Cierpienie i łaska

Błogosławiona Paulina Jaricot.

zdjęcie: www.freechristimages.org

2022-08-09

Święty Paweł w Liście do Kolosan pisał: „Teraz raduję się w cierpieniach”, a św. Jan Paweł II skomentował to wyrażenie tak: „Radość pochodzi z odkrycia sensu cierpienia” (SD 1).

Cierpienie pierwsze: upokorzenie,  przemiana serca

Piętnastoletnia Paulina, córka zamożnego przemysłowca Antoniego Jaricot i Joanny Lattier uchodziła na początku XIX w. w swoim rodzinnym mieście, w Lyonie, we Francji, nie tylko za osobę z wyższych sfer, ale też za wzór elegancji. Brylowała w środowisku, wyznaczała trendy mody. Śmiejąc się do świata między jednym balem a drugim, spotkała cierpienie, które ją bardzo upokorzyło.

Przebywając w letniej rezydencji  w Tassin, Paulina w czasie codziennych zajęć sięgała po coś i weszła na wysoki taboret. Straciła równowagę, spadła na podłogę i dotkliwie się potłukła. Zabiegi lekarskie przyniosły sprawność poruszania się, ale pojawiły się zaburzenia nerwowe. Nie panowała nad ruchami swojego ciała, chodziła niezdarnie, język odmawiał posłuszeństwa, ciałem wstrząsały czasami ruchy prawie konwulsyjne. Jeszcze kilka godzin przed upadkiem jawiły się jej takie zaburzenia jako bardzo upokarzające. Teraz sama przerażona stanem swojego zdrowia starała się ukryć przed rodziną to, że nie panuje nad swoim ciałem. Przerażona zamyka się w swoim wewnętrznym świecie cierpienia, a pytającym ją o samopoczucie, odpowiada: „Nic mi nie jest”. Zachowanie Pauliny i jej nieobecne spojrzenie na skutek głębokiego przygnębienia i wewnętrznego niepokoju podsuwają rodzinie wniosek, że ich najmłodsza straciła rozum. Ogromnie przeżywa to matka. Starsi z rodzeństwa, Paweł i Zofia, wtajemniczeni w ogrom jej wewnętrznego cierpienia, starają się jakoś jej pomóc. Zabierają ją do miejsc, gdzie mają nadzieję, że ich siostra odzyska równowagę psychiczną i spokój ducha. Odwiedziny w kościele wpłynęły na nią pozytywnie, ale teatr nie uspokoił jej ducha. Po kilku miesiącach walki o jej zdrowie, nie widząc nadziei na poprawę, rodzina z wolna zaczęła uważać ją za obłąkaną.

Paulina czuła się upokorzona i ukarana przez Boga. Przypomniała sobie swoje obietnice składane w dniu I Komunii świętej, gdy obiecała, że Jezus będzie jej jedyną miłością. Teraz, w cierpieniu, widzi jak bardzo oddaliła się od Boga, jak bardzo pokochała świat. Do świata ze swoją chorobą nie ma już co iść, na salonach już się w takim stanie nie pokaże, zwraca się więc znów do Boga. Ukojenie znajduje w kontemplacji krzyża i lekturze „O naśladowaniu Chrystusa”. Matka Pauliny, pani Joanna, do tego stopnia przeżywa chorobę córki, że lekarz zabrania jej przybliżać się do łóżka Pauliny. Ona sama jest słabego zdrowia. W trosce o zdrowie Joanny, rodzina wraca do swojego domu w centrum Lyonu, a Paulina zostaje w Tassin. Odizolowana od rodziny, od świata, nie bierze udziału nawet w ślubie najstarszego brata, Pawła. Odwiedza ją za to proboszcz z miejscowego kościoła. Nakłania do spowiedzi. Początkowo Paulina jest przerażona koniecznością przyznania się do wszystkich win, wie jak bardzo zdradziła Jezusa oddając serce powabom świata. Łaska Boża jednak w jej sercu działała: pojednała się z Bogiem i uzyskała uspokojenie ducha. Wraz ze spowiedzią kryzysy nerwowe się zmniejszają, ciało zaczyna słuchać jej woli, język pozwala wyrażać się dość zrozumiale.

