Wierność w kroczeniu za Jezusem

Z upływem lat przybliża się pokusa zgorzknienia, bezsilność, bezradność, choć różne osoby różnie sobie z tym radzą. Wtedy najłatwiej o pytanie, które zadali Apostołowie: „Co mi przyszło z tego ze podążałam za Zbawicielem?”.

2022-07-11

Rozważanie do fragmentu Ewangelii Mt 19, 27-29
XV tydzień zwykły

Jeżeli całe życie wybieram Jezusa i Bóg jest dla mnie najważniejszy, to i tak nieuchronnie przychodzi starość. Często zmienia się postrzeganie, pamięć a świadomość się zawęża i rzec by można, że zarówno ja jak i  inni ludzie stajemy się do siebie podobni. Mija bezpowrotnie czas ludzkiej chwały, wyczynów dużych i małych, wspaniałych działalności. Przychodzi czas oceny owoców, mimo, że nie do nas to należy.  Przybliża się pokusa zgorzknienia, bezsilność, bezradność, choć różne osoby różnie sobie z tym radzą. Wtedy najłatwiej o pytanie, które zadali Apostołowie: „Co mi przyszło z tego ze podążałam za Zbawicielem?”.

Opowiada pani Nela: „Kiedyś pojechałam na letnie rekolekcje oazowe. Był rok 1976, miałam 16 lat. W czasie Nabożeństwa Światła obecny był ksiądz, który dzielił się swoim świadectwem prześladowania i uwięzienia za wiarę. Doświadczyłam wówczas niezwykłego Bożego dotknięcia. Bardzo płakałam nad dotychczasowym życiem bez Boga i to był moment mojego nawrócenia. Mimo, że wtedy zostało to odczytane przez wspólnotę jako trochę histeryczny przejaw młodzieńczych uczuć, tamto doświadczenie Boga stało się zwrotem w moim życiu i trwa do dzisiaj. Najtrudniejszy był powrót do domu. Z dworca kolejowego odbierał mnie tata, który wówczas  był działaczem partyjnym. Kiedy zobaczył krzyżyk na rzemyku na mojej szyi, kazał go natychmiast zdjąć. Potem rodzice zabronili mi robić znak krzyża przed i po jedzeniu. Zmiana, która nastąpiła we mnie była absolutnie nie do zaakceptowania dla mojej mamy. Z czasem doszła ona do wniosku, że spędziłam wakacje na łonie sekty i całe lata mi to wypominała, okazując niechęć. Nie walczyłam z rodzicami, ale chodziłam własnymi drogami: zaczęłam cenić sobie Eucharystię, adorację Najświętszego Sakramentu i uczęszczałam na spotkania młodzieżowej oazy parafialnej. W tych latach odczuwałam bliskość Boga i radość z wiary. Tak to odbierałam, że Bóg mi we wszystkim błogosławi. Mimo, że chorowałam przewlekle i w domu układało się nie najlepiej, skarb odkrytej Miłości Bożej był ponad wszystko. Z czasem musiałam podejmować różne moralnie trudne decyzje – wierność Jezusowi zwyciężała.  Zakochałam się w dobrym i prawym człowieku, niestety tragicznie zginął. Potem wyszłam za mąż i urodziłam kilkoro dzieci. Wiek dojrzały przyniósł różne rozterki i cierpienia, trzeba było pracować, dzieci chorowały, ale ten płomień Jezusowej miłości trwał i trwał – był siłą i  pomocą. Dziś jestem już starsza, o wiele bardziej zmęczona niż wskazuje wiek. Już od dawna nie ma emocji, które leżały u początku nawrócenia. Chciałam wszystkie osobiste doświadczenia  Boga przekazać dzieciom. Okazało się to trudne, niektóre z nich nie chodzą do kościoła.

Czym jestem starsza tym bardziej widzę swoją nędzę, że sama z siebie nie mam ani miłości ani dobroci ani cierpliwości i długo można by wymieniać. Coraz bardziej potrzebna jest mi codzienna Komunia święta, żeby Bóg był we mnie tym wszystkim. Mam już kłopot z modlitwą, zaczynam „Zdrowaś Maryjo” a potem myśl ucieka, krzyże bolą, przychodzą różne myśli. Tak jakby moje serce było z kamienia. Doświadczam pokus, które były mi nieznane w młodości np. zazdrości. Jestem grzeszna.

Co mi dało to, że poszłam i dalej idę za Jezusem? To już 46 lat kiedy usiadłam u Jego stop i – jakby to powiedzieć – patrzę na Jego twarz. Z tego co pisze w Piśmie świętym, co można wyczytać u świętych czy usłyszeć w Kościele – On mnie kocha i Jego miłość była pierwsza, bo mnie poruszyła. Jest mi bliski jak nikt inny. Jestem w Kościele, co sobie bardzo cenię. Mogę przystępować do sakramentów, co jest dla mnie umocnieniem. Różne choroby i osobiste dramaty nie oznaczają dla mnie, że dzieje mi się krzywda, wręcz odwrotnie czuję, że Bóg dba o mnie, daje mi chleb i na chleb, wszystko czego naprawdę potrzebuję. Doświadczam przyjaźni wielu ludzi. Czuję tęsknotę za niebem, które jest nam obiecane... Mam żywą nadzieję. Tyle mi dał i daje. Dla niektórych – w tych czasach – to nie są wartości, ale dla mnie są i znam wiele osób, które taką zapłatę sobie ceni”.

Otwieram ponownie tekst dzisiejszej Ewangelii. Dzięki świadectwu Pani Neli staje mi się bliższy. Wzdycham do św. Benedykta, który bardzo radykalnie zwrócił się ku Bogu, wydając wiele owoców dla Kościoła.

Autorzy tekstów, Kumor-Głodny Teresa, Rozważanie, Komentarz do ewangelii

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024