Modlitwa Jezusowa – serce przy sercu
Szkoła modlitwy. Chociaż sięga swymi korzeniami do najstarszej chrześcijańskiej tradycji, nie straciła niczego ze swej aktualności. Przeciwnie, można nawet powiedzieć, że przeżywa dziś swoisty renesans. Sięgają po nią zarówno młodzi, jak i starzy, niezależnie od powołania czy wykształcenia. Modlitwa Jezusowa – w swoich rozmaitych odmianach, znana również jako modlitwa serca lub modlitwa skupienia nabytego. Co sprawia, że jest tak wartościowa i dlaczego warto ją praktykować?
2021-10-07
Chociaż sięga swymi korzeniami do najstarszej chrześcijańskiej tradycji, nie straciła niczego ze swej aktualności. Przeciwnie, można nawet powiedzieć, że przeżywa dziś swoisty renesans. Sięgają po nią zarówno młodzi, jak i starzy, niezależnie od powołania czy wykształcenia. Modlitwa Jezusowa – w swoich rozmaitych odmianach, znana również jako modlitwa serca lub modlitwa skupienia nabytego. Co sprawia, że jest tak wartościowa i dlaczego warto ją praktykować?
Wszystko zaczęło się już w IV wieku w Egipcie. Wtedy to wychodzący na pustynie i szukający odosobnienia w rozmaitych ustronnych, często skalistych miejscach asceci-pustelnicy, zaczęli praktykować specyficzny rodzaj modlitwy, który miał ich doprowadzić do bliskości i zażyłości z Bogiem. Chodziło o umiejętność nieustannego trwania w Jego obecności. Egipscy Ojcowie Pustyni pragnęli upodobnić się w swojej modlitwie do Jezusa, który doskonale zjednoczony z Ojcem Niebieskim, wychodził często osobno na górę lub na pustkowie, aby przebywać w Jego obecności. Co więcej, ta modlitwa rozlewała się na całe Jego życie – można powiedzieć, że Jezus cały był modlitwą, trwając nieustannie w bliskości Boga. Czy to doświadczenie jest możliwe do powtórzenia przez Jego uczniów? Oczywiście, choć nie w tak doskonałym stopniu. Jednak chrześcijańscy eremici szukający odosobnienia na egipskiej pustyni byli przekonani, że mamy uczyć się modlitwy od Jezusa i podążać wytyczoną przez Niego drogą duchową. Dlatego w swym odosobnieniu zaczęli praktykować modlitwę wewnętrznej medytacji, polegającą na nieustannym cierpliwym powtarzaniu w swoim wnętrzu wybranych słów, wezwań czy krótkich fragmentów – najczęściej z Pisma świętego – które miały im uświadomić obecność Boga i pomóc nieustannie trwać przed Jego obliczem. Tak narodziły się podstawy modlitwy Jezusowej.
Historia pewnych słów
Praktykowany przez egipskich Ojców Pustyni sposób modlitwy miał tę niezwykłą zaletę, że był bardzo prosty w swojej formie: pustelnik wybierał sobie określone słowo lub wezwanie, np. „Panie, zgodnie z Twoją wolą zmiłuj się nade mną” albo „Wspomóż mnie” lub też „Panie, zmiłuj się”, które rozważał wielokrotnie, cierpliwie, nieustannie powtarzając je w swoim wnętrzu. Ta prosta medytacja nie polegała na wnikliwej analizie jego znaczenia, lecz na prostym uświadomieniu sobie jego sensu i utożsamieniu się z nim – tak aby znaczenie wypowiadanego w myślach słowa i serce modlącego się pustelnika zlały się nieomal w jedno. Początkowo słowa i modlitewne formuły dobierano dowolnie, z czasem natomiast – na przestrzeni wieków – wykształciły się takie, które mnisi szczególnie cenili. Należała do nich między innymi formuła „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną”. Rozwijała się także teologia tej modlitwy – w miarę jak rozprzestrzeniała się ona na inne obszary. I tak w V wieku ważnym ośrodkiem modlitwy Jezusowej stał się klasztor św. Katarzyny położony u stóp Góry Synaj. Żyjący w nim mnisi przez wieki praktykowali i udoskonalali ten rodzaj modlitwy, między innymi przez ćwiczenie się w umiejętności tak zwanej hezychii – sztuki wewnętrznego wyciszenia, opanowania myśli i duchowego pokoju. Stąd między innymi wzięła się nazwa „hezychazm”, określająca dawną chrześcijańską sztukę kontemplacji. W IX wieku wielkie znaczenie zyskał założony w Konstantynopolu klasztor tak zwanych Studytów, w którym modlitwa Jezusowa została uzupełniona o pewien element praktyczny – szkołę chrześcijańskiej ascezy, zmierzającą do opanowania namiętności i rozwoju cnót. Z kolei w XIII i XIV wieku największym ośrodkiem tej modlitwy stała się słynna Góra Atos, a żyjący tam mnisi i eremici uznawani są za mistrzów modlitwy Jezusowej. Na Atosie zyskała ona swój ostateczny formalny kształt i najpełniejszą teologię, co nie znaczy, że nie można jej praktykować we wcześniejszym, bardziej spontanicznym kształcie, poszukując swoich własnych dróg dotarcia do jej istoty.
