W komunii z ukrzyżowanym Panem
Jej życie było nieustannym świadectwem głębokiej wiary i przekonania, że cierpienie – przyjęte i ofiarowane – może stać się potężnym narzędziem duchowym.
2024-04-02
Początek drogi
W sercu Śląska, w świętochłowickiej Zgodzie, wśród burzliwych czasów powojennej rzeczywistości, rozpoczęła się historia niezwykłej duszy – siostry Dulcissimy Hoffmann (1910-1936). Już w dzieciństwie, los rzucił ją na głębokie wody cierpienia. W styczniu 1919 r., świat niespełna 9-letniej dziewczynki został zachwiany przez śmierć ojca, Józefa Hoffmanna, który odszedł po krótkiej, ale ciężkiej chorobie.
Młoda Helenka, późniejsza siostra Dulcissima, stała przy jego łożu śmierci, niewiele rozumiejąc z tego, co się działo. Wspominała później: „Jezus miał inne plany wobec mamy i nas, dzieci, zabrał naszego kochanego, dobrego ojca” (Schweter, s. 12). Śmierć ojca była dla niej pierwszym doświadczeniem krzyża, który naznaczył jej drogę życiową. W jej sercu zrodziło się głębokie poczucie straty, które wpłynęło na jej dalsze poszukiwanie sensu cierpienia.
Rodzina Hoffmannów znalazła się wówczas w trudnej sytuacji materialnej. Wkrótce po śmierci ojca, matka z dziećmi trafiła do szpitala z diagnozą tyfusu. Po powrocie, odkryli, że ich majątek został rozkradziony, co jeszcze bardziej pogłębiło ich trudności. Helenka, stając w obliczu tych wyzwań, wykazała niezwykłą dojrzałość. W swoich zapiskach duchowych wspomina postawę matki w obliczu tej tragedii. „Pamiętam jak ze wzrokiem skierowanym na krzyż powiedziała sama do siebie: «Uczciwie i odważnie rozpocznę wszystko na nowo, aby nadal pozostać tą samą matką». Nie narzekała i nie szemrała, nie szukała ludzkiej pomocy; chciała tylko czynić wolę Bożą” (Schweter, s. 14). Przykład matki będzie wzorem dla Helenki. W poleceniach rodziców zaczęła rozpoznawać głos Boży, co było dla niej drogowskazem w tych trudnych chwilach.
Poza cierpieniem psychicznym związanym z utratą ukochanego ojca, Helenka wkrótce doświadcza pierwszych cierpień duchowych. Jesienią 1919 r. rozpoczyna swoje przygotowanie do Pierwszej Komunii świętej. Zachęcona przez swojego proboszcza ks. Edwarda Adamczyka (1868-1948) rozpoczyna budowę w swoim sercu kapliczki dla Jezusa. Uroczystość nie mogła się odbyć w zaplanowanym terminie (w maju 1920 r.), ale została przesunięta o rok, co wywołało u dziewczynki wielki ból rozczarowania i tęsknoty za Jezusem. To oczekiwanie na dzień Komunii, przesiąknięte cichym bólem i niepewnością, stało się dla niej źródłem duchowego cierpienia, ale i dojrzewania. „Płakałam wiele i nie byłam rozumiana” – wyznała w swoich zapiskach.
Ten płacz był wyrazem jej duchowej tęsknoty za Bogiem, pierwszym wyrazem mistycznych doznań. Była to godzina swoistej nocy ciemnej, której jeszcze wówczas Helenka nie rozumiała.
W swym dzienniczku duchowym, zatytułowanym „Moja kapliczka”, Helena z krwawiącym sercem opisywała swoje wewnętrzne zmagania: „Nareszcie dzień Pierwszej Komunii (5 maja 1921 r.). […] Trudności z rodzicami, którzy mi nie tak często pozwalali do Komunii świętej przystępować, często wzbudzałam akt Komunii duchowej, często z krwawiącym sercem”. Te słowa, niby proste, a jednak głęboko przejmujące, malują obraz dziewczynki, której duchowa tęsknota za Jezusem w sakramencie Eucharystii mieszała się z bolesną rzeczywistością życiowych ograniczeń.
