Ratunek przez Krzyż
Arcybiskup Grzegorz Ryś powiedział niedawno: „Pan Jezus nie ratuje od Krzyża, ale przez Krzyż”. Bardzo czuję te słowa…
2023-08-01
Nazywam się Andrzej Preuss i od 32 lat jestem księdzem rzymskokatolickim, a od 2,5 roku choruję na stwardnienie zanikowe boczne. Moja choroba rozwija się i teraz już nie mówię i nie mam żadnej władzy nad rękami i nogami. Za to dobrze słyszę i widzę. Odczuwam to tak, jak gdyby układ nerwowy ruchowy wygasł, a układ nerwowy czuciowy stawał się coraz bardziej wrażliwy. Powoduje to, że każde dotknięcie sprawia mi coraz większy ból. Bywają też długie chwile, gdy nic mnie nie boli. Chciałbym z Państwem podzielić się tym, co obecnie przeżywam, mając nadzieję że będzie to w jakimś sensie dla Państwa pomocne.
Jedno z moich ważnych doświadczeń jest takie, że ciało działa zupełnie inaczej niż dusza. Oczywiście, wiedziałem to w teorii, ale to nie to samo, co doświadczenie. To tak, jakbym żył poza ciałem. Może najistotniejsze jest to, że nie odczuwam bólu, ale czuję się bardzo wolny. Jest tak nawet wtedy, gdy bardzo męczy mnie kaszel, który zazwyczaj utrudnia kontakt. Tym niemniej w moim wnętrzu jest bardzo dużo pokoju i wolności. Myślę, że ponieważ jestem wierzący, mam zupełnie inną perspektywę. Dla mnie moje życie zmienia się, ale się nie kończy. Czuję, że ta choroba ma głębszy sens i bez kłopotu się z nią godzę. Gdybym jednak nie miał przed oczami Pana Boga i życia wiecznego, najprawdopodobniej byłbym na skraju depresji i choroby psychicznej. Tak uważam i może z tego powodu nie czuję się nieszczęśliwy. Przeciwnie, jestem w tej całej chorobie i kompletnej bezradności szczęśliwy. Nie żeby mi to pasowało. Nie potrafię też podać logicznych powodów takiego stanu rzeczy. Dla mnie to Pan Bóg, nie znajduję innych powodów. Jeżeli myślą Państwo, że jestem bardzo święty, to proszę mi wierzyć, że nic bardziej mylnego. Przeciwnie, czuję się bardzo obciążony grzechami i to w miarę upływu czasu coraz bardziej. Być może przede mną bardzo trudny czas, ale na razie nie brak mi pociech i uważam to za bardzo ciekawe. Dwa lata temu byłem na rehabilitacji w Bornem Sulinowie i tam pani psycholog pokazała mi Cyber-Oko – urządzenie do komunikacji za pomocą ruchu gałek ocznych. To urządzenie dla chorych takich jak ja jest fenomenalne. To jedyny mój kontakt z otoczeniem i światem. Bez tego urządzenia nie mam możliwości wymiany myśli i powiadomienia o moich potrzebach. Na tę chwilę nie wyobrażam sobie życia bez Cyber-Oka. Być może niebawem będę całkowicie leżący i będę musiał się bez niego obyć, ale póki co dziękuję Panu Bogu za to, że jeszcze mogę się kontaktować. Myślę, że wiele osób nie stać na takie urządzenie (25 tys. zł) i może istnieją instytucje, które mogłyby dofinansować jego zakup. Mnie bardzo pomaga Stowarzyszenie Wszystko dla Szczytna.
Z mojego doświadczenia wynika, że w tej chorobie fundamentalna jest komunikacja potrzeb, a jeżeli nie działa mowa i ręce, pozostaje tylko wzrok. W moim przypadku bardzo ważne jest to, że wiele osób mi pomaga. Naprawdę, jestem szczęściarzem, bo jest to aż dwudziestoosobowa grupa. Dwie panie są zatrudnione jako pomoc medyczna a 20 osób na zmianę pełni przy mnie dyżur, i to od dwóch lat. Jest to dla mnie jeden z cudów, ponieważ wcale na to nie zasługuję. Jestem tym ludziom bardzo wdzięczny. Każdej nocy ktoś mnie przewraca na boki i dozoruje w razie oddawania moczu. Także w dzień opiekunowie są przy mnie, zmieniają pozycję rąk i nóg, ocierają buzię, bo mam ślinotok. Oprócz tego, borykam się z pewnym poważnym problemem. Dwa lata temu, gdy jeszcze mówiłem i ruszałem kończynami, byłem u dobrej pani doktor w Warszawie, która zapytała mnie, czy dużo płaczę. Odpowiedziałem, że nie. Pani doktor powiedziała, że w przyszłości będę dużo płakać. I tak faktycznie jest, bo przez chorobę mam „zepsutą” emocjonalność. Z byle powodu płaczę, śmieję się i złoszczę. Wiem i bardzo to czuję, że opiekunowie wznoszą się na szczyty cierpliwości. Gdy moi super opiekunowie, którzy mają serce na dłoni i bardzo się starają, zrobią coś nie po mojej myśli, nie jestem w stanie zapanować nad złością. Dla mnie to wielki problem. Robię coś, czego nie chcę i na co się nie zgadzam.
Tak sobie myślę, że jeżeli ktoś był przed chorobą zadowolony i doświadczał siebie jako człowieka szczęśliwego, to choroba nie jest w stanie tego zmienić, nie może tego odebrać. Jeżeli ktoś przed chorobą miał trudności z odnalezieniem sensu życia, to choroba może pogłębić ten stan. Arcybiskup Grzegorz Ryś powiedział niedawno: „Pan Jezus nie ratuje od Krzyża, ale przez Krzyż”. Bardzo czuję te słowa...
Zobacz całą zawartość numeru ►