Acedia – choroba duszy

To podstępna choroba, zwana też demonem południa. Atakuje często w połowie życia. Objawia się znużeniem życiem i wiarą, niechęcią do modlitwy i Bożych spraw. Dusza zarażona acedią jest łatwym łupem dla zła, które ciągnie ją ku rozpaczy.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2022-02-01

Greckie słowo „akedia” oznacza zniechęcenie, opieszałość, znużenie, smutek, apatię, wyczerpanie. Niektórzy mistrzowie życia duchowego traktowali acedię jako ósmy grzech główny. Początkowo acedia była rozumiana jako specyficzna pokusa nękająca mnichów i pustelników. Złe duchy atakowały zakonników zwłaszcza w południe, kiedy słońce w zenicie prażyło niemiłosiernie. Wtedy pojawiały się oznaki zmęczenia modlitwą, postami czy duchową lekturą. Dlatego acedię nazywa się często demonem południa. Kiedy sięgamy po klasyczne rozprawy podejmujące ten temat, odkrywamy z zadziwieniem, że acedia nie jest bynajmniej chorobą zarezerwowaną dla mnichów. Duchowe lenistwo atakuje księży, zakonników, zakonnice i świeckich. Każdy z nas jest zagrożony acedią i trzeba się z tym liczyć. Na poziomie społecznym duchowe lenistwo dotyka w dużym stopniu zachodnie społeczeństwa, a nawet Kościół.

Nie tylko dla mnichów

Jednym z pierwszych starożytnych autorów, który szczegółowo opisał to duchowe schorzenie był Ewagriusz z Pontu (345-399), teolog, mistyk, Ojciec Pustyni. Kilkanaście lat temu uczestniczyłem w rekolekcjach, które w całości opierały się na tekstach Ewagriusza o acedii. Wielu z uczestników (ja także) ze zdziwieniem odkrywało u siebie wiele symptomów tej choroby duszy opisywanej precyzyjnie przez mnicha sprzed 1600 lat. Demon atakuje nie tylko w połowie dnia. Południe oznaczać może metaforycznie półmetek życia. To czas szczególnie podatny na duchowy kryzys.

Czym charakteryzuje się acedia? Jest to doświadczenie wewnętrznego wypalenia. Zaczyna się od jakiegoś nieokreślonego niepokoju, który trwa przez dłuższy czas. Sedno tego duchowego schorzenia oddaje Ewagriusz z Pontu następującym stwierdzeniem: „człowiek nienawidzi tego co, jest; a pożąda tego, czego nie ma”. Dlatego zachowuje się jak ranne zwierzę w klatce. Albo wpada w jakiś rodzaj odrętwienia i totalnego zniechęcenia. Albo idzie w przeciwną stronę, czyli usiłuje pokonać swój stan niezadowolenia z życia nadaktywnością, najczęściej bezsensowną. Różne to mogą być działania, np. obsesyjna troska o zdrowie fizyczne, albo pragnienie zmiany za wszelką cenę, nadmierna aktywność zawodowa przechodząca w pracoholizm, szukanie miejsca, by uciec od siebie, wypełnianie czasu rozrywkami ponad miarę. Symptomy acedii to przesadny lęk przed trudnościami, niechęć do jakiegokolwiek wysiłku, niedbalstwo w przestrzeganiu przykazań i innych zasad, brak wytrwałości w podjętych zobowiązaniach, łatwe uleganie pokusom, niechęć do ludzi gorliwych, marnotrawienie czasu, poddawanie się zmysłowym pragnieniom, pomijanie religijnej motywacji, obwinianie całego świata o swoje położenie. Ewagriusz pisze, że człowieka pogrążonego w acedii dopada smutek, który zanurza go w świecie ułudy, obezwładnia rozum i wolę. Modlitwa, która dawała radość, gubi swój smak. Demon południa bierze całą duszę w posiadanie, tak że człowiek traci ochotę na cokolwiek. „Znużenie lub lenistwo duchowe posuwa się do odrzucenia radości pochodzącej od Boga i do odrazy wobec dobra Bożego” – czytamy w katechizmie (KKK 2094).

