Cierpienie człowieka wierzącego cząstką zbawczej Ofiary Chrystusa
Dla lepszego zrozumienia poniższego tekstu warto najpierw otworzyć Pismo Święte Nowego Testamentu i przeczytać List do Hebrajczyków.
2024-04-30
Mówiąc o cierpieniu najczęściej podkreślamy, że chrześcijanin ma szansę włączyć je w cierpienia samego Chrystusa, zwłaszcza te związane z drogą krzyżową i śmiercią na krzyżu. Odwołujemy się do słów św. Pawła, który pisze, że doświadczając różnorodnych cierpień ze strony prześladowców, raduje się. A to właśnie dlatego, że – jak podkreśla – „ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24). To bardzo ważna, zbawcza prawda dla każdego, kto zmaga się o nadanie sensu swoim cierpieniom. Nie chodzi tu tylko o zwykłe, czysto ludzkie dodawanie bolesnych przeżyć. To dodawanie albo raczej „włączanie” cierpień chrześcijanina w cierpienia Jezusa ma sens nadprzyrodzony – jest możliwe dzięki Chrystusowi i jest zbawiające dla człowieka cierpiącego! Zbawiające, bo to dzięki niemu dokonuje się chwalebny proces przemienienia: człowieka cierpiącego – jak umęczony i ukrzyżowany Jezus – w błogosławione dziecko Boga, podobne do umiłowanego Syna, którego Ojciec obdarza chwałą nowego życia, przemienionego człowieczeństwa.
Nasuwają się dwa, niezwykle ważne pytania. Po pierwsze, skoro cierpienie i śmierć Jezusa są zbawczą (przemieniającą) Ofiarą, to na czym polega jej istota? Po drugie, jak Pan Jezus wprowadza wierzących w ten nadprzyrodzony wymiar swoich cierpień: męki i śmierci na krzyżu zakończonej zmartwychwstaniem? To pozwoli nam lepiej zobaczyć nadprzyrodzony wymiar cierpienia. I mieć głębsze rozumienie owego chwalebnego procesu przemieniania człowieka umęczonego chorobą, która wcześniej czy później prowadzi do śmierci ciała, w osobę, w której winniśmy widzieć „drugiego Chrystusa”: tak ukrzyżowanego, jak i chwalebnego.
Ofiara Jezusa Chrystusa wzorem dla cierpiących – jej istota
Chrystus mówiąc o swoim cierpieniu (męce, śmierci, z której „wyrasta” zmartwychwstanie jak owoc na drzewie) najczęściej określa je słowem „ofiara”. Co więcej, chciał, aby to Jego cierpienie rozumiane jako Ofiara trwało w Kościele aż do skończenia świata. Dlatego też w czasie Ostatniej Wieczerzy ustanowił sakrament, który najtrafniej należy nazywać sakramentem Najświętszej Ofiary. Co jest istotą Ofiary Chrystusa? Czym ona jest dla chrześcijanina zmagającego się z chorobą i cierpieniem? Jaki ma wpływ na takie ich przeżywanie przez wierzącego, że mogą być włączone w jedyną Ofiarę zbawczą, w której Jezus ukrzyżowany przemienia się w zmartwychwstałego Pana – i staje się Zbawicielem?
Posłuszeństwo, czyli miłosne zaufanie Syna do miłości Ojca
Posłuszeństwo Jezusa wobec woli Ojca to istota Jego Ofiary. Ma ono miejsce od samego początku ziemskiej egzystencji Syna Bożego, który stał się prawdziwym człowiekiem. Autor Listu do Hebrajczyków wyraża to bardzo precyzyjnie: „Następnie powiedział: «Oto idę, abym spełniał wolę Twoją». Usuwa jedną ofiarę, aby ustanowić inną” (Hbr 10, 9). Zaiste, Syn Boży, przychodząc na świat, okazał całkowite posłuszeństwo woli Ojca. Wyraziło się ono najpełniej w samym przyjęciu ludzkiej natury i wpisanego w nią ludzkiego modelu życia: przemijającego pośród przeciwności, słabości, cierpień, w zmaganiu z chorobami i nieuchronną śmiercią. W Liście do Filipian stwierdza się: „Chrystus uniżył samego siebie, i stał się posłusznym aż do śmierci” (Flp 2, 8). Podjęta przez Niego droga ofiarniczego życia nie była szukaniem zaszczytów, nadymania się pychą, postawą dominacji, ale była drogą pokory i uniżenia: „nauczył się posłuszeństwa przez cierpienia”.
