Pamięć buduje przyszłość
O oswajaniu śmierci, potrzebie pożegnania się z ciałem i formach celebrowania pamięci o zmarłych mówi ks. prof. Piotr Morciniec, teolog i bioetyk, kierownik Katedry Teologii Moralnej, Bioetyki i Prawa Kanonicznego Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego.
2021-10-28
Redakcja: – Czasy, w których żyjemy, z jednej strony przesycone są obrazami związanymi ze śmiercią, a z drugiej strony wydaje się, że śmierć wciąż pozostaje tematem tabu. Jak wytłumaczyć współistnienie tych zjawisk?
ks. prof. Piotr Morciniec: – Bojąc się śmierci, jednocześnie jesteśmy jej ciekawi i chcemy ją „oswoić”. Chcemy zobaczyć śmierć z bliska, ale najlepiej, gdyby to była śmierć anonimowa i nierzeczywista – z horroru lub z gry komputerowej. Bo taka anonimowa śmierć nas nie boli, bezpośrednio nas nie dotyka. Dlatego fascynujemy się śmiercią wirtualną, odsuwając od siebie śmierć realną. Na zajęcia akademickie dotyczące martwych ciał dość łatwo zgromadzić komplet słuchaczy, a wystawy splastynowanych zwłok odwiedzają miliony zwiedzających. Nie chcąc mieć kontaktu z realną śmiercią, próbujemy ją poznać z bezpiecznej odległości. Pewnie dlatego fascynujemy się filmami z „żywymi trupami” i programami, w których „trup ścieli się gęsto”. Znawcy mediów twierdzą, że nic tak nie ożywia porannej gazety, jak trup na pierwszej stronie. Problem jednak pozostaje, bo w ten sposób wcale śmierci nie oswajamy. Wobec jej tajemnicy nadal jesteśmy bezradni i w ten sposób staje się ona coraz bardziej tematem tabu. Zresztą relacje do śmierci i ciała człowieka można porównać z relacjami wśród żywych. Wielu ludzi ma dzisiaj setki anonimowych znajomych, z którymi kontaktuje się w sieci, natomiast bardzo brakuje im choćby jednego prawdziwego przyjaciela w realnym świecie.
– Niegdyś umierało się w otoczeniu rodziny, przy modlitwie i zapalonej gromnicy. Trumna z ciałem zmarłego przebywała w domu, aby bliscy i sąsiedzi mogli się z nim pożegnać. Dzisiaj to już rzadka praktyka.
– Właściwie niespotykana. Nawet jeśli ktoś umiera w domu, to rodzina często od razu dzwoni do zakładu pogrzebowego, bo chce się jak najszybciej pozbyć zwłok z domu. Pracownicy zakładów pogrzebowych mówią, że nawet w środku nocy odbierają telefony z prośbami typu: „proszę to zabrać”. Jeszcze pół godziny wcześniej był to ukochany człowiek, a teraz już tylko „to”. Bo ciało zmarłego postrzegamy często jako coś obcego. Po śmierci rodzina widzi ciało swojego bliskiego poddane odpowiednim zabiegom kosmetycznym przez krótką chwilę, tuż przed pogrzebem. Na pożegnanie ze zmarłym nieraz nie ma czasu. Takie podejście do śmierci doprowadzi nas do szamańsko-magicznych praktyk, które już są obecne w zachodniej Europie. Bo jeśli nie ma zaplecza światopoglądowego, które podpowiada, że śmierć jest przejściem do Wieczności, to trzeba założyć jakąś protezę. A protezy bywają bardzo różne: w Stanach Zjednoczonych nie dziwią już prochy dziadka na kominku, czy diament na palcu wyprodukowany ze zwłok. Dodajmy, że firmy wytwarzające taką tanatobiżuterię działają także w Polsce i nie brakuje im klientów.
– Dlaczego pożegnanie się ze zmarłym jest tak ważne?
– Bo bez pożegnania mamy problem z właściwym przeżywaniem żałoby. Pożegnanie zmarłego i kontakt z jego ciałem powinny być czymś normalnym. Kiedy ich brak, a żałoba nie zostanie właściwie przeżyta, grozi nam patologia pamięci. Jej wyrazem może być np. utrzymywanie latami nieruszonych rzeczy w pokoju zmarłego, tworzenie swego rodzaju ołtarzyków ku jego czci itp. Pożegnanie ze zmarłym jest ważne również dlatego, bo kończy się pewien etap życia. I to nie tylko życia zmarłego, ale także naszego życia. Wraz z odchodzącym człowiekiem umiera przecież także kawałek nas. Zatem to pożegnanie jest przede wszystkim ważne dla nas, abyśmy mogli przyjąć do świadomości to, co się stało i wszystko na nowo sobie poukładać. Pożegnanie to jest ważne również ze względu na osobę zmarłą, bo ona zasługuje na to, aby ją godnie pożegnać. I wreszcie jest ono ważne ze względu na wszystkich, których ta śmierć dotknęła – członków rodziny, przyjaciół, sąsiadów zmarłego. Oni wszyscy na swój sposób przeżywają stratę, szok. Włączenie się w pożegnanie zmarłego sprawia, że dajemy sobie wzajemnie poczucie solidarności i wsparcie – wtedy łatwiej unieść ciężar bólu i pustki.