Tak też dzieje się obecnie. Choć modlitwa Jezusowa praktykowana jest głównie w Kościele Wschodnim, to jednak jej korzenie są uniwersalne. Dlatego, nawet jeśli Kościół Zachodni szczególnie upodobał sobie różaniec, nic nie stoi na przeszkodzie, aby do swojej codziennej praktyki duchowej włączyć elementy modlitwy Jezusowej. Stanowi ona wszak samo serce chrześcijaństwa.
Szczególny rodzaj bliskości
W czym tkwi szczególna wartość i moc modlitwy Jezusowej? Nie chodzi tylko o to, że ma ona za sobą wielowiekową tradycję i że powstały o niej liczne traktaty pisane przez mistrzów życia duchowego. Zdecydowanie ważniejsze od jej historii, są owoce dojrzewające w życiu tych, którzy ją cierpliwie praktykowali. Przede wszystkim więc modlitwa Jezusowa oducza nas gadulstwa. Niejednokrotnie mamy bowiem tendencję do zasypywania Boga wielością słów. Mnożymy modlitewne formuły, wypowiedzi, wyliczamy intencje; jesteśmy przekonani, że nasza modlitwa będzie dobra i skuteczna wtedy, gdy wszystkie nasze sprawy przed Bogiem wypowiemy i zreferujemy każdy drobiazg, który leży nam na sercu. Owszem, czasami takie otwarcie się przed Bogiem bywa konieczne i potrzebne – przede wszystkim nam, abyśmy mogli bardziej świadomie zaprosić Go do różnych trudnych obszarów naszego życia. Gdy jednak nasze monologi powtarzają się raz po raz i gdy zawsze zaczynamy modlitwę od siebie oraz kończymy ją na swoich sprawach, wówczas zamykamy się na delikatny Boży głos i na świadomość obecności Stwórcy w nas. Skupieni na sobie samym, wykorzystujemy modlitwę do tego, aby zajmować się swoimi potrzebami, a nie Bogiem. Taka modlitwa, choć ma swoją wartość, jednak nie rozwija nas, a często nawet nie zbliża do Boga. Tymczasem modlitwa serca odrywa nas od nas samych i skupia naszą uwagę na Bogu. Nie jest to oczywiście proste. Doświadczenie Ojców Pustyni pokazuje, że często musieli oni stoczyć wiele walk, zanim udało im się opanować rozproszenia, nabyć zdolność skupiania się na Bogu i przebywania nieustannie w Jego obecności. Ostatecznie jednak, gdy przezwyciężyli podstawowe trudności, ich serce ogarnął pokój i niemal stałe poczucie Bożej bliskości. Skąd się ono wzięło? Z modlitewnej uważności. Modlitwa serca – tak jak postrzegali ją mnisi – przez fakt koncentracji na prostych formułach i uważnym powtarzaniu ich w swoim wnętrzu, koncentrowała na obecności Jezusa, do którego wszystkie te modlitewne wezwania się odnosiły. Stąd jej nazwa – modlitwa Jezusowa. Nie chodziło jednak o mechaniczną umiejętność wewnętrznej recytacji, ale o budzącą się w miarę praktyki, coraz głębszą świadomość tego, że wypowiadane słowa nie trafiają w jakąś nieokreśloną próżnię, ale otwierają serce Boga. Każde z tych słów – wielokrotnie i cierpliwie powtarzane – naprowadza nas na Jego obecność i przekonuje, że w rzeczywistości Stwórca nie jest odległy i niedostępny dla swego stworzenia. Przeciwnie – zamieszkuje w nim. Ponadto, modlitwa Jezusowa ma tę niezwykłą zaletę, że można ją praktykować wszędzie – w domu, w pracy, w podróży, w szpitalnym łóżku. Nabiera ona więc charakteru modlitwy nieustannej. Mnisi wierzyli, że modląc się w ten sposób, wypełniają nakaz Jezusa: „Zawsze należy się modlić i nigdy nie ustawać” (Łk 18, 1). Owszem, przez wieki zastanawiano się, jak ten nakaz wypełnić. Były w tej kwestii różne pomysły, jednak już najstarsza tradycja chrześcijańska doszła do wniosku, że nie chodzi o nieustanne mnożenie nowych treści, form i sposobów modlitwy, żeby tylko zająć czymś swoją uwagę i wypaść poprawnie przed Bogiem. Mnisi odkryli, że to nie w wielomówstwie, ale w uczeniu się uważności na Bożą bliskość tkwi cała tajemnica. Modlitwa Jezusowa temu właśnie służy. Wypowiadając odnoszącą się do Jezusa krótką formułę modlitewną, pozwalamy, aby tych kilka prostych słów nieustannie przypominało nam o Bogu. Wypowiadane w rytm uspokojonego oddechu, są jak