„A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem” cz.1 Modlitwa jest tajemnicą
Rok 2024 w Apostolstwie Chorych będziemy przeżywać jako IX Rok Nowenny przed 100-leciem istnienia wspólnoty w świecie. Jego tematem będzie modlitwa. Z tej okazji zapraszamy do lektury cyklu tekstów o modlitwie autorstwa ks. prof. Marka Chmielewskiego, które będziemy publikować w kolejnych numerach miesięcznika.
2024-01-03
Homo orans
Człowiek, ze względu na swą rozumną naturę określany bywa jako homo sapiens; z uwagi na pracę twórczą nazywany jest homo faber, a ponieważ nieodłącznym elementem jego aktywności jest rozrywka, można o nim powiedzieć, że jest homo ludens. Oprócz tego jedną z cech ludzkiej natury, o ile nie najważniejszą, która wyróżnia człowieka spośród stworzeń, jest zdolność do modlitwy. Z tej racji zasadnym będzie mówić o nim homo orans.
Czasem zdarzy się, że pies czy kot wejdzie do kościoła za swoim opiekunem, jednak nie po to, aby spełniać akt religijny. Tylko bowiem człowiek zdolny jest w sposób świadomy i wolny zwracać się ku Bogu, jakkolwiek by go rozumiał. Można nawet zaryzykować tezę, że każdy, o ile uznaje nad sobą jakąś Transcendencję, to jest niewidzialną czy nadprzyrodzoną siłę wyższą, modli się na swój sposób. Nie ma bowiem religii bez modlitwy. Odpowiednio do tego, jaka jest dana religia, jakiego czci boga, jakie wyznaje prawdy i stosuje zasady moralne, taka będzie praktykowana w niej modlitwa jako jeden z najbardziej podstawowych przejawów kultu.
Można zatem powiedzieć, że modlitwa jest faktem antropologicznym, ściśle związanym z ludzką naturą, tym samym zjawiskiem religiologicznym ‒ związanym z religią a także społecznym, gdyż nie pozostaje bez wpływu na relacje między ludźmi i ich postawy.
Modlitwa a wiara
Dla nas chrześcijan, czyli ludzi ochrzczonych w imię Przenajświętszej Trójcy, którzy uznają Jezusa Chrystusa za swojego Pana i Zbawiciela, modlitwa jest nie tylko naturalną potrzebą rozumu, woli i serca, szczególnie w sytuacjach ekstremalnych, ale elementarnym przejawem wiary, a zarazem jej źródłem. Trafnie oddaje to łacińska formuła pochodząca prawdopodobnie od św. Prospera z Akwitanii, świeckiego teologa, żyjącego w latach 390-455/465, który był sekretarzem papieża św. Leona Wielkiego. Brzmi ona: lex orandi lex credendi lub legem credendi lex statuat supplicandi, co w swobodnym tłumaczeniu znaczy: jak się modlisz, tak wierzysz. Można ją odwrócić, słusznie stwierdzając, że: jak wierzysz, tak właśnie się modlisz. Zasadę tę cytuje dwukrotnie Katechizm Kościoła katolickiego (nr 1124 i 1126) w odniesieniu do liturgii, która nie tylko składa się z formuł modlitewnych, ale stanowi jeden z najwyższych przejawów modlitwy chrześcijańskiej.
Pierwszym zatem i podstawowym warunkiem chrześcijańskiej modlitwy jest żywa wiara. Bez niej jakakolwiek forma modlitwy będzie jedynie pustym religijnym rytuałem albo kulturowo-obyczajowym reliktem. Gdy jednak jest podejmowana jako świadomy i wolny akt człowieka, który szuka swego Boga i zwraca się do Niego, wówczas wiara odżywa i będzie się rozwijać poprzez kolejne akty modlitwy. Przez modlitwę bowiem w sensie ogólnym rozumiemy zwrócenie się do Boga, którego choć nie widzimy, jednak aktem wiary uznajemy Jego istnienie. Inaczej mówiąc, zwracanie się do kogoś, kto nie istnieje, jest pozbawione sensu i nielogiczne. Skoro jednak człowiek, zwłaszcza chrześcijanin, ma potrzebę modlitwy jako nawiązania relacji z Kimś, mimo że jest On niewidzialny, a jednak pozwala się odczuć, to uznanie Jego obecności jest aktem wiary. Tak więc modlitwa i wiara są nierozdzielne, jak awers i rewers tej samej monety.