Dopiero widząc jakieś oznaki poprawy, Paweł opowiedział jej o ostatnich wydarzeniach w rodzinie: o swoim ślubie i o śmierci matki, która na jesieni pożegnała się z tym światem. Za namową Zofii, najstarszej z sióstr, udały się razem do górującego nad Lyonem sanktuarium maryjnego na wzgórzu Fourviere. Paulina wyznaje tam Matce Bożej swoją biedę, cierpienie, rozterki. Składa prywatny ślub całkowitego oddania się Niepokalanej. Od tego czasu będzie uważała się za „córkę Maryi”. Po tym ślubowaniu rodzina państwa Jaricot szybko przeprowadza się do nowego domu. Szesnastoletnia Paulina na nowo jest w „centrum świata” ale już wie, że jej serce nie należy do świata, tylko do Boga. Po latach chorobę Pauliny zdiagnozowano jako pląsawicę.

Cierpienie drugie: umierająca w połowie życia, cudowne uzdrowienie

W 1831 r. Paulina Jaricot była już znana w Lyonie i całej Francji jako założycielka Żywego Różańca. Dom, w którym utworzyła centrum Żywego Różańca nazwała „Loretto”. Było to też centrum działalności misyjnej. Założone przez nią w 1819 r. Stowarzyszenie Rozkrzewiania Wiary dla pomocy misjonarzom przybrało trzy lata później inne ramy prawne i kto inny nim zarządzał. Ona wierna swej miłości do misji chętnie udzielała pomocy misjonarzom. Z „Loretto” płynęło w świat tysiące różańców, medalików, krzyżyków. Wszystko dla misjonarzy, dla rozszerzania wiary chrześcijańskiej. Razem z Pauliną Jaricot mieszkały „Córki Maryi”, siostry zakonne założonego przez nią zgromadzenia i osoby obsługujące centrum Żywego Różańca. Można sobie wyobrazić, że w 1831 r. w tym domu „wrzało jak w ulu”. Nie pozostało to bez wpływu na stan zdrowia Pauliny.

Choroba z lat dziecięcych znacznie nadwyrężyła jej zdrowie, Paulina uskarżała się często na ból serca. Mając 32 lata czuła się zawieszona między życiem a śmiercią. Mimo tego nie ustawała w pracy, świadoma, że jej życie może się szybko skończyć. 17 kwietnia 1834 r. Paulina Jaricot przyjęła namaszczenie chorych. Ataki serca i częste krwotoki każą liczyć ostatnie dni. Oddychała już z wielkim trudem i prosiła, by jej łóżko było ustawione tak, aby przez otwarte drzwi mogła widzieć tabernakulum w kaplicy.

Chorą Paulinę Jaricot odwiedzało wielu ludzi. Do jej rąk trafiła książka o św. Filomenie i relikwie świętej. Święta Filomena była wtedy bardzo popularną świętą. Paulina odczytała to jako „zaproszenie z nieba”. Odprawiła nowennę ku czci św. Filomeny, po której przyszła lekka poprawa zdrowia. Wtedy odważyła się na podróż do Rzymu i dalej do Mugnano del Cardinale, do sanktuarium św. Filomeny. Lekarz i najbliżsi zgodzili się na ten wyjazd, czując, że to jest ostatnia podróż Pauliny. Spodziewali się, że nie wytrzyma trudów podróży i już żywa do nich nie wróci. Podróżowała siedząc na specjalnym krześle z poręczami. Z licznymi postojami dotarła do Rzymu.

W klasztorze u sióstr sercanek odwiedził ją nawet papież Grzegorz XVI. Paulina odważyła się wypowiedzieć swoją prośbę: „Jeżeli po powrocie z Mugnano będę mogła pieszo przyjść do Watykanu, czy Wasza Świętobliwość zgodzi się ostatecznie zatwierdzić kult św. Filomeny?”. Papież zgodził się, uznając, że powrót do zdrowia w takiej sytuacji graniczyłby z cudem. Do sanktuarium św. Filomeny Paulina dotarła w sobotę 8 sierpnia 1834 r. W niedzielę uczestniczyła we Mszy świętej i nieszporach. Główne uroczystości przypadały na 10 sierpnia. Od samego rana Paulina i osoby jej towarzyszące byli już w kaplicy św. Filomeny. Msze odprawiane były jedna za drugą. Paulina uczestniczyła w nich, siedząc na swoim krześle nieruchomo, nie wstając i nie klękając. Po przyjęciu Komunii świętej omdlała, wywołując tym niemałe poruszenie. Poprosiła, by jej pozwolono pozostać w kaplicy do końca nabożeństwa. W czasie błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem poczuła nagły przypływ sił i wstała! Służący chciał ją podtrzymać, ale ona stała już o własnych siłach. Po nabożeństwie pewnym krokiem wyszła z kościoła, wywołując zdumienie tłumu, który dopiero co widział ją bladą i umierającą. Na drugi dzień przyszła do kościoła już o własnych siłach, kustoszowi zostawiła swe podróżne krzesło, które jest tam do dziś. Od tej pory z wdzięczności za cudowne uzdrowienie zaczęła podpisywać się trzema imionami: Paulina Maria Filomena Jaricot. Papież kult św. Filomeny zatwierdził. Po powrocie do Lyonu przy domu „Loretto” Paulina wybudowała kaplicę ku czci św. Filomeny. Zaufała i otrzymała.