– Co w praktyce oznacza owo godne pożegnanie?
– Oczywiście dla samego zmarłego nie ma już najmniejszego znaczenia, co i jak zorganizujemy w kwestii jego pożegnania. Niemniej jednak ciało człowieka jest świątynią Ducha Świętego i dlatego nie tylko za życia, ale również po śmierci domaga się szacunku. Stąd, jeśli to tylko możliwe, powinniśmy się realnie pożegnać ze zmarłym, z jego ciałem. Dotknąć, pogłaskać, potrzymać za rękę. Podobno istnieją już naukowe dowody na to, że jeżeli osoby bliskie czuwają przy zmarłym dłuższy czas, żegnają go z czułością, to rysy jego twarzy łagodnieją i rozluźniają się stężenia pośmiertne. Ci, którzy w ogóle nie widzieli ciała bliskiej osoby, przeżywają dodatkowe cierpienie. Tak bywa np. w przypadku katastrof lotniczych czy zbiorowych mogił. My, będąc istotami nie tylko duchowymi, ale także cielesnymi, odbieramy świat przez zmysły, przez fizyczny kontakt. Toteż łatwiej pożegnać ciało człowieka złożone w trumnie, zachowujące swój ludzki kształt, a znacznie trudniej prochy umieszczone w urnie. Widok martwego ciała ukochanej osoby i pożegnanie się z nim z pewnością ułatwia też rozpoczęcie okresu żałoby.
Istotnym elementem pietyzmu wobec zwłok ludzkich jest sam pochówek. Tutaj ważne okazują się nieraz detale uroczystości pogrzebowej: liczba osób uczestniczących w pogrzebie, przygotowana liturgia, oprawa muzyczna, nawet pogoda. Wszystko to z pewnością ma wpływ na to, czy bliscy zmarłego dobrze zapamiętają jego ostatnie pożegnanie. Pietyzm związany z pochówkiem jest okazaniem szacunku zmarłej osobie, ale również pomaga żywym właściwie pielęgnować pamięć o zmarłym. Równie istotnym elementem godnego pożegnania zmarłego – o czym dzisiaj, niestety, często zapominamy – jest dobre mówienie o zmarłym po śmierci. Trzeba pamiętać, że prawo człowieka do dobrego imienia nie kończy się wraz z jego odejściem. Obecne czasy zdają się często nie respektować tej zasady moralnej, że o zmarłym mówi się albo dobrze albo wcale. Bo osoba zmarła już nie może się w żaden sposób obronić. Widząc, co dzieje się w mediach, jak opluwa się pamięć zmarłych, wykorzystując to do różnych celów, można stwierdzić, że w tym względzie jesteśmy barbarzyńcami w pełnym tego słowa znaczeniu. Warto też dodać, że do godnego pożegnania i właściwego pielęgnowania pamięci o zmarłych należy także – choć w nieco dalszej perspektywie – nasze podejście do nekropolii. Niestety, jesteśmy jedną z tych cywilizacji, która zdolna jest do znieważania i rabowania cmentarzy. W dawnych czasach zdarzało się to niezwykle rzadko.
– Jak poradzić sobie ze stratą w przypadku, gdy z powodu trwającej epidemii (zwłaszcza na początku), nie było możliwości pożegnania się z bliskim zmarłym, a nawet uczestniczenia w jego pogrzebie np. z powodu kwarantanny?
– Rzeczywiście jest to dla nas wszystkich nowe i trudne doświadczenie. W sensie dynamiki przeżywania straty sytuacja jest podobna, jak np. przy śmierci osób w katastrofach lotniczych, kiedy nie ma możliwości „spotkania z ciałem”. Sytuacja epidemii dodała jednak nowy czynnik, mianowicie lęk przed własną śmiercią, lęk o najbliższych, co jeszcze wzmocniło negatywne emocje. Myślę, że w wielu przypadkach poranienia po tych doświadczeniach będą wymagały profesjonalnej pomocy. Natomiast po zakończeniu kwarantanny i izolacji warto odwiedzić grób bliskiej osoby, porozmawiać o niej z bliskimi i powspominać, aby uwolnić zablokowane emocje i rozpocząć żałobę. Niezbędne jest także wykorzystanie duchowej drogi modlitwy, sakramentów i pielęgnowania łączności ze zmarłymi, którzy przecież – jak wierzymy – żyją.