Ta prawda znajduje potwierdzenie w życiu. Gdyby bowiem prześledzić, jak doszło do tego, że chrześcijanin utracił wiarę i odszedł daleko od Boga, to prędko by się okazało, że u początku drogi wiodącej na manowce było zaniedbywanie modlitwy, choćby tej najprostszej, jak pacierz, którego pobożna matka uczy swoje dziecko. Przeciwnie, gdy czasem wskutek dramatycznych sytuacji, także lęku o własne życie lub najbliższych zagubiony chrześcijanin zacznie się modlić zapamiętanymi z dzieciństwa słowami „Ojcze nasz” czy „Zdrowaś Maryjo”, wówczas powoli odbudowuje swoją wiarę, gdyż zwracając się do Boga w swojej ubogiej modlitwie, uznaje Jego miłującą Obecność i ocalającą Wszechmoc.
Czym jest modlitwa chrześcijanina?
Biorąc do rąk Katechizm Kościoła katolickiego, który w kolejnym polskim wydaniu jest niebieską książką pokaźnych rozmiarów, zawierającą kompletny syntetyczny wykład zasad wiary katolickiej, zauważamy, że składa się on z następujących części: „Wyznanie wiary”, „Celebracja misterium chrześcijańskiego”, „Życie w Chrystusie” i „Modlitwa chrześcijańska”. Mamy więc cztery „filary”, na których zbudowane jest życie chrześcijanina, to znaczy: prawdy wiary, liturgia poszczególnych sakramentów, zasady moralności zawarte w Dekalogu oraz modlitwa, której wzorcem jest „Ojcze nasz”. „«Oto wielka tajemnica wiary» ‒ czytamy w Katechizmie Kościoła katolickiego. Kościół wyznaje ją w Symbolu Apostolskim (część pierwsza) i celebruje w liturgii sakramentalnej (część druga), aby życie wiernych upodobniło się do Chrystusa w Duchu Świętym na chwałę Boga Ojca (część trzecia). Tajemnica ta wymaga zatem, aby wierni w nią wierzyli, celebrowali ją i żyli nią w osobistym związku z Bogiem żywym i prawdziwym. Tym związkiem jest modlitwa” (KKK 2558).
Rozpoczynająca się cytowanymi wyżej słowami czwarta część Katechizmu, stara się najpierw odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czym jest modlitwa? Przytacza zatem kilka wypowiedzi świętych, powszechnie uznawanych za mistrzów modlitwy. Za św. Teresą od Dzieciątka Jezus († 1897) podaje, że modlitwa jest „wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku Niebu, okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu, jak i radości” (KKK 2558). Natomiast cytując św. Jana Damasceńskiego († 749), Katechizm stwierdza, że „modlitwa jest wzniesieniem duszy do Boga lub prośbą skierowaną do Niego o stosowne dobra” (KKK 2559).
Dalej czytamy, że modlitwa jest darem Boga, wobec tego właściwą postawą wewnętrzną podczas jej sprawowania jest pokora. Jest ona „dyspozycją do darmowego przyjęcia daru modlitwy” (KKK 2559). W dalszym ciągu Katechizm, rozważając scenę rozmowy Jezusa z Samarytanką przy studni Jakubowej w Sychar (zob. J 4, 7-15), stwierdza, że modlitwa „jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli” (KKK 2560). Jest ona „odpowiedzią wiary na darmową obietnicę zbawienia, odpowiedzią miłości na pragnienie Jedynego Syna” (KKK 2561).