Ewagriusz z Pontu nie bez dawki humoru tak opisuje stan mnicha owładniętego acedią: „Jego wzrok ciągle tkwi w oknie, a jego umysł wyobraża sobie odwiedzających. Zaskrzypiały drzwi – ów wyskoczył, usłyszał głos – wychylił się przez okno i nie odejdzie stąd, aż siedząc, zdrętwieje. Opanowany przez acedię przy czytaniu wciąż ziewa i łatwo wpada w senność. Pociera oczy i przeciąga się, to znowu odwracając oczy od księgi spogląda na ścianę, znowu obraca się i czyta nieco, i kartkując – bada dokładnie końcówki wypowiedzi. Liczy kartki i ustala liczbę rozdziałów. Gani pismo i zdobienie. Wreszcie zamyka księgę, kładzie pod głowę i wpada w sen niezbyt głęboki, ponieważ głód w końcu budzi jego duszę i ulega ona swoim własnym troskom”.

Gdyby Ewagriusz dziś tworzył ten tekst, pewnie opisałby człowieka w acedii jak gapi się godzinami w telewizor lub komputer czy smartfon, przeglądając internetowe strony, szukając nie wiadomo czego.

Acedia w chorobie

Choroba ciała zamyka często ludzi na długi czas w szpitalnej lub domowej izolatce, zmusza ich w jakimś sensie do życia na pustyni. W takim czasie człowieka łatwo może dopaść duchowe zniechęcenie, czy wręcz zwątpienie, które nawet jeśli nie będzie dokładnie acedią, to będzie miało wiele z nią wspólnego. Sporo osób doświadczyło ostatnio boleśnie zmagania z covidową epidemią. Ta choroba wymusiła izolację lub kwarantannę. Powiększyło się grono ludzi samotnych, przymusowo uwięzionych w domach lub w szpitalach. Każda inna choroba działa podobnie, choć nie na tak dużą skalę jak Covid-19. Odcina człowieka od zwykłej aktywności, przykuwa do łóżka, ogranicza możliwość wyjścia na spacer lub w odwiedziny. Ten stan wpływa na psychikę i na duszę. Demon acedii może łatwo zaatakować człowieka w takim stanie. Oczywiście nie chodzi o to, żeby zmagając się z chorobą ciała, analizować drobiazgowo stan swojej duszy i zastanawiać się, czy nie dopadła mnie acedia. Chodzi tylko o pewien realizm w spojrzeniu na siebie. Kiedy zauważamy, że ogarnia nas duchowe znużenie przechodzące w zobojętnienie na wszystko, powinna się nam zapalić czerwona lampka. Nie trzeba się temu dziwić lub panikować, ale nie wolno zrezygnować z walki z pokusą, którą wielu uważa za najgroźniejszą ze wszystkich. Trzeba rozpoznać przeciwnika nie po to, by mu ulegać, ale by go pokonać.

Wszelkie rozważania o duchowych zagrożeniach mają ten sens, że zachęcają nas do walki, do stawienia czoła trudnościom i pokusom. Ewagriusz, jak i inni mistrzowie życia duchowego, akcentują, że acedia jest chorobą uleczalną. Jak ją pokonać? Ponieważ w tle acedii jest tchórzostwo, dlatego trzeba przeciwstawić się duchowemu smutkowi przez postawę męstwa i wytrwałości. W chwili ataku zniechęcenia nie wolno rezygnować ze swoich zwykłych środków pobożności. Warto trzymać się swojego rytmu modlitwy, czy będzie to codzienny pacierz, różaniec lub koronka do Miłosierdzia Bożego. Nie oczekujmy od modlitwy emocjonalnej nagrody w postaci polepszenia samopoczucia, radości lub spokoju sumienia. Trzeba wytrwać na posterunku modlitwy, przetrzymać atak, modlić się nawet wtedy, gdy po ludzku bardzo nam się nie chce. „Nie należy opuszczać celi w godzinie pokusy, wymyślając rzekomo rozsądne do tego powody, ale trzeba siedzieć wewnątrz, trwać cierpliwie, przyjmować odważnie wszystkich napastników, a szczególnie demona acedii” – radzi Ewagriusz. I  dodaje: „wyznacz sobie miarę w każdym dziele i wcześniej nie odstępuj, póki jej nie wypełnisz. I módl się uważnie i żarliwie, a duch acedii ucieknie od ciebie”. Czyli rzecz w tym, aby wymagania związane z modlitwą były realistyczne – ani zbyt wymagające, ani zbyt małe. Acedia może bowiem kusić nas albo niedbalstwem, albo przesadą prowadzącą do fanatyzmu. Czas choroby zawsze niesie ograniczenia np. takie, że modlimy się na leżąco, albo usypiamy podczas różańca lub nie możemy pójść na Mszę świętą. To trzeba przyjąć z pokorą i zrobić tyle, ile mogę w danej sytuacji. Pan Bóg patrzy na serce, na szczerość moich intencji. Kiedy w chorobie nie da się modlić, warto sięgać po krótkie akty strzeliste.