Cierpienie trzecie: Kalwaria

Papież Jan XXIII podpisując w 1963 r. dekret o heroiczności cnót Pauliny Jaricot, skomentował zebrane dokumenty pytaniem: „Dlaczego uczynili jej tyle złego?” Pytanie to dotyczyło cierpień jakie spadły na Paulinę pod koniec jej życia. Po śmierci swojego ojca, Antoniego, Paulina odziedziczyła znaczny majątek. Mieszkając w Lyonie, była świadkiem rewolucji lipcowej, buntu robotników i krwawych rozruchów z lat 30. XIX w., jakie miały miejsce w jej mieście. Rozumiała problemy świata robotniczego. Szukała sposobu, by robotnikowi dać poczucie ludzkiej godności i ukazać mu możliwą drogę do życia godziwego i zgodnego z wolą Bożą. Chciała stworzyć idealne przedsiębiorstwo, w którym te cele mogłyby być realizowane.

Wpierw stworzyła „Bank Niebios” czyli instytucję darmowych pożyczek, bez procentu. Dla tej idei zyskała wsparcie kilkunastu zamożnych rodzin, które powierzyły jej znaczne sumy. Zgromadzony kapitał trzeba było gdzieś zainwestować. W tym celu zakupiła hutę i kompleks przemysłowy na rudonośnych terenach Rustrel. Kierowanie przedsiębiorstwem powierzyła bankierowi Jean-Pierre Allioudowi i Gustawowi Perre’owi, który przedstawiał się jako mistrz hutnictwa. Pan Allioud okazał się bankrutem, a Gustaw Perre zwykłym oszustem. A mieli od znajomych Pauliny tak dobre rekomendacje! Przedsiębiorstwo fatalnie zarządzane nie przetrwało nawet roku. Pierwsza kontrola wykazała ogromne zadłużenie. Paulina wystąpiła o likwidację spółki zarządzającej hutą i rozpoczął się wtedy ciąg procesów sądowych, w wyniku których utraciła ona majątek i zaufanie społeczne. Wyśmiana, odarta ze wszystkiego, opuszczona przez przyjaciół starała się przynajmniej spłacić drobnych wierzycieli. Kiedyś majętna i poważana, teraz opuszczona, zdana na pomoc społeczną, została wpisana do miejskiego rejestru ubogich. Zmarła 6 stycznia 1862 r. schorowana, w wyziębniętym i zadłużonym domu „Loretto”, na pożyczonym sienniku. Tajemnicę cierpień  z ostatniego etapu jej życia rozświetliły dwie prośby przez nią napisane i zaszyte w ubraniu. Odnaleziono je po śmierci Pauliny. Jedna adresowana była do Matki Bożej, druga do św. Józefa. Paulina pisała w nich: „Matko, pragnę jak najpełniej poznać cierpienia mojego Zbawiciela”. A w drugiej: „Święty Józefie, wyjednaj mi, abym szczerze, wspaniałomyślnie i z całego serca przebaczyła tym wszystkim, którzy mnie zranili”.

Każde cierpienie prowokuje pytanie „dlaczego?”. Tylko miłość daje zadowalającą odpowiedź, gdy cierpienie osobiste łączy z cierpieniem Jezusa i otwiera perspektywę życia wiecznego. Każde cierpienie ludzkie ma nadzieję na swój kres w śmierci, która wszystko kończy. Prawdziwie przerażające cierpienie jest w odrzuceniu Boga, potępieniu, w wieczności bez życia, bez szczęścia.

Cierpienie jest niewytłumaczalne, bo okrywa je tajemnica miłości i łaski.


Zobacz całą zawartość numeru 

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2022nr07, Z cyklu:, Nasi Orędownicy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024