– Dlaczego Kościół zaleca tradycyjny pochówek, a nie kremację zwłok?
– Chrześcijanie przejęli praktykę grzebania zmarłych od Żydów, jako zalecaną w Starym Testamencie. W judaizmie kremacja była zbezczeszczeniem ciała i karą dla zmarłego. W starożytności łatwo można było odróżnić tereny, na których dominowało chrześcijaństwo, od pogańskich. Na tych pierwszych nie było kremacji, na drugich wyłącznie spalano ciała. Chrześcijaństwo odcinało się od spopielania zwłok, ale długo nie nakładało za to kar kościelnych. Jest także istotna przesłanka teologiczna, którą rozwija tekst biblijny: „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12, 24). To wiara w zmartwychwstanie ciał i powtórne przyjście Jezusa były motywami pochówku w ziemi. Chrześcijaństwo od wieków miało tak wielki szacunek do pochowanego ciała, że każdy kościół musiał być zbudowany na ciele męczennika. Stąd, do dzisiaj w kościołach zachował się zwyczaj umieszczania w ołtarzu relikwii męczenników i świętych.
– W jakich przypadkach Kościół dopuszcza kremację?
– Tam, gdzie mamy zgony masowe: epidemie, wojny, katastrofy lub wyraźne wskazania indywidualne, np. rozkład ciała, tam zalecana jest kremacja. Kościół zaleca, a nie nakazuje, tradycyjny pochówek dopiero od lat 60. XX wieku. To papież Paweł VI zniósł generalny zakaz kremacji, wiążący się z karami kościelnymi. Argumentował swoją decyzję zmianą warunków światopoglądowych i motywów spopielania zwłok. Należy podkreślić, że jest tylko jeden podstawowy nakaz i zarazem uczynek miłosierdzia względem martwego ciała człowieka – godnie je pochować. A godny pochówek każdorazowo wyraża się w przeświadczeniu, że „to nie jest coś, ale to był ktoś”.
– Wydaje się, że obecnie do wyboru kremacji przekonują głównie względy ekonomiczne lub praktyczne, czyli oszczędność miejsca.
– Odpowiem pytaniem: jeśli na świecie nie ma miejsca na cmentarze, to na co jest jeszcze miejsce? Tradycyjny cmentarz jest nie tylko przestrzenią modlitwy i zadumy nad śmiercią. Odgrywa także istotne funkcje kulturowe. Proszę sobie wyobrazić, że przykładowo Cmentarz Łyczakowski czy Powązki z zapisaną w nich historią zamienimy na ścianę, w której zamurujemy dziesiątki czy setki urn. Komentarz wydaje się zbędny.
Sytuacja jest jednak bardziej złożona. Biskupi niemieccy w jednym z dokumentów napisali kilkanaście lat temu, że jeżeli księża nie będą grzebać urn z prochami, to nie będzie już katolickich pogrzebów. Chodziło zwłaszcza o wschodnie Niemcy, gdzie praktycznie nie ma już tradycyjnych pochówków, a palonych jest prawie 100 procent ciał, więc pozostają tylko urny. W jakimś sensie Kościół poniósł porażkę, bo nie przekonał wiernych do wartości pochówku ciała w ziemi. Nie chcąc stracić zupełnie wpływu na ludzi, zaakceptował stan faktyczny związany ze spopielaniem ciał. Ponadto względy ekonomiczne często przeważają nad światopoglądowymi. Jeżeli ludzie żyją skromnie, a kremacja w danym regionie jest tańsza o połowę od tradycyjnego pochówku, to wybór wydaje się oczywisty. Jest jeszcze inny motyw, którym przynajmniej od kilku wieków kierują się ludzie w wyborze kremacji – lęk przed obudzeniem się z letargu. Jego społeczną obecność dobrze ilustruje chociażby bajka o królewnie Śnieżce. W mediach też nieraz słyszymy, że ktoś obudził się w kostnicy lub w trumnie. Spopielenie zwłok ma dać pewność i być lekiem na te obawy.
– Rosnąca popularność kremacji niejako wymusiła też wprowadzenie pewnych modyfikacji w samym obrzędzie pogrzebu.
