Doświadczyć Niewidzialnego, czyli o zmysłach duchowych
By można było w życiu przyszłym doświadczać Boga oraz zjednoczyć się z Nim w całej pełni i na zawsze, trzeba już tu w ziemskim życiu wychowywać siebie i przygotowywać do tego przez odpowiednią ascezę zmysłów.
2022-09-06
Jako licealista, zimą 1975 roku, uczestniczyłem w ogólnopolskiej oazie III stopnia, zorganizowanej w domu rekolekcyjnym przy Ośrodku dla Niewidomych w Laskach koło Warszawy. Podczas jednego z tzw. pogodnych wieczorów spotkaliśmy się z naszymi ociemniałymi rówieśnikami. Jakież było moje zdumienie, gdy zobaczyłem tych młodych ludzi roześmianych, rozgadanych, pełnych energii i życia. Ktoś z nich, biegnąc na spotkanie z nami, nawet zjechał po poręczy schodów! Nigdy wcześniej nie spotkałem osób niewidomych, dlatego wyobrażałem sobie, że są oni zamknięci w sobie, milczący i zawsze smutni… Najbardziej uderzyła mnie ta ich niezwykła zdolność słuchania i rozumienia nie do końca wypowiedzianych słów oraz subtelny dotyk palców, zdolnych czytać nie tylko alfabet Braille’a, ale i w ludzkiej duszy.
To wspomnienie sprzed prawie pół wieku, niech będzie punktem wyjścia dla refleksji nad zagadnieniem zmysłów duchowych, którym chrześcijańska antropologia, czyli nauka o człowieku, poświęca niemało miejsca.
Po raz pierwszy o zmysłach duchowych pisał w starożytności Orygenes (†253). W okresie patrystycznym temat ten podejmowali także: św. Grzegorz z Nyssy (†395), Ewagriusz z Pontu (†399) i św. Grzegorz Wielki (†604); w średniowieczu: św. Bernard z Clairvaux (†1153), św. Bonawentura (†1274) i Mistrz Eckhart (†1337); później św. Ignacy Loyola (†1556); współcześnie zaś m.in. Karl Rahner (†1984) i Hans Urs von Balthasar (†1988).
W naszych czasach kwestia zmysłów duchowych nabiera szczególnego znaczenia, gdy wszechobecny konsumpcjonizm na różne sposoby i z niezwykłą intensywnością bombarduje nas. Ma się wrażenie, że sensem życia jest dosięgać szczytów przyjemności przez oglądanie, słuchanie, wąchanie, smakowanie i dotykanie. W tej sytuacji chrześcijanin nie może zapominać, że – z jednej strony – nieograniczone korzystanie ze zmysłów prowadzi do grzechu, a z drugiej – że Stwórca wyposażył go w zmysły cielesne po to, aby rozwijał swoje człowieczeństwo i się uświęcał. Wraz z łaską uświęcającą otrzymał także zmysły duchowe, dzięki którym może on doświadczyć Niewidzialnego Boga i z Nim się zjednoczyć.
Zmysły cielesne
Zmysłami nazywamy władze ciała, dzięki którym człowiek i zwierzę wchodzi w kontakt z otaczającą go rzeczywistością materialną. Dzięki nim może zaspokoić swoje najbardziej elementarne potrzeby, zwłaszcza samą egzystencję, oraz obronić się przed zagrożeniami pochodzącymi z zewnątrz. Ponadto człowiek, obdarzony przez Stwórcę rozumem i wolną wolą, dzięki zmysłom realizuje swoje potrzeby wyższe właściwe mu jako osobie, a więc poznanie intelektualne, celowe działanie i doznawanie uczuciowe, dzięki czemu się rozwija.
Zmysły związane z cielesnością dzielimy na zewnętrzne i wewnętrzne. Zmysły zewnętrzne to: wzrok, słuch, powonienie, dotyk i smak. Natomiast do zmysłów wewnętrznych zalicza się głównie tzw. zmysł wspólny, pamięć i wyobraźnię.