Mimo tego, że fizyczna możliwość przyjęcia Komunii została jej na jakiś czas odebrana, Helenka odkryła drogę do głębszego zjednoczenia z Bogiem poprzez Komunię duchową. W tej intymnej, duchowej praktyce, znalazła ukojenie dla swego spragnionego serca, ucząc się, że prawdziwe spotkanie z Chrystusem jest możliwe również w doświadczeniu cierpienia. Mimo młodego wieku, Helenka przejawiała głębokie zrozumienie i akceptację cierpienia jako ścieżki do zjednoczenia z Chrystusem. Jej duchowa wrażliwość rozwijała się równolegle z cierpieniem, dając początek jej duchowej drodze. Cierpienie, choć niezrozumiane przez otoczenie, stawało się dla niej narzędziem duchowego wzrostu.
Droga Dulcissimy do akceptacji krzyża była wyboista. W jej życiu pojawiły się momenty wątpliwości i samotności, ale również głębokiej wiary i duchowej odwagi. „Niewypowiedziane cierpienia cielesne i duchowe walki nie zdołały osłabić jej odwagi oraz woli oddania się Bogu”. To właśnie te wyzwania ukształtowały ją jako „Oblubienicę ukrzyżowanego Pana”, kobietę, która z niezachwianą wiarą i determinacją przyjęła na swoje barki krzyż cierpienia, uczyniwszy z niego swój największy skarb.
Akceptacja krzyża
Helena Hoffmann w uroczystość Trójcy Przenajświętszej, 7 czerwca 1925 r., poświęciła się Bogu, upraszając łaskę powołania zakonnego. Miała wówczas 15 lat. To ważny moment w życiu nastolatki, ponieważ odtąd wszystkie jej dążenia będą zmierzały w kierunku realizacji tego powołania – całkowitego oddania się Bogu. Wówczas jeszcze nie wiedziała, że pozostało jej niespełna 11 lat życia, które doprowadzą ją do pełni komunii z Jezusem ukrzyżowanym.
Krótko po wstąpieniu do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w grudniu 1927 r. Helena zaczyna doświadczać cierpienia fizycznego. Początkowo choroba nie jest rozpoznana, ale bóle głowy powodujące nawet utratę przytomności się nasilają. Jej dalsze losy w Zgromadzeniu stają pod znakiem zapytania. Poddana badaniu lekarskiemu przed dopuszczeniem do obłóczyn, przez niemieckiego neurologa i wykładowcę wrocławskiego uniwersytetu prof. Ludwiga Manna, słyszy diagnozę: guz mózgu. Mimo to lekarz ten wystawia Helenie pozytywną opinie jako zdolnej do życia zakonnego.
Wówczas przychodzi czas na bardzo ważną decyzję. Helena 23 października 1929 r., (w święto Najświętszego Odkupiciela) przyjmuje habit zakonny i nowe imię s. Dulcissimy od Najświętszej Niepokalanej Maryi Panny. Jest to bardzo ważny dzień w życiu młodej siostry, ale ważniejszy o tyle, że wraz z obłóczynami przychodzi ostateczna decyzja o akceptacji krzyża choroby i ofiarowaniu wszystkich cierpień duchowych i fizycznych za Zgromadzenie oraz za kapłanów.
Niedługo później dolegliwości fizyczne i duchowe zaczną przybierać na sile. Siostra Dulcissima tak pisze w swoim duchowym dzienniczku: „Dnia 21 marca 1931 r. prosiłam Zbawiciela, by wypełnił swoją wolę i swe zamiary wobec mnie nawet jeśli miałaby to być choroba i cierpienie. Ofiarowałam wszystko za Zgromadzenie”.
W tych wczesnych latach życia Helenki, kształtowało się to, co później stało się kluczowym elementem jej duchowej tożsamości – akceptacja cierpienia jako drogi do głębszego zjednoczenia z Chrystusem. Już wtedy, mimo młodego wieku, przejawiała głębokie zrozumienie i przyjęcie krzyża, który nie był dla niej jedynie symbolem cierpienia, ale przede wszystkim drogą do świętości i głębszego poznania miłości Boga.
