Faryzeusze dbali o zewnętrzność, zaniedbując piękno i czystość wewnętrzną. Osoby cierpiące, chorujące często dbają o piękno wewnętrzne, jednocześnie tracąc, tak wynoszoną dziś na piedestał atrakcyjność fizyczną.
To pokorne cierpienie wielu chorych może odmienić zasmucone serce Boga. Może to ofiarowane przez kogoś cierpienie sprawi, że jakieś zachwaszczone serce ostatnim wysiłkiem woli zegnie się i przeprosi Boga, że wcześniej nie próbowało być zbożem.
Chory zostaje często wystawiony poza nawias życia społecznego. Chorzy przebywaja w szpitalach, czasem ośrodkach, a często tylko w swoim domu spędzają długie, samotne dni.
Czasem choć wydaje się, że już ciężej nie będzie, napotykamy kolejne przeszkody. Jedną z tych ciasnych bram jest cierpienie. Brama niska i ciasna, do przejścia której potrzebujemy zgiąć pokornie kark, czasem prawie do ziemi.
Dzisiaj wybrzmiewa: „Bliskie już jest królestwo niebieskie”. Czy gdybyśmy pojmowali jak piękne rzeczy przygotował nam Bóg, troszczylibyśmy się tak bardzo o doczesność?
Dzisiejsza Ewangelia jest bardzo prosta: Oddaj mi wszystko, a dam Ci więcej. Oddaj mi swoje zdrowie, a dam Ci życie, oddaj mi swoje smutki, a dam Ci radość. I zrób to z miłości do Mnie, a nie ze strachu.
Dzisiejsza Ewangelia przypomina nam, że tam gdzie jest krzyż jest i Matka Boża. Tak jak stała pod krzyżem swojego ukochanego Syna, tak stoi przy nas w każdym momencie naszej wędrówki. Najczulszym matczynym gestem ociera nasze czoło, podtrzymuje i pociesza.
Patrząc jedynie ludzkim okiem, zewnętrznie, hostia to tylko trochę wody i mąki, w dodatku za darmo. Żadnych znamion luksusu… Ale człowiek wierzący patrzy inaczej, patrzy oczami wiary, oczami serca. I tylko wiara uzdalnia nas do dostrzegania największych cudów w zwyczajności.
Chciałabym mieć taki głód Boga i tęsknotę jak Maria Magdalena. Chciałabym też dostrzegać Jego obecność w moim życiu i zapraszać Go do swojej codzienności.
Chrystus zmartwychwstając, pokazał nam, że nie ma dla Niego NIC niemożliwego.