Posłuszeństwo, którego się nauczył w czasie swej męki i śmierci na krzyżu – to główna łaska, jaką otrzymał od Ojca. Jak to rozumieć? Jak Chrystus mógł nauczyć się posłuszeństwa, skoro zawsze był wierny woli Ojca? Przecież nigdy nie był wobec niej zbuntowany.
Przywykliśmy patrzeć na Chrystusa jako postać doskonałą od samego początku. Jednak autor Listu do Hebrajczyków uczy nas, że Chrystus Kapłan nauczył się posłuszeństwa. Odróżnia po prostu stałą gotowość do posłuszeństwa, pełnienia woli Boga, od posłuszeństwa naprawdę przyswojonego, przeżytego pośród prób i trudności.
Przychodząc na świat – jak mówi w rozdziale 10, 9 – Chrystus przyjął za swoje słowa Psalmisty. „Oto przychodzę! Chcę spełniać Twoją wolę” (Ps 40, 8). Oznacza to, że przychodząc na świat, dojrzewając, Chrystus miał tę postawę duchowego posłuszeństwa od początku, ale Jego człowieczeństwo jeszcze nie nauczyło się posłuszeństwa za pomocą prób i doświadczeń. Jedynie praktykowanie tej postawy duchowej pośród przeciwności – w chwili męki i cierpienia – sprawia, że człowiek staje się posłuszny, gotowość duchowa staje się postawą posłuszeństwa właściwą całemu człowiekowi jako istocie cielesno-duchowej. Chrystus właśnie doświadczył tej postawy posłuszeństwa w rzeczywiście przeżywanej próbie: podczas męki i umierania na krzyżu. Rzecz jasna, nabycie tej postawy nie było potrzebne Jemu samemu, ale nam – Jego braciom. Dla siebie tego nie potrzebował, ale chciał nabyć posłuszeństwo dla nas, ponieważ nasza natura została zniekształcona przez nieposłuszeństwo – wręcz przez bunt wobec Boga Stworzyciela i Ojca.
Dlatego autor Listu do Hebrajczyków już w 2. (programowym) rozdziale podkreśla, że Syn Boży stał się we wszystkim podobnym do ludzi – otworzył się na doświadczenie bólu, wrogich ciosów, bolesnej męki – na cierpienia i rany ukrzyżowania. „Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza (eis doksan agagonta), aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił (teleiosai) przez cierpienie. Tak bowiem Ten, który uświęca (Chrystus), jak ci, którzy mają być uświęceni, z jednego są wszyscy. Z tej to przyczyny nie wstydzi się nazwać ich braćmi swymi” (Hbr 2, 11). To paradoksalne wyrażenie „udoskonalił przez cierpienie” oznacza manifestację doskonałego, pełnego synowskiej miłości zaufania do Ojca w sytuacji maksymalnego natężenia sił prześladowców i śmierci. Bóg Ojciec Go „udoskonalił”, ponieważ to synowskie zaufanie (posłuszeństwo) dopełnił swoim działaniem, przemieniając umęczone przez wrogów i pogrzebane przez przyjaciół ciało Jezusa w ciało chwalebne, pełne życia. Oto cała prawda o posłuszeństwie Chrystusa: heroicznemu, ludzkiemu, pełnemu miłości zaufaniu Syna odpowiada wszechmocne, boskie działanie Ojca. Te dwa wymiary posłuszeństwa są nierozdzielne. Gdy je w naszym myśleniu rozdzielamy, czynimy je niezrozumiałym, wręcz nielogicznym, karykaturalnym („ślepym”).
Synowska modlitwa – komunikacja wnosząca cierpienia Jezusa w boski świat Ojca
Najważniejszej postawie Jezusa Chrystusa, jaką jest posłuszeństwo, nie towarzyszyło nieme milczenie, brak buntu czy sprzeciwu, ale głośna synowska modlitwa: w Ogrodzie Oliwnym, w czasie męki, podczas umierania na krzyżu. Autor Listu do Hebrajczyków daje o niej mocne, pełne ekspresji świadectwo: „Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości (apo tes eulabeias). A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (Hbr 5, 7-8).
