Bóg się zatroszczył

Mój upór w dążeniu do sprawności i gigantyczna praca wykonana przez rehabilitantów oraz lekarzy, stopniowo przynosiły poprawę.

zdjęcie: canstockphoto.pl

2023-09-01

Wkrótce minie 91 lat od momentu moich narodzin. Przeszłam w życiu wiele trudnych chwil – nie brakowało w nim chorób, rodzinnych dramatów, śmierci bliskich osób. Każdy z nas ma lepsze i gorsze momenty, ale myślę, że w moim życiu, patrząc po ludzku, tych gorszych było zdecydowanie więcej. Za wszystko jednak jestem wdzięczna Bogu, który nigdy nie pozwolił, abym upadła na duchu.

Pragnę podzielić się szczególnie jednym okresem z mojego życia, który trwał blisko 10 lat. Był to czas, kiedy z powodu dolegliwości kręgosłupa, leżałam unieruchomiona w łóżku. Miałam 75 lat, kiedy w wyniku różnych okoliczności zostałam przykuta najpierw do wózka inwalidzkiego, potem do łóżka. Początkowo wydawało się, że potrwa to najwyżej kilka tygodni, ale okazało się, że mam złamany kręgosłup, który uciskał na niektóre nerwy, utrudniając mi samodzielne poruszanie się. Towarzyszył mi okropny ból, który promieniował do rąk i nóg. W krótkim czasie stałam się osobą całkowicie zależną od pomocy innych. Co prawda nie byłam sparaliżowana, ale dolegliwości bólowe uniemożliwiały mi samodzielne funkcjonowanie i powodowały ogromne cierpienie.

Nie było mi łatwo pogodzić się z nową, trudną sytuacją, tym bardziej, że zawsze byłam osobą aktywną. Gdy jednak okazało się, że mój stan jest poważny, postanowiłam, że się nie poddam. Z okresu tych 10 lat pamiętam zwłaszcza trzy rzeczy: modlitwę, ćwiczenia z rehabilitantem i życzliwość okazywaną mi przez wiele osób. Zdania lekarzy na temat mojego stanu były podzielone – jedni twierdzili, że jeśli będę ćwiczyć, mam szansę stanąć na nogi, inni z kolei uważali, że ćwiczenia pomogą mi jedynie utrzymać elastyczność mięśni i zapobiegną przykurczom, ale nie spowodują, że odzyskam sprawność. Słuchałam lekarzy, ćwiczyłam i cały czas się modliłam. Powierzyłam siebie Bogu, prosząc Go, by o wszystko zatroszczył się po swojemu. I Bóg się zatroszczył. Posłał do mnie dobrych rehabilitantów i troskliwych opiekunów.

Ćwiczenia kosztowały mnie sporo wysiłku. Musiałam podporządkować się dyscyplinie narzuconej przez specjalistów, bo wiedziałam, że w przeciwnym razie ćwiczenia nie przyniosą oczekiwanych efektów. Codzienny zestaw ruchów powtarzany do znudzenia, wciąż te same sekwencje zgięć i wyprostów, powtarzane masaże i zabiegi. Rutyna, rutyna, rutyna. Czasem miałam tego tak bardzo dosyć, że płakałam z bezradności, zmęczenia i braku efektów. Bywały chwile, że chciałam się poddać. Wtedy Pan Bóg stawał obok mnie w drugim człowieku i dodawał mi sił.

Mój upór w dążeniu do sprawności i gigantyczna praca wykonana przez rehabilitantów oraz lekarzy, stopniowo przynosiły poprawę. Kiedy mój stan się poprawiał i widziałam, że podjęty wysiłek prowadzi do coraz większej samodzielności, zyskiwałam dodatkową  motywację, by wytrwale ćwiczyć. Jak już wspomniałam, na wózku inwalidzkim i w łóżku spędziłam 10 lat. Aż tyle czasu musiało upłynąć, zanim ponownie stanęłam na własnych nogach. Gdy to się wydarzyło, byłam bardzo szczęśliwa. Przepełniały mnie radość i wdzięczność.

Dzisiaj, z perspektywy lat, widzę, że czas mojej niesprawności – choć trudny – był okresem bardzo ważnym i błogosławionym. Wydarzyło się w nim tak wiele dobra, że nigdy nie zdołam się za nie odwdzięczyć Bogu i ludziom. Wszystkim, którzy zmagają się z podobnymi trudnościami, pragnę powiedzieć, aby nie bali się oddać w ręce specjalistów, a nade wszystko zaufali Bogu, który zawsze o wszystko niezawodnie się troszczy.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2023nr09, Z cyklu:, Panorama wiary

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024