Jeśli chodzi o zmysły zewnętrzne, to zwykle wylicza się je w takiej właśnie kolejności z uwagi na rodzaj kontaktu z przedmiotem. Wzrok ujmuje bowiem rzeczy nawet bardzo oddalone, słuch wymaga pewnej bliskości źródła dźwięku, podobnie powonienie, natomiast dotyk i smak działają jedynie w bezpośredniej bliskości przedmiotu.
Każdy ze zmysłów zewnętrznych ma odpowiadający mu organ, za pomocą którego odbiera właściwe bodźce (np. wzrok posługuje się oczami, a słuch uszami itd.). Zmysły zewnętrzne niczego nie tworzą i nie dodają do otrzymanej informacji, lecz ich zadaniem jest odbieranie jej i przekazanie do zmysłów wewnętrznych. Mają więc charakter bierny. Zachowują jednak swoją funkcję także w przypadku, gdy dany organ cielesny jest uszkodzony albo nie istnieje.
Natomiast zmysły wewnętrzne spełniają swą rolę dzięki czynności mózgu. Ich bowiem zadaniem jest przetwarzanie informacji pochodzących od zmysłów zewnętrznych, które trafiają najpierw do tzw. zmysłu wspólnego, zwanego niekiedy zmysłem właściwym. Jego zadaniem jest niejako wstępna selekcja i przyporządkowanie informacji do właściwego im przedmiotu. Kiedy na przykład uczestniczymy w dyskusji, zmysł wspólny łączy w taki sposób bodźce wzrokowe i słuchowe, że identyfikujemy poszczególnych rozmówców.
Tak uporządkowane informacje są utrwalane przez pamięć i dalej przetwarzane przez wyobraźnię. Jeśli pamięć porównać do wielkiego magazynu z mnóstwem przegródek i schowków, gdzie ulokowane są poszczególne dane, to wyobraźnię uosabiałby bardzo sprawny i pomysłowy magazynier, który odpowiednio do zleconych mu zadań wydobywa te informacje i układa w jakimś zadanym mu porządku w postaci pojęć, myśli, obrazów, skojarzeń, odczuć itp. Nierzadko jednak wyobraźnia sama tworzy bez wyraźnego polecenia ze strony rozumu i woli, o czym świadczy treść snów, niekiedy dziwaczna i pozbawiona logiki, oraz rozproszenia, które przychodzą podczas modlitwy lub innego skupienia. W przeciwieństwie do zmysłów zewnętrznych, które mają charakter receptywny, zmysły wewnętrzne są bardzo aktywne i twórcze, a poniekąd autonomiczne. Z tej racji wymagają odpowiedniej kontroli i pokierowania.
Chrześcijańska ascetyka, doceniając rolę zmysłów dla życia duchowego, kładzie mocny akcent na tzw. oczyszczenie, zarówno zmysłów zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Chodzi więc nie o ich unicestwienie, ale o taką przemianę, by mogły się coraz bardziej przystosować do sfery duchowej i z nią współdziałać. Podobnie jak sprzątanie mieszkania, tak oczyszczenie zmysłów polega na przywracaniu porządku, czyli ustawianiu ich we właściwym miejscu, oraz usuwaniu zbędnych treści, które czasem są jak trucizna lub gnijące odpady. Ludzka bowiem pamięć i wyobraźnia nie mogą być jak śmietnik czy kompostownik, do którego trafiają najróżniejsze informacje pozyskane przez zmysły zewnętrzne. Kierując się rozumem oświeconym przez wiarę i wolą wspartą przez łaskę Bożą, chrześcijanin najpierw stara się tak używać zmysłów zewnętrznych, aby nie zaśmiecać swego wnętrza. Nie wszystko przecież musimy widzieć, słyszeć czy dotknąć, czy w jakikolwiek sposób poświęcać uwagę. Trzeba także z pamięci stale usuwać to, co nie służy dobru i zarazem wspierać wyobraźnię, aby tworzyła to, co służy właściwie pojętemu rozwojowi osoby ludzkiej.