Kolejne określenie modlitwy, jakie znajdujemy na kartach Katechizmu, to przymierze. W świetle Biblii, zwłaszcza Starego Testamentu, przymierze jest aktem prawnym, niekiedy zawieranym w sposób bardzo uroczysty, a zarazem rodzajem wzajemnego zobowiązania się, na mocy którego silniejszy otacza opieką słabszego, a słabszy służy silniejszemu. Czytamy zatem, że chrześcijańska modlitwa jest „związkiem przymierza między Bogiem i człowiekiem w Chrystusie. Jest działaniem Boga i człowieka; wypływa z Ducha Świętego i z nas, jest skierowana całkowicie ku Ojcu, w zjednoczeniu z ludzką wolą Syna Bożego, który stał się człowiekiem” (KKK 2564).
W tym kontekście Katechizm dodaje, że szczególnie w Nowym Testamencie, modlitwa jest komunią, czyli „żywym związkiem dzieci Bożych z ich nieskończenie dobrym Ojcem, z Jego Synem Jezusem Chrystusem i z Duchem Świętym” (KKK 2565). To oznacza, że życie modlitwy polega na stałym trwaniu w obecności trzykroć świętego Boga. Ta komunia, czyli najściślejsza więź z Boską Trójcą, zawsze jest możliwa, „gdyż przez chrzest staliśmy się jedno z Chrystusem”. A zatem „modlitwa jest o tyle chrześcijańska, o ile jest komunią z Chrystusem i rozszerza się w Kościele, który jest Jego Ciałem. Ma ona wymiary miłości Chrystusa” (KKK 2565).
Widzimy więc, że Katechizm Kościoła katolickiego nie tyle definiuje modlitwę za pomocą jakiejś jednej precyzyjnej formuły, co raczej opisuje ją na różne sposoby jako złożoną i tajemniczą rzeczywistość.
Modlitwa jako rozmowa?
Często z ust katechetów i kaznodziejów słyszymy, że modlitwa to rozmowa z Bogiem. Tak właśnie określa ją św. Teresa od Jezusa († 1582), wielka hiszpańska mistyczka i reformatorka Karmelu. W swojej autobiografii pt. „Księga życia” pisze, że „modlitwa wewnętrzna jest to, moim zdaniem, poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie i wylewna, po wiele razy powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje” (8, 5). W podobny sposób święta określa modlitwę także w innych swoich dziełach.
Nie sposób nie przyznać racji tej, która nosi tytuł doktora Kościoła. Jednak określenie to, brane samo w sobie i w oderwaniu od innych, niesie ryzyko uproszczenia praktyki modlitwy. To zaś, jak zostało powiedziane wyżej, będzie skutkować osłabieniem wiary.
Otóż przesadne podkreślanie prawdy, że modlitwa jest rozmową, skutkuje tym, że skłonni bylibyśmy sprowadzać ją do długich monologów i przemówień pod adresem Pana Boga jako Trójcy Boskich Osób, Chrystusa, Matki Najświętszej, aniołów czy świętych, jak również mierzyć jej jakość za pomocą słów. Im więcej mówienia do Boga, coraz bardziej wyszukanymi słowami i formułkami, tym rzekomo modlitwa stawałaby się doskonalsza. Nic bardziej błędnego. Przed taką pokusą surowo przestrzega Pan Jezus, mówiąc: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani” (Mt 6, 7).
