Święty Stanisław – radykalny orędownik
Córka, pani Anna, modli się do św. Stanisława o łaskę zbawienia dla taty. Pochodzą z tych samych stron, co święty biskup.
2022-05-09
Rozważanie do fragmentu Ewangelii J 10, 11-16
IV tydzień wielkanocny, uroczystość św. Stanisława, biskupa i męczennika
Pan Stanisław pochodził ze wsi pod Krakowem. Wychowany w wielodzietnej rodzinie, w prostej religijności do sumiennej pracy i uczciwości. Przyjechał do kopalni na Śląsku. W otoczeniu był ceniony za liczne pomysły racjonalizatorskie i szkolenia zawodowe młodzieży. Ożenił się, miał dwoje dzieci. Małżeństwo z rodowitą Ślązaczką okazało się jednak pełne wyzwań i różnic i ostatecznie nie przetrwało próby czasu. Córka Anna opowiada o tym ze smutkiem. Pokazuje mi zdjęcie rodziców ze ślubu. Bardzo ciepło wyraża się o ojcu. Pozostał jej w pamięci taki obrazek z domu, kiedy tato klęczał przy tapczanie i codziennie, niezmiennie odmawiał modlitwę poranną i wieczorną ze złożonymi rękami. „Codziennie też chodził ze mną na spacery – opowiada dalej – nauczył mnie wszystkich nazw drzew i ptaków i dużo więcej: kiedy w wolnym czasie rozwiązuję krzyżówki, przy wielu wyrazach myślę – tego nauczył mnie tata. Rozstanie z żoną i powtórny związek coś w nim złamało, a przede wszystkim spowodowało odejście od Kościoła i utratę wiary. Wtedy dotarło do mnie tak naprawdę nauczanie Kościoła o małżeństwie – bo cóż z tego że trafił na cudowną osobę i był szczęśliwy, skoro poniósł stratę na duszy. Przynajmniej taki był mój osąd tej sytuacji. Na utracie wiary się nie skończyło. Z czasem wszelkie świętości wzbudzały w nim agresję, nawet to, że ja praktykuję. W przypływie emocji ofiarowałam Bogu całe moje życie, żeby się nawrócił”.
W podeszłym wieku zachorował na nowotwór. Trafiłam do niego jako lekarz Hospicjum Domowego. Cierpiał bardzo. Uaktywniła się choroba zawodowa – pylica, powodując ciężkie duszności. Tak dramatyczne, że któregoś dnia na wizycie, pomimo stosowanych leków stracił pod ich wpływem przytomność. Z bólem patrzyłam na jego córkę, która zalewając się łzami, leżała z różańcem w ręku na brzegu łóżka. Łzy lały się obficie, bo pan Stanisław nigdy nie wyraził gotowości do pojednania z Bogiem. Potem leczyłam go jeszcze z powodu bólu i krwawień. Powoli się wyniszczał i słabnął. Byłam wezwana nad ranem, kiedy odchodził. Tuż przed śmiercią, wyciszony, bezradny jak dziecko, nagle zobaczył Coś/Kogoś przed sobą. Otworzył oczy, twarz jego wyrażała zdumienie, zachwyt i szacunek. To było jego ostatnie tchnienie. Może za dużo zobaczyłam, ale powtarzałam w sercu słowa Ewangelii: „Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz”. Te słowa stały się moją nadzieją.
Córka, pani Anna, modli się do św. Stanisława o łaskę zbawienia dla taty. Pochodzą z tych samych stron, co święty biskup. Pojechała na pielgrzymkę do Szczepanowa, pomiędzy Tarnowem i Brzeskiem w Małopolsce, miejsca gdzie urodził się ten święty. Przywiozła mi piękny obrazek. Wielka postać i wielki święty. Ceniono go za wrażliwość na ludzką biedę. Zjednywał sobie ludzi mądrością, łagodnością i wyrozumiałością. Radykalny, niepogodzony z rozluźnieniem obyczajów, nieustraszony wobec władzy. Żył m.in w czasie gdy Bolesław Śmiały prowadził wieloletnią wojnę z Rusią i spotykał doniesienia o niemoralnych i okrutnych poczynaniach wojsk. Głosił Słowo Boże, nieustannie napominał i ostatecznie poniósł śmierć z ręki rozjuszonego króla. Obecnie św. Stanisław jest patronem Polski.