Cierpienie przyjęte i ofiarowane
Do grona przyjaciół cierpiących osób z pewnością można zaliczyć św. Faustynę. Jak mało kto, ona cierpiała bardzo wiele. Zrozumie zatem każdego i będzie blisko osoby chorej, samotnej, smutnej, zniechęconej, umierającej. Nie tylko będzie towarzyszyć, ale pozwoli zobaczyć, jak żyć, gdy boli dusza lub ciało.
2024-08-01
Cierpienie dotyka każdego. W różnym stopniu i czasie. Jest jednak powszechne i gdy bywa bardzo duże, człowiek zastanawia się, co z nim zrobić. Przychodzą wtedy różne pytania, typu: Dlaczego? Jak się od tego uwolnić? Jak sobie albo komuś bliskiemu pomóc? Czy wytrzymam, czy nie zwariuję?
Wielką pomoc stanowią ci ludzie, którzy sami doświadczyli cierpienia i mogą podpowiedzieć, jak wtedy żyć. Czasem podzielą się tylko swoim doświadczeniem, czasem coś doradzą. Bywa, że patrzą głębiej i dalej, i dzięki temu mogą poszerzyć horyzont spojrzenia, a nawet wnieść w życie cierpiącej osoby nadzieję, światło, dać jej nowy impuls.
Do grona przyjaciół cierpiących osób z pewnością można zaliczyć
św. Faustynę. Jak mało kto, ona cierpiała bardzo wiele. Zrozumie zatem każdego i będzie blisko osoby chorej, samotnej, smutnej, zniechęconej, umierającej. Nie tylko będzie towarzyszyć, ale pozwoli zobaczyć, jak żyć, gdy boli dusza lub ciało. Temu, kto da się jej niejako poprowadzić, wskaże drogę najwznioślejszą, drogę do nieba.
Co cierpiała s. Faustyna?
Bardzo różne były cierpienia polskiej mistyczki. Wyznała kiedyś: „Panie, tak wielkie i rozmaite są moje cierpienia” („Dzienniczek”, nr 1487). Bardzo często opisywała je konkretnie, precyzyjnie, ale bywały i takie momenty, w których czuła się bezradna w nazywaniu tego, czego doświadczała. Pewnego razu stwierdziła, że są chwile cierpień, o których napisać nie umie (zob. „Dzienniczek”, nr 1656). To z pewnością charakteryzuje cierpienie, że jest nieprzekazywalne innym, zarówno co do przeżycia, ale i bywa bardzo trudne do opisania.
Dla łatwiejszego zobaczenia, co przeżywała s. Faustyna, można podzielić jej cierpienia na pewne grupy. Pierwszą kategorię stanowią cierpienia fizyczne. Najważniejsze z nich dotyczą jej choroby, którą była gruźlica. Pierwsze jej symptomy, jeszcze przed zdiagnozowaniem, pojawiły się w 1928 r. Siostra Faustyna miała wówczas 23 lata. Choroba rozwijała się i z czasem przybierała na sile, najpierw atakując płuca, a potem jelita. Jej przebieg był coraz bardziej ostry i ostatecznie – z punktu widzenia czysto biologicznego, doprowadził do śmierci w 1938 r.
Ciężka choroba sprawiła, że s. Faustyna opadała z sił, była wyczerpana, nieraz skrajnie. Bywało, że nie mogła wstać z łóżka, ani nawet w nim się poruszać, bo czuła, że wszystko się rwie w jej wnętrzu. Zdarzało się, że – jak sama to określała – wiła się w boleściach (zob. „Dzienniczek”, nr 1451). Dochodziły do tego okresy kaszlu, gorączki, silnych potów, niemożność przełykania posiłku albo wielkie, nie do ugaszenia pragnienie. Raz powiedziała, że wypiłaby całe wiaderko.
Nie znaczy to, że s. Faustyna tylko leżała. Bywały okresy lepsze i możliwość podejmowania pracy. Siostra Faustyna pracowała w piekarni, w kuchni, w ogrodzie, potem na furcie. Wszędzie dawała z siebie wszystko. Każdy jej dzień naznaczony był trudem, co wyraziła w słowach: „Oto walką się zaczyna dzień i walką się kończy. Kiedy idę na spoczynek, czuję się jak żołnierz powracający z pola walki” („Dzienniczek”, nr 1310).