Mamy tu oczywistą aluzję do modlitwy w Ogrodzie Oliwnym i do wołania na krzyżu. Modlitwa Jezusa polegała w swej istocie na owym wołaniu do Boga Ojca, w którym zamknął cały swój ból i cierpienie. To, co przeżywał w swojej duszy i w swoim ciele, wyraził w formie nadzwyczajnego komunikatu, adresowanego do Ojca. Składały się na niego tak słowa „prośby i błagania”, jak i „głośne wołanie i płacz”. Taka modlitwa złożona ze słów jak i różnorodnych form dźwiękowych, znana jest cierpiącym, którzy modlą się do Boga – Zbawiciela. Te głośne wołania, głośny płacz, jęk i wzdychania są w nich ukazywane niczym fale niosące zapisane w nich cierpienie i ból. Wychodzą one z ust oranta i wznoszą się ku górze, ku Bogu, który otwiera swe ucho, aby je przyjąć. Pozwala im wniknąć w swą boską przestrzeń Obecności. Inaczej mówiąc, jak dym ofiarny wznosząc się ku górze, wnosił w Bożą przestrzeń miłą woń spalanego tłuszczu ofiary całopalnej (symbolizuje ona oddanie, miłość), tak te dramatyczne dźwięki modlitwy cierpiącego oranta wnoszą weń i uobecniają przed Obliczem Boga jego bolesne przeżycia. I nie przestają być przed Nim i w Nim aktywne. Inspirują Jego miłosierdzie i wszechmoc do działania. Autor Listu do Hebrajczyków nie mówi, że Jezus błagał o ocalenie od śmierci: owszem Chrystus błagał Tego, który mógł Go ocalić od śmierci, ale przedkładając swój ból i cierpienie wyrażał swoją uległość – eulabeia – głęboki szacunek, respekt, uznanie dobroci Ojca, pełną poważania i najwyższej czci. Wyrażając głośnym wołaniem i płaczem swą udrękę, polegał na Ojcu, na zamyśle Jego boskiej Mądrości. Ojciec stał się Jego jedynym oparciem: „Nie moja, ale Twoja niech się dzieje” (Łk 22, 42). Tylko w Nim – w Jego ojcowskiej woli (miłości) – lokował swoją nadzieję na zbawienie, czyli przemienienie umęczonego ciała i duszy w ciało i duszę przenikniętą boską chwałą, a głośnego wołania, cierpień i płaczu w zwycięski hymn radości i chwały – w boskie „Alleluja!”.
Ofiarnicze cierpienie Chrystusa – Kapłana i Sprawcy zbawienia
Ofiarniczy wymiar cierpienia Chrystusa zaznaczony jest bardzo mocno w zdaniu: „Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości” (Hbr 5, 7). Autor wyraźnie mówi o Chrystusie, że „ofiarował prośby i błagania” (grec. prosenenkas, od prosfero – przynoszę w ofierze, składam w ofierze; powszechnie tłumaczone – „zanosił prośby”). A nieskończenie wielkim owocem tej jedynej, wyjątkowej Ofiary jest zbawienie, które będzie udziałem „tych, którzy Go słuchają”: „A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka” (Hbr 5, 9-10). Jest tu mowa o szczególnej formie ofiary: cierpienie zawarte w modlitwach i błaganiach ofiarniczych, wznoszonych do Ojca. Pełne bólu i łez, głośne wołanie wyraża całkowite powierzenie się (ofiarowanie siebie samego) Bogu w kontekście nadciągającej śmierci. Wołanie niosące cierpienie jest ofiarą składaną Bogu, ponieważ cierpiący Jezus staje przed Ojcem w postawie dyspozycyjności, całkowitego podporządkowania siebie, swojej osoby Jego zamysłowi miłości. Nie narzucał Ojcu (w formie prośby będącej planem działania) wymyślonego przez siebie rozwiązania. Wyrażał swe synowskie powierzenie się Ojcu, który może przyjąć tę Jego ofiarę i na nią odpowiedzieć. Na krzyżu głośno woła jak kapłan składający ofiarę z samego siebie: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 46).