Wielką pomocą w walce z acedią jest otwarcie serca przed kimś, do kogo mam zaufanie. To nie zawsze musi być ksiądz. Ważne, żeby móc opisać stan swojego ducha przed kimś, komu ufam i kto jest człowiekiem z głębszym doświadczeniem wiary.

Acedia – choroba społeczna

Acedię można rozpatrywać nie tylko jako kwestię indywidualnej pokusy. Duchowe lenistwo staje się dziś plagą społeczną, co gorsza obecną także we wnętrzu Kościoła. Interesujące uwagi odnośnie do acedii w wymiarze społecznym poczynił kard. Józef Ratzinger. Papież emeryt zwrócił uwagę, że są dwie fundamentalne postawy przeciwne nadziei: to rozpacz lub zuchwałość. Obie one są obecne w coraz bardziej zsekularyzowanym świecie. Obie mają u swojego podłoża właśnie acedię. Święty Tomasz z Akwinu twierdzi, że duchowe lenistwo jest powiązane z tym, co św. Paweł określał jako „smutek tego świata” (2 Kor 7, 10). Benedykt XVI stawia diagnozę, że najgłębszą przyczyną owego smutku jest brak wielkiej nadziei i nieosiągalność wielkiej miłości. Człowiek tracąc wiarę w Boga jednocześnie utracił wiarę w wielkość swojego powołania. „Człowiek nie wierzy w swoją wielkość, woli «być bardziej realistyczny»” – zauważa Ratzinger. „Metafizyczne lenistwo jest tożsame z rozpowszechnioną fałszywą pokorą. Człowiek nie chce uwierzyć, że Bóg go zna, że nim się zajmuje, że na niego patrzy, że jest mu bliski”. Taką postawę Ratzinger nazywa „dziwną nienawiścią do własnej wielkości”. Naród wybrany nieraz odczuwał swoje powołanie jako ciężar. Dlatego był wodzony pokusą powrotu do Egiptu, aby żyć jak „zwykłe narody”. Wydaje się, że dziś Polska jest także kuszona na wielką skalę, aby porzucić wiarę. Jednak, wbrew obietnicom propagandy ateistycznej, społeczeństwo, które wycina Boga z pola widzenia nie staje się społeczeństwem wyzwolonym, ale zrozpaczonym i naznaczonym smutkiem.

Benedykt XVI zauważa, że również samemu Kościołowi zagraża ów metafizyczny smutek, czyli acedia. Kiedy słabnie wiara w otaczającym nas świecie, ludzie Kościoła są kuszeni tym, by zepchnąć Boga i Jego sprawę na dalszy plan, a zająć się czymś bardziej „pożytecznym” jak walka z nędzą lub troska o środowisko. „Nadmiar zewnętrznej aktywności może być godną pożałowania próbą ukrycia wewnętrznej nędzy i lenistwa serca, które są skutkiem braku wiary, nadziei i miłości Boga i Jego obrazu – człowieka. Ponieważ nie dąży się do tego, co autentyczne i wielkie, tym głębiej trzeba zanurzyć się w rzeczach wtórnych. Ale poczucie, że są one niewystarczające, pozostaje i  nieustannie wzrasta”.

Przeciwieństwem acedii jest wewnętrzny pokój płynący z pokornej zgody na siebie samego. Warto szukać w życiu harmonii. Każdy dzień jest zadaniem do wypełnienia z zaufaniem Bogu. „Pełna prostota jako program praktycznego życia jest lekarstwem na wszelkie pożądania” – podkreśla o. Włodzimierz Zatorski, benedyktyn z Tyńca. „Jeśli spokojnie koncentrujemy się na tym, co mamy robić i staramy się robić to jak najlepiej, bez lęków, że ktoś nas skrytykuje lub okaże się lepszy od nas, uczymy się akceptować siebie i dzięki temu przezwyciężamy acedię”. Bo jak powiada Ewagriusz, „acedię leczy wytrwałość i czynienie wszystkiego z wielkim staraniem i bojaźnią Bożą”


Zobacz wszystkie teksty numeru 

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2022nr02, Z cyklu:, Modlitwy czas

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024