Cierpienia fizyczne
Bóg przyjął jej ofiarę, ponieważ wkrótce objawy chorobowe się nasilą, a ból stanie się nie do zniesienia. W życiu Siostry Dulcissimy Hoffmann cierpienie fizyczne było równie intensywne, co jej duchowe przeżycia. Jej trudności zdrowotne, choć były ciężarem, stały się integralną częścią jej duchowej drogi.
Jednym z najbardziej znaczących wyzwań zdrowotnych, z którymi zmagała się siostra Dulcissima, były ataki padaczki. Takie stany mogły być spowodowane przez guz mózgu. Stany padaczkowe stanowiły ryzyko niewydolności oddechowej. Epizody te były dramatycznym przejawem jej fizycznych cierpień, przez które przechodziła z niezachwianą wiarą i odwagą. Zdarzały się również w jej życiu okresy utraty przytomności trwające od kilku do kilkunastu dni.
Cierpienie siostry Dulcissimy było jednak bardziej złożone. Doświadczała ona silnych bólów głowy, które pogłębiały jej cierpienie. Siostra Lazaria wspomina: „Od 16 do 23 września
s. Dulcissima znów cierpiała na częste bóle głowy, drgawki, kolkę nerkową oraz krwotok żołądka. Do tego doszły bóle w płucach i bóle serca”.
Światłowstręt, który jej towarzyszył, prawdopodobnie był wynikiem narastającego ciśnienia wewnątrzgałkowego, a także jaskry. Te fizyczne dolegliwości zmuszały ją do noszenia zielonych okularów. W 1932 r. s. Dulcissima doświadczyła kolejnego poważnego ciosu – utraty wzroku. Ta całkowita ciemność, w której nagle się znalazła, była potężnym wyzwaniem, zarówno fizycznie, jak i duchowo. Pomimo tego, że jej świat stał się mrokiem, jej duchowa percepcja i wrażliwość tylko się pogłębiały.
Z biegiem czasu, jej stan zdrowia nadal się pogarszał. W 1934 r. paraliż języka ograniczył jej możliwość werbalnej komunikacji, zmuszając ją do posługiwania się migami i pismem odręcznym. Była to kolejna przeszkoda, z którą musiała się zmierzyć.
W 1936 r. jej zdrowie uległo dalszemu pogorszeniu. Doświadczyła paraliżu nerwu przełykowego, co znacznie utrudniło jej proces spożywania pokarmów i wymagało od innych sióstr zakonnych jeszcze większego zaangażowania w jej opiekę. „Cierpiała na krwawienie prawdopodobnie z żołądka i płuc oraz na kolkę żółciową”. Siostra Lazaria wspomina: „Z jedzeniem nie jest dobrze, ponieważ żołądek i jelita prawie nie pracują”. Nadto, po Wielkanocy 1936 r., wystąpiły obrzęki rąk i nóg, co dodatkowo komplikowało jej codzienne funkcjonowanie.
Przełożona z Brzezia opisywała stan s. Dulcissimy na kilka tygodni przed śmiercią w takich słowach: „Wielkie bóle pozbawiają ją częściowo świadomości jednak zwykle jest przytomna, wie wszystko i rozpoznaje wszystkich. Może tylko trochę przełykać, jakby miała paraliż. Jej usta są wyschnięte tak jak widziałam je u s. M. Dulcissimy w ostatnich dniach. «Jezu, Maryjo boli!» – woła. Poza tym jest cicha, ale bardzo cierpi. Dziś był nasz ksiądz, by ją odwiedzić. Jej stan jest beznadziejny”. Ostatecznie to gruźlica kości doprowadziła jej życie do szybkiego końca.
Warto podkreślić, że mimo tych poważnych wyzwań zdrowotnych, siostra Dulcissima Hoffmann pozostała niewzruszona w swojej wierze i duchowej misji. Jej cierpienie fizyczne stało się częścią jej tożsamości jako „Oblubienicy Ukrzyżowanego Pana”. Każde z tych cierpień, choć było dla niej ogromnym obciążeniem, przekształciło się w narzędzie jej duchowego wzrostu i świadectwa głębokiej wiary.
