O kulcie św. Anny
Jest taka Góra, do której wciąż chce się wracać.
2022-06-30
Kult św. Anny i św. Joachima rozwijał się w Kościele wraz z rozwojem kultu Matki Bożej. Wierni czcząc Maryję – Matkę Jezusa Chrystusa pragnęli także oddawać cześć Jej Rodzicom. Szerząc kult św. Anny i św. Joachima budowano świątynie pod ich wezwaniem, malowano obrazy, na których ich umieszczano, pisano teksty modlitw czy pieśni ku ich czci. Od ich imion nazywano powstające miejscowości oraz tworzono dzieła im poświęcone. Świętych Joachima i Annę różne stany, grupy społeczne i zawodowe obierały sobie jako swoich patronów. Na wizerunkach dość często umieszczano ich postaci razem z Jezusem i Maryją.
Święci Joachim i Anna swym życiem ukazywali wielu pokoleniom, jak nie ulegać zgorzknieniu wobec przeciwności, jak powierzać Bogu troski i problemy swoje i innych, jak nie zrażać się i nie tracić nadziei nawet wtedy, gdy wydaje się, że Bóg nie wysłuchuje natychmiast naszych próśb, jak uwierzyć, że On czasem daje inną łaskę, o której wie, że będzie dla nas bardziej pożyteczna.
Kult świętych Joachima i Anny rozprzestrzenił się prawie na cały świat. Stał się on żywy także w wielu miejscach na polskiej ziemi. Ten kult rozwinął się szczególnie na Śląsku, gdzie czci się zwłaszcza św. Annę jako Jezusową Babcię, „Starkę”, „Omę”.
Samotrzecia
Spośród wielu miejsc kultu wyróżnia się Góra Świętej Anny, miejscowość znajdująca się na Śląsku Opolskim. W tamtejszej bazylice umieszczona jest otaczana czcią figura św. Anny zwana Samotrzecią. Figura ta jest wyrzeźbiona z lipowego drewna i ma około 54 centymetrów wysokości, nie licząc podstawy. Nazwa figury wywodzi się z faktu, że przedstawia ona złączone w swoistym uścisku 3 osoby reprezentujące trzy pokolenia („samotrzecia” znaczy „we troje razem”). Umieszczona centralnie postać św. Anny trzyma na lewym ramieniu swą córkę, Maryję, na prawym zaś swego wnuka, Jezusa. Istnieje jednak także inne tłumaczenie nazwy „samotrzecia”. Otóż św. Anna ukazuje ludziom przede wszystkim Jezusa, który ma być dla każdego „pierwszym” następnie Maryję, która ma być „drugą”, ona zaś chce pozostać „sama trzecią”.
Do tego miejsca ściągają w ciągu roku rzesze pielgrzymów, by w czasie wielkich odpustów, różnego rodzaju pielgrzymek stanowych czy parafialnych albo indywidualnie, przy przepięknych dźwiękach orkiestr dętych lub w zupełnej modlitewnej ciszy, napatrzeć się na „babkę Chrysta Pana” i powierzyć przez Jej ręce Bogu to wszystko, co cieszy, raduje, smuci i niepokoi.
Ciekawostką jest, że większość pielgrzymów, udających się do tego miejsca nie mówi, że jedzie czy idzie „na Górę Świętej Anny”, ale po prostu, że jedzie czy idzie „do Świętej Anny”.
Wzór dla rodzin
Fenomen kultu św. Anny na śląskiej ziemi wynika zapewne z ogromnego szacunku, jakim na tych terenach przez wieki cieszyli się babcia i dziadek (starka i staroszek, oma i opa). To na śląskiej ziemi, gdzie prawie wszyscy ludzie w sile wieku musieli pracować w kopalni, hucie, fabryce czy na roli, wychowaniem młodego pokolenia (wnuczek i wnuków) zajmowali się przede wszystkim babcia i dziadek. Wielu tak wychowywanych do dziś wspomina z rozrzewnieniem atmosferę panującą u „omy i opy”. Stąd może wynika to, że ludzie tak dobrze czują się i dziś „u Babci Pana Jezusa”, ze wzruszeniem tu przychodzą, odchodzą, a potem znów wracają. Przybywają jednak nie tyle do pięknej, ozdobionej złotymi szatami i koronami figury, ale przychodzą do Babki Jezusa jak do swej babki o sercu matczynym.