Innym rodzajem cierpień były takie, które można by nazwać moralnymi. Wywołane były przede wszystkim jakiegoś rodzaju zachowaniem innych osób w stosunku do św. Faustyny, która boleśnie je przeżywała. Jej choroba, zwłaszcza w początkowym stadium, była nieuznawana i dlatego posądzano s. Faustynę o to, że ją pozoruje i szuka wypoczynku (zob. „Dzienniczek”, nr 710). To bolało, bo cierpiała na ciele, a na dodatek bywało, że nie otrzymywała współczucia. Pewnego razu siostra pielęgniarka przez tydzień nie zajrzała do chorej s. Faustyny, która tak się źle czuła, że myślała, że umrze (zob. „Dzienniczek”, nr 1634).
Siostra Faustyna wiele się nacierpiała także z powodu misji, którą zlecił jej Pan, jaką było wprowadzanie nowych form kultu miłosierdzia Bożego w Kościele. Z jednej strony otrzymywała od Chrystusa polecenia, widząc Go i rozmawiając z Nim, z drugiej strony zdarzało się, że ktoś uważał ją za opętaną przez złego ducha (zob. „Dzienniczek”, nr 123). „Dziwaczko, histeryczko, wizjonerko, wynoś mi się z pokoju, niech nie znam siostry” („Dzienniczek”, nr 129) – usłyszała kiedyś od jednej z matek.
Moralne cierpienia stanowiły również niesprawiedliwe sądy, z którymi spotykała się s. Faustyna na swój temat. Dotykały ją różne przeciwności ze strony osób, o których ogólnie napisała, że mają „szczególny dar dokuczania innym” („Dzienniczek”, nr 182). Stwierdziła też, że najwięcej cierpiała, gdy zetknęła się z obłudą (zob. „Dzienniczek”, nr 1579). Dlatego zwierzyła się Jezusowi: „Ty wiesz, jak ciężkie jest życie wspólne, ile niezrozumień i nieporozumień” („Dzienniczek”, nr 720).
Siostra Faustyna cierpiała także duchowo. Przeżywała udręki związane z rozeznawaniem, jak ma postąpić, gdy chodziło o wstąpienie do klasztoru, a potem będąc w Zgromadzeniu miała myśli, że musi je opuścić. Czuła się także zupełnie niezdolna do podjęcia misji, do której wzywał ją Chrystus, związanej z szerzeniem kultu Bożego miłosierdzia. Szła jednak za Jego wezwaniem, a z drugiej strony doświadczała własnej małości i wielkich przeciwności zewnętrznych.
Innym rodzajem duchowej męki było jej przeświadczenie, przynajmniej w pewnym okresie życia, że jest jakby odrzucona przez Boga. Opisywała to jako agonię duszy (zob. „Dzienniczek”, nr 99). Bywało, że przeżywała bardzo silne pokusy. Walczyła z myślami bluźnierczymi, które jej się narzucały. Czuła niechęć do wszystkiego, co święte i Boże (zob. „Dzienniczek”, nr 673). Przyjęła także świadomie pokusę do samobójstwa, aby ocalić od tego czynu pewną wychowankę (zob. „Dzienniczek”, nr 192).
Doświadczała mistycznie również męki, jakiej doznawał Pan Jezus. Przechodziła różne jej etapy: biczowanie, ukoronowanie cierniem, poniżanie (zob. „Dzienniczek”, nr 408). Odczuwała bóle stygmatyczne, ale niewidoczne na zewnątrz, w miejscach ran Chrystusa – na rękach, stopach, boku i głowie. Były to zarówno doznania duchowe, jak i cielesne. Ból tego typu był wielki i straszliwy (zob. „Dzienniczek”, nr 976). Święta Faustyna napisała w liście do ks. Michała Sopoćki: „Cierpienia i krzyże – oto mój pokarm codzienny”.
Jak s. Faustyna reagowała na cierpienie?
Siostra Faustyna przeżywała swoje życie i cierpienie poddając się wskazówkom Jezusa. Ten, który sam najwięcej wycierpiał, stał się dla swojej uczennicy (tak ją niekiedy nazywał) Mistrzem, od którego się uczyła. Stwierdziła: „On sam mnie wychowuje i poucza” („Dzienniczek”, nr 824). Pan ją wspierał w chwilach próby i podpowiadał: „Córko moja, nie lękaj się cierpień, ja jestem z tobą” („Dzienniczek”, nr 151). Wyrażał przy tym pragnienie, aby Jego uczennica płonęła żarem jako czysta ofiara miłości (zob. „Dzienniczek”, nr 726).
W odniesieniu do bólu, jaki ktokolwiek jej zadawał, Jezus pouczał ją, aby się temu nie dziwiła, że jest nieraz niewinnie posądzana i wskazywał na siebie przypominając, że wiele wycierpiał od ludzi cierpień niewinnych (zob. „Dzienniczek”, nr 289). Mówił jej także: „Uczennico moja, miej wielką miłość do tych, którzy ci zadają cierpienie, czyń dobrze tym, którzy cię nienawidzą” („Dzienniczek”, nr 1628).