wewnętrzne falowanie, które przenosi nas w Jego obecność, pozwalając jednocześnie na wykonywanie zwyczajnych, prozaicznych czynności. Mnisi praktykowali tę modlitwę w każdych warunkach – także podczas fizycznej pracy. My również możemy modlić się w taki sposób w rozmaitych sytuacjach naszej codzienności. To prawda, może nie uda nam się tak bardzo oderwać od świata i wyjść na pustynię, aby – wzorem chrześcijańskich ascetów – przebywać tam w samotności z Bogiem. Modlitwa Jezusowa pokazuje jednak, że można tego rodzaju samotnię stworzyć z Bogiem w swoim sercu. W każdej chwili możemy więc przenieść się do naszego wnętrza i powtarzając w skupieniu wybraną modlitewną formułę, uświadomić sobie, że Bóg przy nas jest, że nas szanuje, kocha i troszczy się o nasze sprawy. Co więcej, nawet jeśli nie uda się nam uzyskać w tym doskonałości właściwej mnichom, z pewnością ten rodzaj modlitwy sprawi, że nasze życie stanie się bardziej wyciszone, uporządkowane i harmonijne; bardziej wsłuchane w Boga i otwarte na Jego natchnienia. Wprawdzie, prowadząc aktywne życie w świecie, możemy mieć trudność ze stałym praktykowaniem modlitwy Jezusowej, jednak jeśli nawet modlitwa ta pojawi się w naszej codzienności sporadycznie lub tylko w określonym czasie, może zdziałać wiele dobrego i przynieść błogosławione owoce. Ważna bowiem jest świadomość, że modlitwa ta jest czymś więcej niż kolejną modlitewną „techniką”. Stanowi ona szczególną przestrzeń bliskości, w której spotykają się z sobą i wsłuchują się nawzajem w siebie uderzenia dwóch kochających się serc – człowieka i Boga.
Modlitwa sprzyjająca cierpiącym
Modlitwa Jezusowa ma jeszcze tę szczególną zaletę, że może być skutecznym wsparciem dla osób chorych i pogrążonych w rozmaitych formach cierpienia. Pewnie każdy z nas zna ten stan, gdy dręcząca nas choroba odbiera siły i poważnie utrudnia jakąkolwiek formę duchowej aktywności. Bardzo trudno więc uczestniczyć w Eucharystii czy utrzymać różaniec w dłoni. Czytanie Pisma świętego – nie mówiąc już o jego rozważaniu – staje się trudnością niemal nie do pokonania. Nie potrafimy wówczas zdobyć się na jakikolwiek wysiłek, a jedyne, na co nas stać, to powtarzane od czasu do czasu spontaniczne akty strzeliste. A gdyby tak skupić się na jednym z nich i próbować powtarzać go raz po raz w rytm naszego wzdychania oraz bolesnego wołania, jednocząc swoje serce z cierpiącym sercem Zbawiciela? Modlitwa Jezusowa niewątpliwie wymaga wprawy, bo myśli często odbiegają w inne strony, pojawiają się rozproszenia i zniechęcenie. Jednak wbrew pozorom w sytuacji człowieka chorego może ona stać się wielką pomocą i wnieść w jego trudne położenie wiele pokoju oraz ukojenia. Często tygodniami, a nawet miesiącami nie możemy wstać z łóżka, skazani na opiekę i pomoc najbliższych. Niejednokrotnie łzawią nam oczy od czytania, a gorączka nie pozwala skoncentrować się na treści lektury. Bywa nawet i tak, że modlitwę utrudnia nam postawa ciała albo ból odbierający modlitewny zapał. W takiej sytuacji modlitwa Jezusowa jawi się jako najlepszy i najwygodniejszy środek – sposób na trwanie w Bożej obecności pomimo wszelkich zewnętrznych przeszkód i chorobowych uciążliwości. Proste wezwanie modlitewne można powtarzać w każdym miejscu i w każdej sytuacji. Nawet, jeśli nasze myśli są rozproszone, zawsze jesteśmy w stanie do tego wezwania powrócić i na nowo wypowiedzieć je w swoim wnętrzu. Zaczynamy, kiedy chcemy, i kończymy, kiedy sami zdecydujemy. Nie potrzebujemy żadnych specjalnych środków ani przygotowań. Systematyczna i cierpliwa praktyka przyniesie owoce, a trudny czas choroby może okazać się błogosławiony. Ostatecznie bowiem z modlitwą Jezusową jest jak z drzwiami do innego świata: otwieramy je kluczem prostych wezwań, a przez cierpliwe ich powtarzanie posuwamy się do przodu i wchodzimy w serce Boga.
Zobacz całą zawartość numeru ►