Nasza ludzka natura wymagała takiego ofiarowania Bogu. Jedynie pełna mocy i miłości odpowiedź Boga mogła dokonać w umęczonym bólem i w ukrzyżowanym Człowieku-Jezusie przemienienia – aby jako zmartwychwstały, nowy Adam był idealnym obrazem Boga. Żaden człowiek nie był w stanie wytrzymać tej próby, niezbędnej do nauczenia się autoofiarniczej, kapłańskiej modlitwy, przekształcającej naturę ludzką. Chrystus, który takiego przemienienia własnej natury ludzkiej nie potrzebował (był bez grzechu), przeszedł tę próbę – dla nas. Uczynił to dla nas, aby odbudować w swoim człowieczeństwie nowego Człowieka, będącego idealnym „obrazem” Boga (ikoną), godnym udziału w życiu Boga, we wspólnocie Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. W ten właśnie sposób „stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają” (Hbr 5, 9) – i ich Arcykapłanem.
Jezus, przechodząc przez cierpienia śmierci, został „ukoronowany chwałą i czcią” (Hbr 2, 9). Dokonało się owo „udoskonalenie” (teleiosis), o którym mówił ryt konsekracji Aarona – najważniejsze, ustanawiające kapłana przemienienie jego statusu osobowego. Człowieczeństwo Chrystusa zostało przez mękę podniesione i uzdolnione do udziału w boskiej chwale Syna Bożego (w. 5; por. Rz 1, 4; Flp 2, 8-9). W ten sposób stał się doskonałym Pośrednikiem – Człowiekiem wyposażonym w niezrównaną zdolność do relacji z Bogiem. Właśnie – jest „wiarygodny wobec Boga”. Jego ofiarnicze powierzenie się woli Ojca jest doskonałe i jedyne – nieskończenie przewyższa postawy nawet największych bohaterów historii zbawienia. Chrześcijanin, który przez wiarę jednoczy się z Chrystusem, a poprzez własne cierpienia przeżywane w kluczu ofiarniczego powierzenia się Bogu włącza się w Jego jedyną Ofiarę, staje się dynamicznym i owocnym zbawczo uczestnikiem Jego kapłaństwa. Ma prawo oczekiwać w odpowiedzi na swoje ofiarnicze, pełne bólu powierzenie się Bogu, zbawczego działania miłującego Ojca – tak w odniesieniu do siebie, jak i w odniesieniu do wszystkich, za których ofiaruje swe cierpienia, jak Chrystus na krzyżu: za prześladowców, za wiszących obok niego złoczyńców.
Arcykapłan miłosierny – źródło Ducha mocy dla cierpiących
Przez swoje cierpienia i śmierć Chrystus nabył najwyższą zdolność współczucia i miłosierdzia wobec nas – ludzi, grzeszników, synów Adama: „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4, 15). A już w drugim rozdziale autor Listu – podkreślając Jezusowy, braterski i solidarny udział w ludzkim losie – stwierdza, że nie zawahał się On nawet doświadczyć wielkich prób, w których człowiek jest kuszony w swej wierności Bogu: „W czym bowiem sam cierpiał będąc doświadczany, w tym może przyjść z pomocą tym, którzy są poddani próbom” (Hbr 2, 18).
W rozdziale 5. znajdujemy dramatyczny opis męki Chrystusa, który uzupełnia opowiadanie o Ostatniej Wieczerzy i miłosiernej miłości Jezusa ofiarującego swe Ciało i Krew „za nas” – „na odpuszczenie grzechów”. Autor umieszcza ofiarę Jezusa „podczas Jego ziemskiego życia” (w. 7). Wskazuje, tym samym, że ofiara Chrystusa nie opierała się na łatwym impulsie bytu całkowicie duchowego, który wzniósłby się aż do Boga, nie napotykając żadnych trudności. Ofiara Jezusa – owo wznoszenie się do Boga – była mozolną walką i bolesną transformacją dokonywaną przez cierpienia i łzy. Punktem wyjścia Jezusowej ofiary było ziemskie życie, kruche, słabe i śmiertelne ciało (por. 2 Kor 13, 4). Dlatego znajdował się w sytuacji człowieka doświadczającego strasznej udręki, który musiał walczyć przeciwko śmierci: „z wielkim wołaniem i łzami ofiarował błagania i prośby” (w. 7).
Wszedł w dzieje człowieka zmagającego się ze śmiercią – ale otwierał swoją udręczoną ludzką istotę na działanie Boga, czyli na działanie Ducha Świętego. Czytamy bowiem, że to mocą Ducha Wiecznego złożył ofiarę (zob. Hbr 9, 14). Tym samym dokonał przemienienia ludzkiego serca. Bo kiedy Duch Boży zostaje wlany do serca człowieka, przemienia serce grzesznika, starego człowieka, w serce człowieka nowego: „I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali” (Ez 36, 26-27).