Niełatwy ascetyczny wysiłek ciągłego oczyszczania zmysłów, zwłaszcza wewnętrznych, jest o tyle ważny z punktu widzenia życia duchowego, że mają do nich dostęp zarówno aniołowie, jak i złe duchy. Szatan, nie mogąc bezpośrednio wpływać na rozum i wolną wolę człowieka, stara się tą drogą zwieść go i sprowadzić na manowce. Potwierdza to fakt, że wszelkie pokusy, których doznajemy, rodzą się najpierw w sferze pamięci i wyobraźni, a następnie angażują emocje i uczucia, aż wreszcie wola i rozum ulegną ich presji.
W pracy nad sobą, w której szczególnie dużo miejsca zajmuje oczyszczenie zmysłów, chrześcijanin nie jest pozostawiony sam sobie. Wspiera go działanie łaski Bożej. Z tej racji mistrzowie życia duchowego, zwłaszcza karmelitańscy doktorzy Kościoła – św. Teresa od Jezusa (†1582) i św. Jan od Krzyża (†1591), uczą o czynnym i biernym oczyszczeniu zmysłów, zwanym także nocą zmysłów. Gdzie bowiem kończą się możliwości własnego wysiłku ascetycznego, tam Bóg uwalnia człowieka od jego niepotrzebnych i grzesznych przywiązań do wrażeń zmysłowych. Po to bowiem Stwórca wyposażył człowieka w zmysły, aby dostrzegał on Jego ślady w stworzeniach, radował się nimi i ubogacał, osiągając pełnię tego obrazu i podobieństwa, według którego został powołany do istnienia (por. Rdz 1, 27).
Zmysły duchowe
Z punktu widzenia antropologii chrześcijańskiej, oprócz nieodzownych dla osobowego i duchowego rozwoju człowieka zmysłów związanych z cielesnością, jego psychika wyposażona jest przez tzw. zmysły duchowe. Jest to trudna do opisania, choć analogiczna do zmysłów cielesnych, zwłaszcza zewnętrznych, dana przez Boga wraz z łaską wiary zdolność do poznawania na sposób doświadczalny rzeczywistości nadprzyrodzonej. Można powiedzieć, że w pewnym sensie zmysły duchowe są funkcją wiary. Dzięki nim możliwe staje się przyjęcie tajemnicy Boskiej Trójcy i całego misterium zbawczego Chrystusa, aż osiągnie ono pełnię w modlitewnym, sakramentalnym i mistycznym zjednoczeniu z Bogiem.
Pismo Święte wielokrotnie opisuje sytuacje, w których człowiek doświadczał obecności Boga za pomocą zmysłów. Szczególnie wyraźnie przedstawiają to Ewangelie. Wielu ludzi dochodziło do spotkania z Jezusem i doświadczenia królestwa Bożego za pośrednictwem zmysłów cielesnych, widząc Go (por. J 1, 35), słuchając Go nauczającego (por. Mk 4, 39) czy dotykając się Go (por. J 9, 6; Mk 5, 28-29). Szczególnie wymowne jest świadectwo, jakie zostawił umiłowany uczeń Jan, pisząc: „To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione – oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli, abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami” (1 J 1, 1-3).
Jak pokazuje spotkanie apostoła Tomasza ze zmartwychwstałym Chrystusem, same zmysły cielesne, choć umożliwiają wejście w relację z Bogiem wcielonym, jednak nie są wystarczającym środkiem do uchwycenia Jego tajemnicy, jeśli zabraknie wiary (por. J 20, 24-29). Właśnie wiara sprawia, że doznanie właściwe zmysłom zewnętrznym nabiera głębszego wymiaru, który przekracza materialny i doczesny poziom rzeczywistości.