W modlitwie, jak w każdej komunikacji między osobami, słowa są bardzo ważne jako nośniki wzajemnych informacji oraz decyzji, emocji i uczuć. Nie są jednak najważniejsze, lecz pełnią rolę środka i sposobu, nie zaś celu. Ludzie spotykają się raczej nie po to, aby jedynie wylewać z siebie potoki słów. Jeżeli czasem tak się dzieje, to zawsze pozostaje rozczarowanie, niedosyt i niesmak z powodu wielu niepotrzebnych, a nierzadko złych słów, krzywdzących opinii, fałszywych poglądów itp. Podobnie może być na modlitwie, którą sprowadziłoby się jedynie do ciągu wypowiadanych pobożnych formuł. Pytanie, czy taki monolog, nawet wyrażony namaszczonym tonem głosu, będzie modlitwą, a tym bardziej owocną modlitwą?
W każdej rozmowie musi być dialog, to znaczy zamiana ról: w pewnym momencie mówiący milknie i słucha, a dotychczas słuchający zabiera głos. Ponadto rozmowa ze swej istoty nigdy nie jest zwykłą wymianą informacji, ale czymś znacznie więcej. Jest spotkaniem, to znaczy wzajemną obecnością i partycypacją, czyli zaangażowanym uczestniczeniem w tym, co rozmówca przeżywa i czuje, kiedy mówi i słucha. Spotkać się, to niezależnie od tego co wspólnie robimy czy mówimy, być dla drugiego, a więc choćby chwilę i cząstkę swego życia poświęcić tylko jemu. Czas bowiem to przecież nasze życie. W tym momencie mój rozmówca jest dla mnie najważniejszy. Słuchając go, patrzę na niego, staram się rozumieć, co mówi, odczuwać jego stany emocjonalne itd. Pięknie wyraził to św. Paweł Apostoł, pisząc w Liście do Rzymian: „Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą. Bądźcie zgodni we wzajemnych uczuciach” (Rz 12, 15-16).
O ileż bardziej w modlitwie, zwłaszcza tej, która zwyczajowo nazywana jest ustną, konieczne słowa muszą wypływać z serca, a więc być nośnikami aktów rozumu i woli, pragnień oraz uczuć. Jednym słowem, modlitwa ma być spotkaniem, czyli zaangażowaną obecnością dla Pana, czego jednym z wyrazów są słowa. Ale nie tylko one wyrażają obecność przed Panem i dla Pana. Sam gest modlitwy, na przykład przeżegnanie się lub postawa, na przykład klęczenie, a przede wszystkim zanurzenie się w ciszę przed tabernakulum, będzie takim pełnym wiary przejawem obecności tylko dla Niego, a więc dobrą owocną modlitwą.
Jak wtedy, gdy spotyka się dwoje zakochanych w sobie, najważniejsza jest dla nich obecność ‒ poświęcony czas i bliskość, którą podtrzymują wypowiadane słowa, tak samo na modlitwie słowa są wyrazem obecności. W tym sensie św. Teresa z Avila zanim powie, że modlitwa to rozmowa, wpierw uczy, że to „poufne i przyjacielskie z Bogiem obcowanie”, zaś miłość jest właściwym klimatem tej wylewnej, a nie suchej i oficjalnej wypowiedzi. Wszyscy święci, którzy są mistrzami modlitwy, jednomyślnie zaświadczają, że modlitwa jest funkcją wiary i miłości. Bez tych cnót teologalnych nie ma ona szansy stać się owocną, to znaczy prowadzić do zjednoczenia z Bogiem.
Nieskończone horyzonty modlitwy chrześcijańskiej
Najprawdopodobniej od św. Bernarda z Clairvaux († 1153), cysterskiego mnicha, doktora Kościoła a zarazem jednego z najwybitniejszych czcicieli Matki Bożej, pochodzi słynne zdanie: de Maria numquam satis (nigdy dosyć mówienia o Maryi), które często powtarza także inny wielki czciciel Maryi św. Ludwik Maria Grignion de Montfort († 1716).
Modyfikując nieco to zdanie, można powiedzieć: de oratione numquam satis ‒ nigdy dosyć mówienia o modlitwie. Co więcej, słusznym będzie również stwierdzenie: de oratione nondum satis ‒ o modlitwie wciąż za mało mówi się i pisze.