Strach i doświadczenie niezrozumienia
Prócz cierpień fizycznych służebnica Boża Dulcissima doświadczała również niemałych cierpień duchowych i psychicznych. „W drugiej połowie listopada zwiększyły się cierpienia fizyczne i duchowe s. M. Dulcissimy. W czasie Adwentu 1935 r. przez trzy i pół tygodnia niemalże nie śpiąc, bez przerwy płakała, doświadczając poczucia całkowitego osamotnienia i wyobcowania spotęgowanego bólem serca”. Doświadczenie niezrozumienia przez współsiostry i krewnych w rodzinie zadawało jej ogromny ból. Ponadto czuła się w Zgromadzeniu bezużyteczna, przynosząca współsiostrom więcej problemów (wymagała przecież opieki) niż pożytku. Pomimo bólu próbowała pracować. Na siedząco za pomocą swojej kuli, na którą nawijała ścierkę, próbowała nieudolnie ścierać kurze, robiąc przy tym więcej bałaganu niż porządku.
Poczucie niezrozumienia dotyczyło przede wszystkim jej duchowych przeżyć. Mistyczka z Brzezia przez 17 lat swojego życia miała objawienie św. Teresy z Lisieux. Widziała również Dzieciątko Jezus, Matkę Najświętszą, swojego Anioła Stróża czy demona, który budził u niej obrzydzenie i wstręt. Została przez Boga obdarzona niezwykłymi darami: kontemplacji, proroctwa, ale przede wszystkim głębokiej modlitwy i czynienia cudów.
Jej głęboka wiara i duchowe poszukiwania wydawały się być w sprzeczności z oczekiwaniami społecznymi i rodzinnymi. „Dręczyły mnie pokusy i strach przed złym nieprzyjacielem i przed ludźmi” – zwierzała się w swoich pismach. Jednakże zaraz dodawała: „Moją właściwą obroną jesteś Ty, o Jezu”. Jezus, któremu bezgranicznie ufała przeprowadzał ją przez ciemną dolinę strachu i osamotnienia. Nie jestem specjalistą i nie wiem, czy między doświadczaniem przez mistyków ciemnej nocy a diagnozowaną przez lekarzy depresją, jest jakaś różnica. Wiem natomiast, że jest na nie skuteczne lekarstwo, które aplikowała s. Hoffmann.
Mimo tych wewnętrznych zmagań, Dulcissima nie ulegała rozpaczy. Zamiast tego, czerpała siłę z głębokiej wiary i duchowego rezonansu z patronem swojej wewnętrznej kapliczki, Jezusem Chrystusem cierpiącym w Ogrójcu, a determinacja do przejścia przez te trudności, nie ustępując strachom i pokusom, była świadectwem jej niezwykłej siły charakteru. „Owładnęło mną całkowicie pragnienie tabernakulum i Komunii świętej” – wyznaje, pokazując, jak jej dążenie do świętości było silniejsze niż lęki i niezrozumienie otoczenia.
W tych latach formowania się jej duchowości, s. Dulcissima uczyła się, jak łączyć swoje cierpienie z cierpieniem Chrystusa, znajdując w tym pociechę i sens. Jej doświadczenia stały się fundamentem jej przyszłej misji i posługi, ukazując, że nawet najgłębsze zranienia mogą stać się źródłem mocy i inspiracji dla innych.
Koncentracja na Chrystusie cierpiącym na przekór własnemu cierpieniu
W drodze duchowej rozwoju s. Dulcissimy Hoffmann, centralnym punktem stała się koncentracja na Chrystusie cierpiącym. Pomimo własnych doświadczeń bólu i cierpienia, jej serce i umysł były głęboko zanurzone w medytacji nad Pasją Chrystusa. Ta duchowa praktyka stała się dla niej źródłem siły i pocieszenia w obliczu osobistych trudności. Jednym z najbardziej poruszających przejawów tej duchowej koncentracji było jej pragnienie, by być podobną do Chrystusa w Jego cierpieniu. „Jezu, daj mi miłość do cierpienia tzn. do Ciebie” – pisała w jednym ze swoich zapisków. Te słowa odzwierciedlają jej głęboką chęć zjednoczenia z cierpiącym Zbawicielem, który stał się dla niej wzorem ofiarności i miłości.