Szczególnie czytelne staje się to w przypadku Eucharystii. Zmysły cielesne hostię postrzegają jako biały, niekwaszony chleb mający zwykle kształt cienkiego, okrągłego wafla, którego wartość odżywcza jest znikoma. Jednak dzięki żywej wierze, chrześcijanin wznosi się ponad te wrażenia zmysłowe i doznaje niemal fizycznej bliskości Jezusa. Wyzwala ona w nim niedające się uchwycić pojęciowo i opisać stany psychoemocjonalne, które najczęściej oddaje się za pomocą słowa „miłość”. Faktycznie, miłość jest tą rzeczywistością, której nie da się zamknąć w pojęcia czy zbadać w sposób empiryczny (doświadczalny). Nikt jednak w nią nie wątpi, lecz każdy jej pragnie jako sensu życia. Wszakże cały świat i każdy z nas istnieje właśnie dzięki miłości. Stosując analogię do zmysłów cielesnych można powiedzieć, że tak jak zmysł wspólny syntetyzuje informacje pochodzące ze zmysłów zewnętrznych, tak wiara pozwala w tym, co widzimy, słyszymy, czujemy, dotykamy i smakujemy, doświadczać miłości Boga, a raczej Boga, który jest Miłością (por. 1 J 4, 8. 16). I tak jak można oczyszczać, ćwiczyć oraz wyostrzać zmysły cielesne, dzięki czemu ktoś staje się bardziej spostrzegawczy albo ma doskonały słuch muzyczny, tak samo można i należy udoskonalać zmysły duchowe, aby człowiek zdolny był doświadczać obecności Bożej w sobie i wokół siebie. Znakomitym tego przykładem są święci i mistycy. Oni bowiem we wszystkim, co widzieli, słyszeli, odczuwali, dotykali czy smakowali, odkrywali Bożą obecność i miłość Bożą oraz nadprzyrodzone piękno.
Pierwszą i najważniejszą „szkołą” doskonalenia zmysłów duchowych są więc sakramenty i modlitwa. Sakramenty bowiem to widzialne znaki (np. woda przy chrzcie, chleb w Eucharystii, olej przy namaszczeniu chorych i święceniach) wskazujące na niewidzialną rzeczywistość zbawczą, której nie sposób uchwycić bez łaski wiary. Słusznie więc w pieśni eucharystycznej pt. „Zbliżam się w pokorze…”, ułożonej przez św. Tomasza z Akwinu (†1274) na okazję ustanowienia święta Bożego Ciała w 1264 r., śpiewamy: „Mylą się, o Boże, w Tobie wzrok i smak. Kto się im poddaje, temu wiary brak”. Podobnie modlitwa jest nie tyle pełną wzniosłych słów przemową do Boga i lawiną słodkich doznań, co przede wszystkim otwarciem serca na Jego obecność. Dlatego rozwój modlitwy idzie od wielości słów przez milczenie do miłującej obecności, czyli kontemplacji.
Zmysły duchowe nie są jednak stałą własnością chrześcijanina, daną mu raz na zawsze. Mogą być zaciemnione i osłabione przez wady, a nawet całkowicie utracone wskutek grzechów. Te ostatnie bowiem, jak uczył Orygenes, „zaślepiają wewnętrzny wzrok, krępują węch, ograniczają słuch, zatem człowiek nie może widzieć tego, co duchowe, nie może słyszeć Słowa, ani nie może poczuć woni Chrystusowej” (Komentarz do „Pieśni nad pieśniami”, II, 9, 55). Grzech bowiem polega między innymi na zatrzymaniu się człowieka w sferze zewnętrznej i poddaniu się zniewalającej sile zmysłów cielesnych, ukierunkowanych na doznawanie przyjemności dla niej samej. Z tej racji św. Paweł pisze, że „człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić” (1 Kor 2, 14).
