Oblubienica Krzyża

Krótkie życie s. Dulcissimy było wypełnione miłością do Jezusa.

zdjęcie: Archiwum Izby Pamięci s. Dulcissimy w Brzeziu

2024-03-04

Trzeba umieć patrzeć na ludzi, aby dostrzec w ich życiu wielkość, mądrość, dobro i świętość. Swym wrażliwym sercem odkrywać wielkość słów i czynów nie tylko św. Franciszka z Asyżu, św. Katarzyny ze Sieny, św. Teresy z Avila... O postaciach spotykanych na kartach historii i na łamach czasopism należy pisać prosto, barwnie i ciepło, aby zachęcić Czytelników do naśladowania własnym życiem nie tylko gotowych i sprawdzonych wzorców wielkości, ale także do akceptacji swego niepowtarzalnego powołania, jakie każdemu z nas wyznacza Bóg. W tym realizowaniu osobistej wielkości matki zatroskanej o rodzinę, ojca zabieganego o utrzymanie i wychowanie dzieci, kapłana oddającego swe życie dla dobra dusz, siostry zakonnej modlącej się w ciszy klasztornej celi: „Spraw, Boże, żebym wypełniała obowiązki w sposób najlepszy” – wykuwa się miara świętości. W tym sensie każdy z nas może być Kimś!

Minęło już osiemdziesiąt siedem lat od śmierci siostry Marii Dulcissimy Hoffmann ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Żyła tylko 26 lat. Tyle już o niej napisano, a jednak wciąż pytamy, jaka była ta Oblubienica Krzyża? Potrafiła do osiągnięcia świętości wykorzystać skromne, codzienne środki. Nigdy nie czyniła swej woli na ziemi.

Duchowa droga Helenki

Helena Joanna Hoffmann urodziła się w poniedziałek, 7 lutego 1910 r., w robotniczym osiedlu Zgoda na Górnym Śląsku, w obecnej dzielnicy Świętochłowic, w rodzinie Józefa Hoffmanna i Albiny z domu Jarząbek (Jarzombek). Miała młodszego brata, Reinholda, który korzystał z jej mądrego i dobrego przykładu. Ojciec – narodowości niemieckiej – przybył do Zgody z Gąsiorowic, które należały do parafii Wniebowzięcia NMP w Jemielnicy, w dekanacie Strzelce Opolskie. W miejscowej „Huta Zgoda” („Eintrachthütte”) rozpoczął pracę jako prosty robotnik, potem awansował na operatora dźwigu. Był on praktykującym katolikiem, o dobrym sercu, ale bardzo surowym i wymagającym w stosunku do żony i dzieci; matka zaś – urodzona w Świętochłowicach – była katoliczką i mówiła po polsku. Józef i Albina zawarli związek małżeński w 1909 r. w kościele pw. św. św. Apostołów Piotra i Pawła w Świętochłowicach. Zamieszkali w pobliżu zakładu hutniczego, w dużym budynku dla wielu rodzin.

W wieku dziewięciu lat Helena utraciła ojca. Owdowiała matka, zgodnie z życzeniem zmarłego małżonka, wyszła powtórnie za mąż za jego brata, Franciszka Hoffmanna, i urodziła drugiego syna – Henryka. W kwietniu 1916 r. Helena Hoffmann rozpoczęła naukę w Katolickiej Szkole Powszechnej w Zgodzie, gdzie wyróżniała się przykładnym zachowaniem i wyjątkową pilnością. Najwięcej czasu spędzała na pogłębianiu historii biblijnej i katechizmu. W wolnym czasie najchętniej przebywała w kościele. Jej najmilszym zajęciem było sypanie kwiatów podczas procesji Bożego Ciała.

Pod koniec 1919 r. Helena przystąpiła do spowiedzi świętej. Jej powiernik duchowy, ks. Edward Adamczyk, przekonał ją do zdobywania cnót, aby w ten sposób mogła zbudować Chrystusowi „duchową kapliczkę”. Przeżycie to stało się podstawą jej formacji religijnej. W nowicjacie napisała opowiadanie pt. „Moja kapliczka”, do którego natchnienie czerpała z pierwszej spowiedzi świętej. Czytamy w nim, że dręczyły ją „pokusy i strach przed złym nieprzyjacielem i przed ludźmi” oraz owładnęło ją „całkowite pragnienie tabernakulum i Komunii świętej”. Później, w dniu Pierwszej Komunii świętej, ogarnęła ją myśl, że przyjdzie do niej Jezus i wtedy będzie miała tabernakulum w swojej „duchowej kapliczce”. Niedługo potem, w czasie pracy w polu, znalazła medalion z wizerunkiem młodej zakonnicy z różami na piersiach. Od wczesnego dzieciństwa Helena miewała sny, w których ukazywała się jej jakaś zakonnica, pobudzająca ją do budowania „duchowej kapliczki”. Później w jednym z czasopism religijnych zobaczyła zdjęcie św. Teresy od Dzieciątka Jezus i zrozumiała, że osobą z jej wizji sennych jest właśnie ta francuska karmelitanka.