Siostra Faustyna nauczyła się, że w cierpieniach należy ulgi szukać w modlitwie (zob. „Dzienniczek”, nr 792). Miała świadomość własnej słabości, dlatego zwracała się o pomoc do Chrystusa: „Tyś siłą moją – wspieraj mnie (…). Ja sama z siebie nic nie mogę, ale jeżeli Ty mnie wspierasz, niczym mi są wszystkie trudności” („Dzienniczek”, nr 91).
Jezus polecał s. Faustynie, aby bardzo często rozmyślała o Jego męce. Pewnego razu chciał, aby zastanowiła się nad słowami Ewangelii: „A będąc w ciężkości – dłużej się modlił” (Łk 22,44). Powiedział jej bowiem: „Najwięcej mi się podobasz, kiedy rozważasz moją bolesną mękę” („Dzienniczek”, nr 1512). Siostra Faustyna wnikała w ból Jezusa umysłem i sercem z całym zaangażowaniem. Wyznała: „Kiedy widzę Jezusa umęczonego, serce mi się rwie w strzępy” („Dzienniczek”, nr 948). We łzach znajdowała jakby ulgę dla siebie, ale nie z powodu własnego cierpienia, ale z powodu udręk Tego, którego umiłowała (zob. „Dzienniczek”, nr 1060).
Siłę do znoszenia cierpień znajdowała s. Faustyna także w Eucharystii. Dotyczyło to zarówno obecności na Mszy świętej, jak i samej Komunii czy też adoracji Najświętszego Sakramentu. Jezus ją zapewniał: „Wiedz, że tę siłę, którą masz w sobie do znoszenia cierpień, musisz zawdzięczać częstej Komunii”, dlatego od razu zachęcał ją: „a więc przychodź często do tego źródła miłosierdzia” („Dzienniczek”, nr 1487). Siostra Faustyna doświadczała faktycznie tej mocy, bo wyznawała, że widzi się bardzo słabą, i gdyby nie Komunia, to by ustawicznie upadała (zob. „Dzienniczek”, nr 1037). Przenosiła się także duchem do tabernakulum, by stąd czerpać siły (zob. „Dzienniczek”, nr 1454).
Siostra Faustyna kierowała się nade wszystko duchem posłuszeństwa. Nie szukała własnej wygody, ale w cierpieniu chciała wypełnić wolę Bożą. To było jej celem. Prosiła Pana, aby nie pozwolił jej na własne marzenia, ale udzielał jej odwagi i siły (zob. „Dzienniczek”, nr 663). Modliła się: „Jezu, daj mi moc do znoszenia cierpień” („Dzienniczek”, nr 1065). Nie zawsze rozumiała postępowanie Boga względem niej, ale to nie przeszkadzało jej mówić Mu: „Chociażbyś mnie zabił, ja Ci ufać będę” („Dzienniczek”, nr 77). We wszystkim kierowała się zasadą miłości, o której napisała, że „przemyślna jest w czynieniu tego, co milsze Bogu, i nikt jej nie dorówna; szczęśliwa, gdy może się wyniszczać i płonąć jak czysta ofiara” („Dzienniczek”, nr 140).
Sekretarka Bożego miłosierdzia szukała też ratunku u Matki Bożej, różnych świętych i u swojego Anioła Stróża. Do Maryi, zwróciła się kiedyś jak dziecko: „Matko moja, czy Ty wiesz, jak strasznie cierpię?”. I usłyszała odpowiedź: „Wiem, ile cierpisz, ale nie lękaj się, ja współczuję z tobą i zawsze współczuć będę” („Dzienniczek”, nr 25).
Jaką naukę otrzymujemy z cierpienia św. Faustyny?
Cierpienie stanowiło w życiu św. Faustyny „miejsce” spotkania z Jezusem. Dlatego nie traktowała swego krzyża jako doświadczenia niechcianego, od którego chciałaby się uwolnić, ale przeciwnie, poprzez wszystkie trudne doznania szukała zjednoczenia z Chrystusem. Nie skarżyła się, ani nie była cierpiętnicą, ale z powodu miłości do swego Umiłowanego, pragnęła być z Nim całkowicie w komunii.
Pan wyjawił jej swą tajemnicę: „Dusza cierpiąca jest najbliżej mego serca” („Dzienniczek”, nr 1487). Zapewnił swoją uczennicę, że kiedy jej cierpienia są wielkie, wtedy bierze ona żywy udział w Jego męce i wówczas upodabnia ją zupełnie do siebie (zob. „Dzienniczek”, nr 1697). Jezus ukazał swej oblubienicy, co stało się owocem jej oddania się Jemu bez zastrzeżeń: „Wzięłaś wielki udział w męce mojej, dlatego daję ci ten wielki udział w chwale i radości mojej” („Dzienniczek”, nr 205).