Ku głębi…
Celem chrześcijańskiego życia duchowego jest doświadczenie Boga i zjednoczenie z Nim. Możliwe jest to już tu w ziemskim życiu, choć tylko częściowo i jakby w zwierciadle (por. 1 Kor 13, 12), a przy tym w sposób utracalny. Dokonuje się to przez sakramenty, zwłaszcza Eucharystię, modlitwę i dzieła miłosierdzia, jak również przez włączenie swoich cierpień w zbawczy krzyż Chrystusa. Jednak po śmierci, gdy człowiek osiągnie zbawienie i dostąpi zmartwychwstania, będzie przez całą wieczność cieszył się pełnią udziału w życiu Bożym, w jakiś sposób dzięki zmysłom przemienionego i uwielbionego ciała (por. Job 19, 26-27).
Życie ludzkie zachowuje przecież swą ciągłość, toteż – jak przypomina prefacja we mszy za zmarłych – w chwili śmierci ono się nie kończy, a jedynie zmienia. By zatem można było w życiu przyszłym doświadczać Boga oraz zjednoczyć się z Nim w całej pełni i na zawsze, trzeba już tu w ziemskim życiu wychowywać siebie i przygotowywać do tego przez odpowiednią ascezę zmysłów. Obserwujemy bowiem znamienny proces, który polega na tym, że im bardziej ze względu na miłość do Chrystusa i żywą wiarę, ograniczamy swobodę percepcji zmysłów cielesnych, tym bardziej wyostrzają się zmysły duchowe. Co więcej, ta prawidłowość zdaje się być wpisana w ludzką naturę. Wcale nierzadko jest bowiem tak, że ktoś wskutek choroby lub starości traci zdolność posługiwania się swoimi zmysłami: już niedowidzi, niedosłyszy, ma problem z powonieniem i smakiem, a także z dotykiem, nie kontroluje swoich procesów fizjologicznych itd. Mimo tego stara się żyć łaską wiary, dużo się modli, z pokorą znosi swe cierpienie, a przy tym często spowiada się, przystępuje do Komunii świętej i od czasu do czasu przyjmuje sakrament namaszczenia. Dzięki temu rozwija się w nim wrażliwość na sprawy duchowe. W sposób naturalny staje się bardziej religijny i wyczulony na coraz bliższą Nieskończoność.
Nie inaczej dzieje się z ludźmi, którzy wskutek wrodzonej niepełnosprawności czy nieszczęśliwego wypadku albo choroby utracili wzrok, słuch lub inne zmysły. Wielu z nich, dzięki współpracy z łaską Bożą, potrafi jednak wznieść się na wyżyny życia duchowego. Wspaniałym tego przykładem jest beatyfikowana niedawno wraz z Prymasem Tysiąclecia Matka Róża Czacka (†1961), założycielka Ośrodka dla Niewidomych w Laskach koło Warszawy. Nie mogąc posługiwać się oczami, nauczyła się widzieć sercem to, co Boże i piękne w drugim człowieku, zwłaszcza tak samo ociemniałym jak ona.
Przedstawiona tu w zarysie katolicka doktryna o zmysłach duchowych jest źródłem nadziei dla tych, którzy boleśnie doświadczają ograniczeń i problemów w kontakcie z otaczającym ich światem. Jest zarazem potwierdzeniem, że całe życie doczesne ma głębszy, nadprzyrodzony i eschatologiczny wymiar. Dla człowieka żywej wiary nie wystarczy bowiem cieszyć oczy pięknem kształtów i barw, koić uszy harmonią dźwięków, upajać się zapachem kwiatów, delektować wybornymi smakami i czuć bliskość kochanych osób. Nosi on bowiem w sobie nie zawsze w pełni uświadomione pragnienie życia wiecznego. Zmysły cielesne pozwalają mu cieszyć się obfitością Bożych darów, natomiast zmysłami duchowymi zdolny jest doświadczać bliskości ich niewidzialnego Dawcy.