie duchowe, czyli pod wpływem Ducha Świętego, jest nie tyle jedną z wielu duchowości religijnych, lecz dzięki samoudzielaniu się Boga w Chrystusie daleko je przekracza. Błędem byłoby zatem duchowość chrześcijańską, będącą wynikiem współpracy z łaską Bożą, stawiać na równi z jakimikolwiek innymi przejawami duchowości antropogenicznej, wśród których bogactwo ludzkiej psychiki i intelektu zajmują szczególne miejsce.

Budowniczowie duchowego gmachu

Powróćmy teraz do pytania postawionego na początku: czy w kontekście obecnej sytuacji jest miejsce na duchowość? Mając na uwadze poczynione wyżej uściślenia, można dać odpowiedź jak najbardziej pozytywną. Co więcej, w trosce o człowieka, który doświadcza cierpienia w różnej postaci, właśnie na płaszczyźnie duchowości mogą spotkać się zarówno lekarze, terapeuci, psychologowie, jak i duszpasterze. Każdy ma swoje niezastąpione zadanie w tym względzie.

W teologii duchowości mówi się o organizmie duchowym, który analogicznie do cielesnego organizmu podlega prawu rozwoju. Z uwagi na integralność osoby ludzkiej, wyrażającej się w tym, że człowiek to ucieleśniony duch i zarazem uduchowione ciało, rozwój duchowy aż do pełni, jaką jest zjednoczenie z Chrystusem, a więc świętość, a także kondycja cielesno-psychiczna, wzajemnie się warunkują. Dobrze o tym wiedzą wszyscy, którzy opiekują się chorymi. Wspólną troskę o człowieka w ogóle, a zwłaszcza w sytuacji wielowymiarowego cierpienia, także spowodowanego przez Covid-19, można porównać do pracy przy budowie domu, wykończaniu go i utrzymaniu. Do takiego porównania skłaniają słowa św. Pawła Apostoła, który w Pierwszym Liście do Koryntian pisze, że wskutek chrztu świętego jesteśmy Bożą budowlą i świątynią Boga, która jest święta, bo mieszka w niej Duch Boży (zob. 1 Kor 3, 9; 3, 16-17; 6, 19; 2 Kor 6, 16; Ef 2, 21). Jedni więc kładą solidny fundament, od którego będzie w przyszłości zależeć trwałość i stabilność całej budowli. To są przede wszystkim rodzice. Inni tworzą całą konstrukcję gmachu, co jest zadaniem nauczycieli i wychowawców. Jeszcze inni zajmują się jego wykończaniem i upiększaniem zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz. O to zaś troszczą się duszpasterze, a szczególnie spowiednik i kierownik duchowy. Trzeba ponadto zadbać o konserwację obiektu i jego bieżące utrzymanie, a niekiedy pilny remont elewacji czy wnętrza. Wtedy wkraczają ze swoją specjalistyczną wiedzą i umiejętnościami lekarze, terapeuci, pielęgniarze, a nierzadko także psychologowie. Wszyscy działają w jednym celu, choć na różnych poziomach, w różny sposób i przy użyciu odmiennych środków. Ale tym, co łączy ich starania, jest dobro człowieka: doczesne – przyrodzone i nadprzyrodzone – wieczne.

Drabiną do nieba

Święty Franciszek Salezy († 1622), biskup Genewy i Doktor Kościoła, w słynnym dziele „Filotea” porównuje życie duchowe do drabiny, którą we śnie widział patriarcha Jakub (por. Rdz 28, 12). Dosięgała ona nieba, zaś aniołowie wchodzili po niej w górę i schodzili na dół. Boki drabiny to sakramenty i modlitwa, zaś jej szczeble to cnoty, a wśród nich miłosierdzie, które wyraża się głównie w działaniu na rzecz potrzebujących. Jak posługiwanie się drabiną z brakującymi szczeblami jest niebezpieczne, tak duchowość chrześcijańska, która ograniczałaby się jedynie do modlitwy oraz korzystania z sakramentów, zwłaszcza Eucharystii i pokuty, a nie obejmowała na przykład dzieł miłosierdzia, byłaby niedojrzała i niepełna; byłaby rodzajem dewocji. Tymczasem wypełnianie przykazania miłości Boga przez oddawanie czci Stwórcy i posłuszeństwo względem Niego, a także wypełnianie przykazania miłości bliźniego przez bezinteresowną troskę o dobro drugiego człowieka kimkolwiek by był, to wyznaczniki dojrzałej duchowości, także tej antropogenicznej.

Święty Jan Paweł II w pierwszej swej encyklice „Redemptor hominis” stwierdził, że „człowiek jest pierwszą drogą, po której winien kroczyć Kościół w wypełnianiu swojego posłannictwa, jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła, drogą wyznaczoną przez samego Chrystusa, drogą, która nieodmiennie prowadzi przez Tajemnice Wcielenia i Odkupienia” (nr 14). Natomiast papież Franciszek z okazji Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia (8.12.2015- 20.11.2016) Kościół, który ma być zatroskany o człowieka, parokrotnie porównał do szpitala polowego. W szpitalu polowym trzeba natychmiast leczyć rany i ratować życie. Tam nie ma czasu i miejsca na diagnozy, długotrwałe analizy czy specjalistyczne leczenie. Taka też powinna być chrześcijańska duchowość w tym trudnym czasie – inspirująca do wielkodusznej i spontanicznej służby, która obejmowałaby całego człowieka, będącego ucieleśnionym duchem i uduchowionym ciałem.

„Wyobraźnia” i „balsam” miłosierdzia

Wraz z pandemią koronawirusa rozwija się swoista pandemia strachu, wyizolowania i obojętności, a czasem nawet podejrzliwości oraz wzajemnej agresji. W jednym i drugim przypadku pilnie potrzeba nie tylko fachowej pomocy medycznej i pielęgnacyjnej, ale także duchowego wsparcia. A zatem potrzeba troski o zdrowie integralne, które obejmuje całego człowieka, zarówno jego wymiar cielesny, jak i duchowy. Oprócz szczepionki i innych lekarstw konieczna jest „wyobraźnia miłosierdzia”, do której wzywał św. Jan Paweł II, i „balsam miłosierdzia”, o którym mówił papież Franciszek. O ile „wyobraźnia miłosierdzia” otwiera oczy i serca na potrzeby drugiego człowieka, zbliżając ludzi do siebie, to „balsam miłosierdzia” koi cierpienie i przynosi uzdrowienie. Takim „balsamem” miłosierdzia może być zwyczajne dobre słowo, przyjazny gest, obecność… Miłosierdzie bowiem to szczególna postać miłości, która pochyla się nad wieloraką ludzką nędzą, ale nie z litości, lecz z szacunku dla osoby. To właśnie wyraża łaciński sens tego słowa: misericordia – dać serce biednemu (miseri – cor – dare).

Cnota miłosierdzia, w dobie pandemii szczególnie poszukiwana, sprawia, że duchowość, jakkolwiek ją rozumiemy, nadaje życiu smak. Dlatego ostatnio coraz częściej w teologii zauważa się, że duchowość chrześcijańska zorientowana jest na miłosierdzie – ma miłosierdziowy wymiar. Prawda o Bogu bogatym w Miłosierdzie i prawda o człowieku, który potrzebuje miłosierdzia, przenikają bowiem wszystkie aspekty duchowości chrześcijańskiej.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr05, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024