Chrystus przyjął w swoim ludzkim sercu wewnętrzne działanie Ducha Świętego i zaakceptował przemianę własnego serca z korzyścią dla nas – ludzi. Grzech znieprawia nasze serce – serce każdego człowieka: „Oto zrodzony jestem w przewinieniu i jako grzesznika poczęła mnie matka” (Ps 51, 7). O całym narodzie wybranym Bóg mówił: „ich serce jest obłudne” (Oz 10, 2); „Naród ten ma serce buntownicze” (Jr 5, 23). Człowiek grzeszny nie potrafi przyjąć w swoim sercu działania Ducha Świętego, zwłaszcza gdy dokonuje się ono pośród cierpienia i prześladowań. Ludzkie serce – serce starego człowieka przeciwstawia się, nie rozumie, buntuje się i w ten sposób „zasmuca Świętego Ducha” (por. Iz 63, 10). Nikt z takim sercem nie może zbliżyć się do Boga: „Kto miałby odwagę przybliżyć się do Mnie?” – pytał Bóg (Jr 30, 21). Miłosierdzie Jezusa – Kapłana polega na tym, że zgodził się ze względu na nas i dla nas na to, aby Duch Święty dokonał w Jego ludzkim sercu bolesnej transformacji, która była potrzebna, aby zdobyć dla grzeszników nowe serce obiecane przez Boga (zob. Ez 36, 26). Zmartwychwstały Chrystus ma „serce nowe”, serce pełne Ducha Świętego, ponieważ jako zmartwychwstały jest „człowiekiem Duchowym” (por. 1 Kor 15, 45-46). To „nowe serce” jest do naszej dyspozycji, ponieważ ofiara została dokonana dla nas – dla siebie jej nie potrzebował będąc Synem (zob. Hbr 5, 8), „świętym, niewinnym i nieskalanym” (Hbr 7, 26).
Jezusowe ludzkie „serce nowe”, przemienione przez Ducha Świętego, jest otwartym dla nas źródłem: z niego płynie do naszych serc ten sam Duch (por. J 19, 30 – „przekazał Ducha” wierzącym w Niego) i przemienia je. Działanie Ducha nie ograniczyło się do wewnętrznej postawy Jezusa, lecz dokonało przemiany samej głębi Jego duszy, i rozciągnęło się na całe Jego ziemskie życie – zwłaszcza na cierpienie i śmierć na krzyżu. Podobnie, Jezus – miłosierny Arcykapłan daje nam swego Ducha, który dokonuje podobnej transformacji naszej duszy, a Jego oddziaływanie rozciąga się na całe nasze ziemskie, codzienne życie, które możemy uznawać za codzienną ofiarę. Dlatego św. Paweł wzywa chrześcijan: „A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12, 1). Jest to możliwe tylko i wyłącznie dzięki działaniu Ducha Świętego („Ducha Chrystusowego”) w chrześcijaninie (por. Rz 8, 15; Ga 4, 6).
Miłosierdzie Jezusa Arcykapłana przyjmuje ostatecznie formę osobowego Daru – daru Ducha Świętego. Nie ogranicza się ono jedynie do postawy bliskości, bezsilnego współczucia, wyrozumiałości dla ludzkiej słabości. Jego miłosierna, braterska więź z ludźmi-grzesznikami idzie nieskończenie dalej. Miłosierny Arcykapłan wychodzi naprzeciw ludzkiej słabości każdego człowieka dając mu Moc – Ducha Świętego. Gdy człowiek Go w wierze przyjmuje, Duch ten nie tylko oczyszcza serce z grzechów, ale je przemienia, czyniąc „sercem nowym”, zdolnym do nowego i wiecznego Przymierza z Bogiem. W ten sposób Jezus do końca realizuje swe ziemskie posłannictwo, którym było nie tylko odnaleźć Zacheusza w jego domu i jakiś czas zatrzymać się u niego w przyjacielskiej gościnie, ale go „zbawić” – „zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10). Zbawić, czyli grzesznika przemienić w sprawiedliwego. Dlatego czytamy, że Jezus, „gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają” (Hbr 5, 9).
Zobacz całą zawartość numeru ►