Zjednoczenie w cierpieniu z Chrystusem, oprócz samego faktu bycia razem w miłości oblubienicy ze swym Oblubieńcem, przynosiło bardzo wymierne korzyści dla innych dusz. Wszystkie cierpienia przeżywane w jedności z Chrystusem były ofiarowywane dla nawrócenia i zbawienia grzeszników. Od swego Mistrza s. Faustyna usłyszała, co jest jej życiową misją: „Zadaniem twoim jest zdobywać mi dusze modlitwą i ofiarą” („Dzienniczek”, nr 1690). Podejmowała z heroizmem to zadanie i dlatego prosiła Pana o dusze, trwając w świętej cierpliwości w obliczu wszelkich przeciwności. Odczuwając pewnego razu mękę Pana Jezusa w swoim ciele, napisała później, że choć był to wielki ból, to jednak zniosła go chętnie, aby wszystko służyło duszom nieśmiertelnym („Dzienniczek”, nr 1010). A Pan ją kiedyś zapewnił: „Twoje cierpienia nocy dzisiejszej wyjednały wielkiej liczbie dusz łaskę miłosierdzia” („Dzienniczek”, nr 1459).
Święta Faustyna spełniała prośbę Zbawiciela, aby ofiarowała swoje cierpienia jako wynagrodzenie i zadośćuczynienie za grzechy innych osób, za ich obojętność czy wzgardę. Kochała niejako za innych, którzy odmawiali Chrystusowi swej miłości. Pan zwierzał się swojej córce, że choć boleść Mu sprawiają grzechy wszystkich ludzi, to najbardziej dotykają Go zadawane przez dusze wybrane – kapłanów i osób zakonnych. Ich nawet drobne niedoskonałości ranią Go bardziej, aniżeli grzechy dusz w świecie żyjących (zob. „Dzienniczek”, nr 580).
Różne przeżywała męki s. Faustyna, w zależności od tego, co i komu miała wyjednywać lub za co wynagradzać. Czasem Jezus odsłaniał jej to wprost. Tak było, na przykład, gdy doznawała gwałtownych boleści w swoich wnętrznościach, co sprawiało, że natychmiast musiała kłaść się do łóżka i wiła się w boleściach przez parę godzin. Żadne wtedy lekarstwo jej nie pomagało, a udręki były tak straszne, że odbierały jej nawet przytomność. Pan Jezus wyjawił s. Faustynie, że te cierpienia były dla zadośćuczynienia Bogu za dusze pomordowane w żywotach (łonach) złych matek („Dzienniczek”, nr 1276).
Z uwagi na to, że s. Faustyna pojmowała cierpienia jako wielką wartość, starała się je przeżywać w pokoju serca. Uczyła się tego od Jezusa. Wpatrując się w swego Mistrza „zrozumiałam – pisała – że to jest dla mnie nauka, jak mam się zachowywać na zewnątrz pośród różnych cierpień” („Dzienniczek”, nr 1467). Doznawała wielu trudów, nieraz ogromnych boleści, ale było to dla niej jednocześnie wielkim szczęściem, że mogła w ten sposób wypełniać wolę Bożą (zob. „Dzienniczek”, nr 775). Dlatego w liście do o. Józefa Andrasza SJ mogła napisać zupełnie szczerze, że znajduje w cierpieniu i upokorzeniu radość i zadowolenie.
Święta Faustyna kochała Boga i ludzi. Jej wielka miłość do Pana zaowocowała nieoszczędzaniem się na wzór Chrystusa, który przyszedł na ziemię, ażeby wypełnić wolę swego Ojca i wyjednać wszystkim ludziom zbawienie. Było to inspiracją dla niej, dlatego składała nieustanne ofiary ze swego życia, a zwłaszcza z cierpienia.
Pan nakazał spisać swej umiłowanej córce „Dzienniczek”, aby jak najwięcej osób mogło skorzystać z duchowego bogactwa, które zawiera. Każdy może czerpać obficie z życiowego doświadczenia s. Faustyny, bo jej droga życia zaowocowała wielką świętością. Była to droga niezwykle trudna, ale i dająca wielkie szczęście. Cierpienie przyjęte z ufnością nadal boli, ale przeżywane z Chrystusem i dla dobra ludzi, nabiera najgłębszego sensu.
Zobacz całą zawartość numeru ►