Miecz boleści
Póki jeszcze jesteśmy w ziemskiej rzeczywistości, rośnijmy w wierze, czerpmy mądrość z Bożego skarbca, otulmy się Jego miłością i ofiarujmy Mu każde cierpienie. Szczególnie to, które przyszło nie w porę.
2023-12-31
Komentarz do fragmentu Ewangelii Łk 2, 22-40
Święto Świętej Rodziny
Już na samym początku Ewangelii czytamy, że Jezus, tak jak każdy pierworodny syn został przyniesiony do świątyni. Pamiętam, że gdy byłam mniejsza, uważałam za absurd żeby poddawać Jezusa obrzędom dla zwykłych śmiertelników skoro był Synem Bożym. Dziś jednak patrzę na to inaczej. Sam Bóg (w ludzkim ciele) pokazuje nam, że mamy jako ludzie bardzo podobną drogę do przejścia. Rodzimy się, rośniemy, uczymy, chorujemy, słabniemy, w końcu umieramy. Nie ma w życiu nic pewniejszego niż śmierć. Jakże bardzo boimy się śmierci, a przecież ona jest czymś… naturalnym. Nie boimy się oddychać, nie boimy się mrugać, ale boimy się śmierci. Tutaj światło pada na Symeona, który może być dla nas przykładem oczekiwania. Symeon, czekał cierpliwie na wypełnienie pewnego życiowego celu, spotkania Mesjasza, które przyobiecał mu Bóg. Gdy to się dokonało, Symeon był gotowy umrzeć. Myślę, że to jest najważniejszy element przygotowania na spotkanie z Bogiem w wieczności, spotkanie Boga za życia. Człowiek gotowy się nie boi, no bo jest… gotowy.
Myślę, że jeszcze jeden element szczególnie zasługuje na podkreślenie. W proroctwie Symeona pojawia się postać cierpiącej Maryi, która jest do końca towarzyszką katowanego i umierającego Chrystusa. Ludzie chorzy i cierpiący borykają się z wieloma dolegliwościami i problemami. Warto jednak spojrzeć szerzej, na środowisko chorego. Na cichych towarzyszy, opiekunów, wszystkich tych, którzy odczuwają obciążenia opieki nad chorym, ale też strach i frustrację, że człowiek zbliża się do tego nieuniknionego celu, do śmierci. Cierpienie ma wiele twarzy, ból ma wiele twarzy i miłość ma wiele twarzy. Doktor Wanda Półtawska w jednej ze swoich książek wspomniała, taką sytuację: Była po poważnym zabiegu chirurgicznym, ból był bardzo silny. Jako, że operacja odbywała się w Stanach Zjednoczonych, nie miała przy sobie nikogo bliskiego, a opieka była niezadowalająca. Bardzo nie chciała tego cierpienia, pragnęła odpoczynku i wytchnienia. Kilka dni później zmieniła otoczenie, wypoczęta i wyspana czuła się gotowa przyjąć cierpienie. Sęk w tym, że… Bóg dał jej cierpienie w czasie, który On zaplanował, a nie wtedy kiedy ona chciała. Ta refleksja zmieniła sposób postrzegania i przeżywania cierpienia przez doktor Półtawską. Myślę, że Bóg wie najlepiej, kiedy i co nam dać, żeby przyniosło najobfitszy owoc. Myślę też, że wszystkie te owoce zobaczymy już u kresu, w Wieczności. Tymczasem, póki jeszcze jesteśmy w ziemskiej rzeczywistości, rośnijmy w wierze, czerpmy mądrość z Bożego skarbca, otulmy się Jego miłością i ofiarujmy Mu każde cierpienie. Szczególnie to, które przyszło nie w porę.