Jak śpiewają młodzi pielgrzymi na trasie swego pieszego wędrowania „do Świętej Anny” z jednej z podgliwickich miejscowości:
„Samotrzecią wszyscy nazywają,
Święta Anno, wizerunek Twój.
Tym, co na tę Górę przybywają,
koisz tak jak Matko życia znój.
Choć korony masz,
złote już od stu lat,
choć korona zdobi Twoją twarz,
dla nas zawsze serce matki masz.”
Święta Anna (której imię oznacza „hanna” czyli „łaska”), zawsze była wzorem i przykładem macierzyństwa i wychowania dzieci dla Boga. Ona ukazywała troskę, by dzieci były dobre, pracowite, pobożne, odpowiedzialne nie tylko w dzieciństwie, ale i w dorosłym życiu, by broniły wiary i według niej żyły. Święta Anna (chociażby w wizerunku „Samotrzeciej”) przypomina także rodzinom wielopokoleniowym, by stawały się miejscem spotkania z Bogiem, miejscem przekazywania wartości płynących z wiary i miejscem gdzie o miłości nie tyle się mówi, ale się ją praktykuje.
Takie spostrzeżenie uczynił między innymi Ojciec święty Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki na Górę Świętej Anny, 21 czerwca 1983 r., mówiąc: „W postaci św. Anny Samotrzeciej uwydatnione jest przede wszystkim macierzyństwo: matka – matka matki. Syn Boży stał się człowiekiem dlatego, że Maryja stała się Jego Matką. Ona sama zaś nauczyła się być matką od swojej matki”.
Zawierzyłem Babci Jezusa
Na koniec wątek osobisty. W tym roku, 15 sierpnia, miną 52 lata gdy, jako mały chłopak (mając dokładnie 4 lata, 7 miesięcy i 8 dni) z moimi rodzicami po raz pierwszy w życiu pojechałem „do Świętej Anny”. Przez kolejne lata dane mi było wiernie pielgrzymować do tego miejsca. Od wielu lat czynię to pieszo z moją rodzinną parafią, z Przyszowicami. To miejsce, nazywamy w Przyszowicach „ostatnim kawałkiem raju na Ziemi”, gdzie już teraz niebo styka się z ziemią. Jeśli Bóg pozwoli, a św. Anna wyprosi, w sierpniu br. znów tak szczególnie spotkam się z moją kochaną Patronką i przeżyję tam swoją 50. pielgrzymkę na odpust Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Gdy 30 lat temu przyjąłem święcenia prezbiteratu, to właśnie św. Annie zawierzyłem całe moje życie. Na obrazku prymicyjnym (a potem na obrazkach upamiętniających kolejne rocznice przyjęcia święceń) wypisałem słowa zaczerpnięte z najpiękniejszej chyba pieśni ku czci Świętej Anny: „Niech się co chce ze mną dzieje, w Tobie św. Anno mam nadzieję”. I chodź dzieje się wiele Ona zawsze jest przy mnie w każdym dniu mego życia, jako szczególny dany mi przez Boga dar. To do Niej często się udaję, by poopowiadać o tym co mnie spotyka, co cieszy lub z czym sobie nie potrafię po ludzku poradzić. Opowiadam też o radościach i troskach tych, którzy już tam przybyć nie mogą. To do św. Anny jadę czasem, by się do Niej na modlitwie przytulić jak do „Najlepszej Omy”, a czasem by się po prostu wypłakać.
Dni spędzone u św. Anny, (szczególnie te w czasie corocznej sierpniowej pieszej pielgrzymki z moich rodzinnych Przyszowic i te przy dźwiękach orkiestr dętych) to najpiękniejsze dni w każdym moim roku życia.
Mam nadzieję, że kiedy nadejdzie kres mych lat, w chwili mej śmierci, św. Anna – Babka Jezusa Chrystusa – przyjdzie do mnie, weźmie za rękę i wprowadzi do tego piękniejszego ze światów.
Zobacz całą zawartość numeru ►