W obliczu własnego cierpienia s. Dulcissima doświadczała duchowego przebudzenia, które pozwalało jej patrzeć na swoje trudności z perspektywy większego, kosmicznego planu zbawienia. „O Jezu, Ty we mnie a ja w Tobie! Ty wszystkim a ja niczym! Chciałabym o Jezu być nową ofiarą krwawą i muszę nią być”. Ta głęboka duchowa identyfikacja z Chrystusem była dla niej sposobem na znalezienie sensu w cierpieniu i na przekształcenie bólu w coś, co miało głębokie znaczenie zarówno dla niej, jak i dla innych. Siostra Dulcissima, mimo że znana była z cichego i skromnego życia, w swoich duchowych ćwiczeniach wyrażała wielkie pragnienie zbliżenia się do Chrystusa. Jej życie stało się swoistą drogą krzyżową, na której każde cierpienie, każda ofiara, każdy akt wyrzeczenia był świadomym krokiem w kierunku duchowego zjednoczenia z cierpiącym Zbawicielem.
Na rok przed śmiercią, w Wielkim Poście 1935 r., św. Teresa od Dzieciątka Jezus miała powiedzieć s. Dulcissimie: „Ty musisz być podobna do Zbawiciela”. Niedługo po tym służebnica Boża odczuła przeszywający ból w dłoniach i stopach oraz sercu. Otrzymała dar chrystusowych stygmatów chociaż pozostały one ukryte przed światem zewnętrznym.
Duchowa droga s. Dulcissimy była nie tylko drogą osobistego zjednoczenia z Chrystusem, ale także świadectwem dla innych. W jej życiu i postawie wielu odnajdywało i odnajduje do dziś inspirację i siłę do własnych duchowych poszukiwań. „W tych trudnych czasach pod koniec okropnej II wojny światowej... Świetlana postać Oblubienicy Krzyża rozprasza mroki dalekiego od Boga świata i ukazuje zagubionej ludzkości źródło prawdziwego bogactwa i prawdziwej radości – najgłębsze zjednoczenie z Jezusem” – pisał jej biograf o. J. Schweter. Historia s. Dulcissimy Hoffmann staje się więc nie tylko opowieścią o indywidualnym duchowym rozwoju, ale także o mocy, jaką cierpienie może mieć w życiu duchowym każdego człowieka.
Dźwiganie krzyża z innymi – kto cierpi może uprosić więcej łask
Siostra Dulcissima zrozumiała, że jej osobiste cierpienie może stać się źródłem łask dla innych. Uważała, że cierpiąc, ma szczególną zdolność do wstawiania się u Boga za innych. Jej empatia i głębokie współczucie dla cudzych cierpień, rodziło się z jej własnego doświadczenia krzyża. Dulcissima widziała w swoim cierpieniu nie tylko indywidualną drogę do świętości, ale również narzędzie pomocy innym. Jej modlitwy i ofiary, zanoszone w intencji potrzebujących, były wyrazem głębokiego przekonania, że współcierpienie z Chrystusem może przynieść obfite łaski nie tylko jej, ale również tym, za których się modliła. Dzięki jej modlitwom bezdzietne małżeństwo dyrektora szkoły podstawowej w Brzeziu, Teofila Kubicy, mogło się cieszyć upragnionym dzieckiem. Jan Darowski, który na skutek powikłań po szkarlatynie stracił całkowicie wzrok i słuch, po spotkaniu s. Dulcissimy odzyskał jednostronnie słuch i wzrok, a szkarlatyna w ciągu trzech dni całkowicie ustąpiła. Również jej przyjaciółka i przełożona klasztoru w Brzeziu, s. Lazaria Stephanik, w październiku 1935 r. zachorowała na grypę, połączoną z zapaleniem gardła. Miała wysoką gorączkę i ropne migdały. Chora prosiła s. Dulcissimę o wstawienniczą modlitwę. Oblubienica Krzyża spojrzała i włożyła palec wskazujący głęboko do gardła ze słowami: „Najświętsza Trójco i Maryjo, pomóżcie!”. Choroba natychmiast i całkowicie zniknęła. Gdy
s. Lazaria z radością dziękowała Dulcissimie za pomoc, ta zapytała ją: „Czy wierzysz teraz, że Jezus może wszystko?”. To dzięki ofierze jej cierpienia Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej w roku 1932 uzyskało zatwierdzenie swoich konstytucji.