Słuszność tego stwierdzenia potwierdza odczuwany w każdej epoce głód modlitwy i powtarzana w kolejnych pokoleniach prośba uczniów Chrystusa pociągniętych Jego przykładem intymnego dialogu z Ojcem: „Panie, naucz nas się modlić” (Łk 11, 1). Także współcześnie wybrzmiewa ta niekiedy niema prośba. Daje temu wyraz św. Jan Paweł II, gdy w liście apostolskim Novo millennio ineunte na zakończenie Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 (z 6 I 2001) pisze: „A czyż nie jest to «znakiem czasu», że mimo rozległych procesów laicyzacji obserwujemy dziś w świecie powszechną potrzebę duchowości, która w znacznej mierze ujawnia się właśnie jako nowy głód modlitwy?” (nr 33).
Skąd ten „nowy głód modlitwy” i dlaczego wciąż podnoszone jest pytanie, jak się modlić? Na temat modlitwy napisano przecież niezliczoną ilość traktatów i rozpraw naukowych, poradników i przewodników. Tysiące błogosławionych i świętych mężczyzn oraz kobiet na przestrzeni dwóch tysięcy lat Kościoła pozostawiło swoje świadectwa modlitwy, która doprowadziła ich do zbawienia i chwały ołtarzy. Co ciekawe, pierwszymi chrześcijańskimi tekstami teologicznymi były traktaty na temat Modlitwy Pańskiej takich wybitnych autorów, jak: Klemens Aleksandryjski († 212), Tertulian († 240), Orygenes († 254), św. Cyprian z Kartaginy († 258), św. Bazyli Wielki († 379) czy św. Grzegorz z Nyssy († 395). Powstawały one w czasie, kiedy w różnych rejonach ówczesnego Cesarstwa Rzymskiego trwały prześladowania wyznawców Chrystusa. Można by rzec, że siłę przetrwania starożytny Kościół upatrywał właśnie w sztuce modlitwy.
Odpowiedzi na pytanie o niewyczerpany wciąż temat modlitwy należy upatrywać w fakcie, że ma ona nieskończone horyzonty. Jest bowiem tajemnicą, podobnie jak wielką tajemnicą wiary jest Eucharystia, o czym oznajmia celebrans we Mszy świętej tuż po Przeistoczeniu. W jakikolwiek sposób usiłowalibyśmy zdefiniować czy opisać modlitwę chrześcijańską, to ‒ jak się wydaje ‒ najbardziej adekwatną rzeczą będzie powiedzieć, że jest ona tajemnicą (być może nawet pisaną wielką literą).
Modlitwa jest tajemnicą, gdyż ‒ jak przypomniał cytowany wyżej Katechizm Kościoła katolickiego ‒ jest przymierzem z Bogiem i komunią z Nim. Człowiek, który sam dla siebie jest niezgłębioną zagadką, przez modlitwę wchodzi w intymną więź z przepastną i niepojętą tajemnicą Boga. Pięknie i bardzo plastycznie oddaje to Psalmista, pisząc w Psalmie 42: „Głębia przyzywa głębię hukiem Twych potoków. Wszystkie twe nurty i fale nade mną się przewalają” (Ps 42, 8). To właśnie mając na uwadze, wybitny dominikański teolog i kaznodzieja Jan Tauler († 1361) z kręgu mistyki nadreńskiej, głosił zasadę tzw. podwójnej przepaści. Polega ona na tym, że im bardziej chrześcijanin na modlitwie zanurza się w sobie, tym bardziej wnika w niezgłębioną tajemnicę Boga. I odwrotnie: im bardziej modlący się zanurza się w przepaściach Bożych tajemnic, tym bardziej odkrywa siebie.