W latach szkolnych Helena pomagała siostrom Maryi Niepokalanej, zwłaszcza przy dekoracji kościoła w Zgodzie. Przebywając blisko nich odkrywała w sobie coraz silniejsze pragnienie poświęcenia swego życia Bogu w klasztorze. Po ukończeniu szkoły powszechnej w 1923 r., pozostawała w domu i wciąż pomagała zakonnicom ze Zgody. Wstąpiła do Sodalicji Mariańskiej, a w niedzielę Trójcy Świętej w 1925 r. oddała się Bogu na własność, prosząc o dar powołania zakonnego. Sakrament bierzmowania przyjęła 5 maja 1927 r. z rąk biskupa katowickiego Arkadiusza Mariana Lisieckiego.

Od września 1927 roku zabiegała o przyjęcie do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Spotkała się jednak początkowo z brakiem akceptacji dla tej drogi życiowej ze strony rodziców. Do zgromadzenia zakonnego wstąpiła jako kandydatka 7 grudnia 1927 r. Pracowała w instytucjach prowadzonych przez siostry: w przedszkolu w Zgodzie i szpitalu w Szopienicach, gdzie dała się poznać jako osoba radosna, cierpliwa oraz pełna oddania dzieciom i chorym.

 Wezwana do ofiary

17 marca 1928 r. Helena rozpoczęła we Wrocławiu życie w postulacie, zgodnie z myślą, że „Jezus woła ją do ofiary”. W momencie wstępowania do klasztoru była zdrowa, czego dowodem są świadectwa lekarskie. Jej choroba rozwinęła się wkrótce po rozpoczęciu życia zakonnego. Był nią prawdopodobnie powiększający się stopniowo guz mózgu, przynoszący różne, bardzo uciążliwe dolegliwości natury fizycznej oraz cierpienia psychiczne i duchowe.

Po rocznym postulacie, została dopuszczona do obłóczyn 23 października 1929 r. Wraz ze strojem zakonnym otrzymała imię Maria Dulcissima. W pierwszym roku nowicjatu w Nysie nauczyła się „ratować dusze dla Zbawiciela”. Następnie została przeniesiona do Domu Macierzystego Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej we Wrocławiu. Tu miała opiekować się dziewczętami i dyskretnie czuwać nad ich życiem religijnym i moralnym. Obawiała się tej posługi, bo jej stan był bardzo ciężki. Po konsultacjach z lekarzami wysłano ją na dalsze badania do Berlina. Stamtąd powróciła do Nysy, gdzie – po kolejnych dniach utraty przytomności – złożyła warunkowy ślub ubóstwa, czystości, posłuszeństwa i wiecznej miłości. Ten ostatni ślub dołączyła sama od siebie. Po profesji, siostra Dulcissima pozostała nadal w Nysie. W maju 1932 r. odnowiła tam swoje doskonałe oddanie się Jezusowi przez Maryję. Równocześnie borykała się z cierpieniem – atakami drgawek i stanami utraty przytomności.

25 października 1932 r. do Nysy przybyła matka chorej zakonnicy i poprosiła o pozwolenie zabrania córki na jakiś czas do domu. Mimo, że taka zgoda nie została udzielona, obie kobiety wyjechały do Zgody. Czyn ten, który mógł być interpretowany jako niezgodny ze ślubem posłuszeństwa, należy jednak ocenić w kontekście fizycznych i duchowych cierpień chorej, a przede wszystkim jej obawy przed badaniami lekarskimi i umieszczeniem w zakładzie psychiatrycznym. Moralnej winy przy tym czynie nie miała.

Trwający niespełna trzy miesiące pobyt siostry Dulcissimy w klasztorze sióstr Maryi Niepokalanej w Zgodzie – w domu rodzinnym przebywała zaledwie trzy dni, od 27 do 29 października 1932 r. – przyczynił się do głębszego zrozumienia przez nią tajemnicy powołania. Siostra czuła się przynaglona, aby prosić osobiście przełożoną generalną, matkę Klotyldę Mende SMI, o przebaczenie. Za żadną cenę nie chciała opuścić zgromadzenia i pozostać u swojej matki, „ponieważ – jak napisała – ma śluby”. Była przekonana, że uczyniła to „wszystko dla Jezusa, Maryi i Zgromadzenia”. Ostatecznie od przełożonej generalnej uzyskała pozwolenie na urlop. Od 19 do 24 grudnia 1932 r., w domu zakonnym w Zgodzie, odbyła rekolekcje, prowadzone przez ks. Ignacego Rembowskiego. 18 stycznia 1933 r. wyruszyła razem ze swoją opiekunką, siostrą Marią Lazarią Stefanik SMI, do domu zakonnego w Brzeziu nad Odrą. Placówka ta stała się dla heroicznej zakonnicy okazją do głębokich aktów pokory i miejscem „dokonania ofiary”.