Przykład jej życia, pełnego ofiary i poświęcenia, stał się źródłem inspiracji dla wielu. „Wielu do dziś odwiedza jej grób i modli się do niej w swych sprawach. Liczba wysłuchanych modlitw wzrasta”. Siostra Dulcissima, nawet po swojej śmierci, pozostaje obecna w życiu wiernych jako orędowniczka, przynosząca pocieszenie i nadzieję tym, którzy znajdują się w potrzebie.
Można by godzinami opowiadać o tysiącach cudownych wydarzeń, które dokonują się do dziś przez przyczynę służebnicy Bożej. Jeśli byśmy chcieli tylko wyliczyć z imienia i nazwiska osoby, które doświadczyły w swoim życiu orędownictwa s. Dulcissimy to i na to nie starczyłoby miejsca na stronicach tego miesięcznika. Uzdrowienia fizyczne i duchowe, małżonkowie, którzy uprosili łaskę rodzicielstwa, ochrona przed kataklizmami i niebezpieczeństwem, pomoc w codziennych życiowych sprawach i w pokonywaniu trudności nie do pokonania. Przyzywana jest również podczas egzorcyzmów, a niektórzy otrzymują łaskę widzenia i rozmowy ze służebnicą Bożą we śnie lub na jawie.
Jej życie było nieustannym świadectwem głębokiej wiary i przekonania, że cierpienie – przyjęte i ofiarowane – może stać się potężnym narzędziem duchowym. „Przez Komunię świętą i nabożeństwo do Maryi można stać się bogatym dla wieczności”. Te słowa s. Dulcissimy podkreślają, że cierpienie, połączone z głęboką wiarą i modlitwą, może otworzyć drogę do duchowego bogactwa.
Niezwykła gotowość s. Dulcissimy do akceptacji i ofiarowania własnego cierpienia była widoczna w jej całym życiu zakonnym. „Siostra Dulcissima była stale gotowa do cierpień, co zjednało jej przydomek «Oblubienicy Krzyża»” (Schweter). To gotowość do dźwigania krzyża, zarówno własnego, jak i innych, stawia ją jako wzór chrześcijańskiego poświęcenia i miłości bliźniego.
Siostra Dulcissima w swojej duchowej podróży, nie tylko dźwigała własne cierpienie, ale również stała się orędowniczką i pośredniczką łask dla innych. Jej życie i świadectwo stają się przypomnieniem, że w cierpieniu i ofierze można znaleźć głębokie znaczenie i cel, który wykraczają poza indywidualne doświadczenia, stając się darem i wsparciem dla innych.
Miała zaledwie 26 lat, kiedy 18 maja 1936 r. opuszcza swój ziemski dom i udaje się na swoje niebiańskie gody. Oblubienica ukrzyżowanego Pana, wespół z Nim ukrzyżowana, przez życie uświęcone modlitwą i cierpieniem, mogła wreszcie ugasić swoje największe pragnienie – zjednoczenie ze swoim Oblubieńcem Chrystusem. Przeżyła niewiele czasu na ziemi, a osiągnęła szczyt świętości i dla nas, współczesnych, może stać się nauczycielką, jak przyjmować krzyż własnego cierpienia i choroby oraz jak z cierpienia uczynić narzędzie zbawienia siebie i innych.
Życie s. Dulcissimy Hoffmann jest świadectwem, jak głębokie cierpienie może stać się drogą do świętości. Od dzieciństwa naznaczonego trudnościami, przez lata walki z wewnętrznymi i zewnętrznymi przeciwnościami, aż po pełne oddanie się Chrystusowi cierpiącemu – każdy etap jej życia był wyrazem głębokiej wiary i niezachwianej determinacji, by żyć w pełni zgodnie z chrześcijańskim powołaniem. Historia s. Dulcissimy jest inspiracją dla wszystkich, którzy w swoim życiu spotykają krzyż, przypominając, że każde cierpienie może stać się drogą do głębszego zjednoczenia z Bogiem i narzędziem duchowego wzrostu.
Zobacz całą zawartość numeru ►