– Trzeba zaznaczyć, że zadaniem kapłana jest pożegnanie ciała zmarłego, a więc jeśli ciało ma być skremowane, to obecność kapłana ma uzasadnienie przed kremacją. Nielogicznie bowiem brzmią słowa wypowiadane nad urną: „z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”, ponieważ spopielenie już stało się faktem. Nie ma natomiast większego znaczenia, czy po kremacji prochy zostaną pochowane w ziemi czy w kolumbarium. Byleby nie stały w domu albo nie zostały rozsypane poza cmentarzem. Takie praktyki nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem, ale są formami panteizmu, czyli idei powrotu do natury i utożsamiania jej z bóstwem.
– Niestety, zdarzają się i takie przypadki, że bliscy nie zgłaszają się po urny z prochami swoich bliskich. Czy to efekt postępującej laicyzacji społeczeństwa?
– Niewątpliwie tak. W takich przypadkach rozsypuje się prochy z wielu urn na tzw. polach pamięci. Znika tożsamość zmarłych osób, tak jakby nigdy nie istnieli. Przypomina mi to II wojnę światową i obozy koncentracyjne, gdzie hitlerowcy w ten sam sposób zacierali tożsamość palonych Żydów i Polaków. Wtedy było to świadome działanie mające na celu pozbycie się tych narodów i wymazanie pamięci o nich. Współcześnie człowiek wielokrotne sam sobie funduje przejście w niebyt. W Pradze około 90 procent prochów nie jest odbieranych, podobnie w Kopenhadze. Powodowane jest to dramatycznym rozluźnieniem więzów emocjonalnych i rozczarowaniem ludzkimi relacjami. Z jednej strony, umierający człowiek nie chce, żeby po nim coś zostało, by nie sprawiać kłopotu rodzinie, z drugiej strony, najbliżsi to potwierdzają, bo nie są zainteresowani szczątkami zmarłego.
– A co z wirtualnymi cmentarzami? Czy można zaakceptować taką formę celebrowania pamięci o zmarłych?
– Takie cmentarze wirtualne mogą być dużą pomocą, gdy nie ma faktycznego grobu lub miejsce pochówku bliskiej osoby jest nieznane. Ponadto jeśli wirtualne cmentarze, służąc pielęgnowaniu pamięci, towarzyszą rzeczywistemu przeżywaniu śmierci, a nie całkowicie je zastępują, można je zaakceptować. Mogą one bowiem pełnić rolę swego rodzaju grupy wsparcia i zachęcać do modlitwy za zmarłych. Kiedy natomiast przestajemy odwiedzać cmentarz, na którym pochowani są nasi bliscy, a zamiast tego z czystej wygody klikamy w ikonkę cmentarza wirtualnego na ekranie komputera, to mamy do czynienia ze zjawiskiem bardzo niepokojącym. Zaś posługiwanie się argumentem o oszczędności czasu na dojazd, brzmi cynicznie.
– Wspomina Ksiądz o modlitwie za zmarłych. Dla człowieka wierzącego to ona jest najważniejszą formą celebrowania pamięci o tych, którzy odeszli.
– To wiara podpowiada nam i uczy nas, że śmierć nie jest końcem życia człowieka. Jako ksiądz mogę zaświadczyć, że na szczęście wciąż żywa jest choćby praktyka zamawiania tzw. mszy świętych gregoriańskich, czyli mszy odprawianych za jedną zmarłą osobę przez 30 kolejnych dni. Osobiście przez większość roku odprawiam właśnie takie msze. Buduję się wiarą wielu rodzin, które wytrwale uczestniczą w tych mszach, przyjmują Komunię. W ten sposób dokonuje się wielkie duchowe dobro. Myślę, że papież Grzegorz I miał duże wyczucie, zapoczątkowując zwyczaj odprawiania mszy gregoriańskich, których nazwa wzięła się od jego imienia. Wydobył w ten sposób nie tylko element duchowy i sakramentalny, ale również pobożność, która się z tym wiąże.
– Czy istnieje szansa na to, by współcześnie wrócić do właściwego przeżywania żałoby i celebrowania pamięci o naszych bliskich zmarłych?
– Od starożytności mówiono, że cywilizacja, która odcina się od swoich korzeni, jest cywilizacją bez przyszłości. Pamięć bowiem w jakimś sensie buduje przyszłość. Dlatego jeśli chcemy być cywilizacją z przyszłością, musimy na nowo zacząć reflektować swoje podejście do tematu śmierci i do form pielęgnowania pamięci o zmarłych. Dajmy sobie prawo do przeżywania bólu, nie uciekajmy przed nim w aktywizm. Proces wypierania śmierci z życia, z którym obecnie mamy do czynienia, jest – jak sądzę – w dużej mierze procesem nieodwracalnym, ale o ile w porę się opamiętamy, to może jeszcze nie wszystko stracone.
– Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę.
Zobacz całą zawartość numeru ►