Oczywistą jest rzeczą, że mówiąc o tajemnicy Boga czy tajemnicach naszej wiary, nie chodzi o dochowanie sekretu, jak to jest w przypadku spraw wojskowych czy w dyplomacji. Tajemnica to nie tyle kwestia wiedzy tajemnej, której nie wolno wyjawić, a raczej rzeczywistości, w którą człowiek się zanurza, a której nie potrafi wyrazić, bo dalece przekracza ona jego ograniczone możliwości poznania na drodze intelektu. Pozostaje jedynie droga poznania przez doświadczenie duchowe, wiarę i miłość. Wbrew przekonaniu zwolenników skrajnego racjonalizmu, w naszym ziemskim życiu jest wiele takich obszarów, których nie da się opisać za pomocą jednoznacznych pojęć czy zbadać przy pomocy metod empirycznych, a mimo to są one udziałem niemal każdego z nas. Jedną z takich rzeczywistości jest miłość. Dlatego w każdej epoce wciąż o niej się pisze, śpiewa, układa wiersze i ukazuje jej piękno za pomocą obrazów.
Modlitwa, jako funkcja nadprzyrodzonej miłości Boga i człowieka, jest właśnie tego rodzaju tajemnicą. Nie da się jej wyczerpująco opisać i zdefiniować, gdyż Bóg, którego ona dosięga żarliwym pragnieniem, jest niepojęty dla ludzkiego rozumu. To jednak nie przeszkadza, aby się w tę otchłań Bożej miłości i piękna zanurzyć całym sobą, zachwycić i doznać uszczęśliwienia. Dziecko wtulone w ramiona matki czy ojca, też wielu rzeczy jeszcze nie rozumie, ale właśnie tym bardziej jest ufne i szczęśliwe, bo czuje się bezpiecznie.
Modlitwa, ponieważ jest bardziej tajemnicą i komunią z Bogiem, aniżeli teologicznie poprawną wypowiedzią (rozmową), dlatego jest dostępna dla każdego, kto wierzy w Boga, a więc także dla chorego, który zapada się w nieświadomość czy bardzo małego dziecka, które zaledwie wypowiada pierwsze słowa. Jak każdy z nas na swój sposób oddycha, mówi i porusza się, tak również na swój sposób ‒ jeśli tylko wierzy i pragnie doświadczyć Boga jako Miłości ‒ modli się, czasem nie zdając sobie z tego sprawy. Modlitwa jest bowiem tajemnicą.
Modlitwa jest sztuką
Twierdzenie, że modlitwa jest tajemnicą komunii z Bogiem, bynajmniej nie zwalnia wierzącego z podejmowania wysiłku uczenia się modlitwy. Bez tego wysiłku, który Katechizm Kościoła katolickiego wprost nazywa „walką modlitwy” (KKK 2725-2745), można jedynie „ślizgać” się po powierzchni Bożego oceanu miłości i miłosierdzia, a do tego lękliwie bardzo blisko brzegu. Tymczasem Pan Jezus do Szymona Piotra i swoich uczniów każdej epoki mówi: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci…” (Łk 5, 4).
Jak każda sztuka, czy to muzyczna, malarska czy sportowa, tak i modlitwa wymaga wysiłku, determinacji, systematyczności, wytrwałości oraz stosowania odpowiednich metod. Na ten temat mamy obfitą literaturę teologiczno-duchową dawniejszą i współczesną. Odnośnie do tego głos zabierali także ostatni papieże i różne dykasterie watykańskie. Również w Katechizmie Kościoła katolickiego znaleźć można wiele cennych wskazówek, jak się modlić i czynić to dobrze.
Swoistym poradnikiem, jak „uprawiać” sztukę modlitwy, dedykowanym szczególnie środowisku związanemu z Apostolstwem Chorych, jest niniejszy cykl felietonów, którego tytuł został zaczerpnięty z Listu św. Jakuba Apostoła (Jk 5, 15): „A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem”.
Zobacz całą zawartość numeru ►