„Umarła święta”

W Wielkim Poście 1933 r. siostra Dulcissima z poddaniem się woli Bożej przyjęła paraliż lewej ręki i częściowy paraliż języka. Swoją chorobę ofiarowała w intencji wzrostu świętości duchowieństwa i wiernych. Tęskniła też „za niebem i Jezusem”, znosiła cierpienia i pomagała siostrom w klasztorze. Traktowała swoje życie bardzo odpowiedzialnie.

W Wielki Czwartek, 18 kwietnia 1935 r., złożyła ona wieczystą profesję w kaplicy domu zakonnego w Brzeziu nad Odrą, zaś 18 sierpnia 1935 r. po raz ostatni wyszła z klasztoru, aby uczestniczyć w pogrzebie dziecka. Chora zakonnica włożyła wtedy do jego trumny swój List do Jezusa i Maryi. W tym przejmującym tekście odnajdujemy gorącą miłość do Chrystusa i jej pragnienie ratowania grzeszników oraz konkretne intencje, z jakimi zwracała się do Boga: za Ojca świętego Piusa XI, Siostry Maryi Niepokalanej, duchowieństwo, kierownika miejscowej szkoły i Katarzynę Urban z Głogowa – jej duchową przyjaciółkę.

6 marca 1936 r. siostra Dulcissima straciła przytomność i została dotknięta paraliżem nerwu przełykowego. Przyjęła sakrament chorych. W ostatnich tygodniach życia często wzywała do siebie osoby świeckie. Siostry zaś notowały jej ostatnie słowa: „O Jezu, Ty we mnie, a ja w Tobie. (…). Ty wszystkim, a ja niczym. (…). Chciałabym, Jezu, być nową ofiarą krwawą i muszę nią być”.

Oblubienica Krzyża zmarła w poniedziałek, o świcie 18 maja 1936 r. Wraz z biciem dzwonów na modlitwę Anioł Pański jej oddech stawał się coraz słabszy, aż ustał o godzinie 5.30. Odeszła osoba pogodna, usłużna i uprzejma, wewnętrznie skupiona i wierna swojemu zgromadzeniu, dokładna i sumienna w małych rzeczach. Mieszkańcy Brzezia nad Odrą i okolic tłumnie gromadzili się przy trumnie s. Dulcissimy. Całowali jej dłonie, dotykali różańcami i medalikami jej ciała, odcinali kawałki habitu. Zmarła siostra została pochowana 22 maja 1936 r. na „starym cmentarzu” w Brzeziu nad Odrą.

Dawny i nowy grób (przed wejściem do kościoła) siostry Dulcissimy był zawsze zadbany i po dziś dzień jest otaczany szczególną czcią wiernych. Jednym z przejawów pamięci o siostrze, zmarłej w opinii świętości, są tablice pamiątkowe w miejscu jej urodzenia i śmierci – na murze budynku mieszkalnego w tzw. Kolonii Drzymały w Zgodzie i na murze budynku klasztornego w Raciborzu-Brzeziu nad Odrą.

Po śmierci s. Dulcissimy, otwarto jej pożegnalny list do rodziny, w którym znalazły się słowa pocieszenia i prośby: „(...) Uproście mi nową, czystą szatę duszy. Dla was uproszę odczuwalną radość. (...) Nie bójcie się śmierci, ponieważ czeka Was życie wieczne (...)”. Przez uległe poddanie się zamierzeniom Bożym i stałe, gorliwe współdziałanie z nimi, zakonnica osiągnęła wyjątkowe przymioty ducha, które jednały jej szacunek i miłość za życia i przekonanie o jej świętości po śmierci.

Ksiądz Borzucki, ówczesny proboszcz z Brzezia nad Odrą, stwierdził wyraźnie, że „umarła święta”. Osoby, które zetknęły się z jej osobą, mówią o licznych łaskach uzyskanych u Boga za jej wstawiennictwem. Ma ona wielu czcicieli wśród dzieci, młodzieży i dorosłych, którzy modląc się u jej grobu, polecają Bogu problemy swego życia. Pamięć o jej niezwykłym życiu jest wciąż żywa. Ktoś ładnie powiedział, że „na jej grobie nie więdną kwiaty, nie gasną światła”. Wciąż wzrasta liczba świadectw, opisujących łaski uzyskane za jej wstawiennictwem.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2024nr03, Z cyklu:, Nasi Orędownicy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024