Wymaluj obraz
Obraz Jezusa miłosiernego z podpisem „Jezu, ufam Tobie!” to jeden z najbardziej znanych wizerunków, przedstawiających naszego Zbawiciela. Jaka jest historia jego powstania? Co w sobie skrywa? Dlaczego jest tak ważny, że sam Chrystus pragnął być czczony i kochany przez ten właśnie wizerunek?
2024-08-01
Historia powstania tego obrazu rozpoczyna się dnia 22 lutego 1931 r. Święta s. Faustyna Kowalska była wtedy na placówce w Płocku i napisała w swoich wspomnieniach, które zostały wydane jako „Dzienniczek”, następujące słowa: „Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. W milczeniu wpatrywałam się w Pana, dusza moja była przejęta bojaźnią, ale i radością wielką. Po chwili powiedział mi Jezus: «Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie!. Pragnę, aby obraz ten czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie»” („Dzienniczek”, nr 47). To było pierwsze objawienie związane z obrazem Jezusa Miłosiernego. Siostra otrzymała wyraźny nakaz, by obraz został namalowany zgodnie z tym, co widziała. Nie wiedząc, jak sobie poradzić z otrzymanym zadaniem, prosiła o radę spowiednika. Ten odczytał polecenie Jezusa na sposób symboliczny i nakazał, by siostra malowała obraz Chrystusa w swojej duszy. Jezus jednak miał inne pragnienie i gdy tylko Faustyna odeszła od konfesjonału, utwierdził ją w przekonaniu, że chce obrazu materialnego, wymalowanego na płótnie. Po tym wydarzeniu Zbawiciel jeszcze wiele razy objawiał się siostrze i mówił na temat obrazu.
Naczynie miłosierdzia
Pewnego dnia zapisała ona następujące wydarzenie: „Kiedy była adoracja u sióstr rodziniarek, wieczorem poszłam z jedną z naszych sióstr na tę adorację. Zaraz kiedy weszłam do kapliczki, obecność Boża ogarnęła moją duszę. Modliłam się tak, jak w pewnych momentach, bez słowa mówienia. Nagle ujrzałam Pana, który mi powiedział: «Wiedz o tym, że jeżeli zaniedbasz sprawę malowania tego obrazu i całego dzieła miłosierdzia, odpowiesz za wielką liczbę dusz w dzień sądu»” („Dzienniczek”, nr 154). Jezus związał też z tym obrazem wiele obietnic. Mówił między innymi: „Obiecuję, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie. Obiecuję także, już tu na ziemi zwycięstwo nad nieprzyjaciółmi, a szczególnie w godzinę śmierci. Ja sam bronić ją będę jako swej chwały” („Dzienniczek”, nr 48). W innym miejscu czytamy o kolejnej obietnicy Chrystusa: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła miłosierdzia. Tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie!” („Dzienniczek”, nr 327). Pan Jezus mówił też swojej sekretarce o znaczeniu obrazu, jego poszczególnych elementów. Siostra napisała takie słowa: „Kiedy raz spowiednik kazał się zapytać Pana Jezusa, co oznaczają te dwa promienie, które są w tym obrazie – powiedziałam, że dobrze, zapytam się Pana. W czasie modlitwy usłyszałam te słowa wewnętrznie: «Te dwa promienie oznaczają krew i wodę – blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz… Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia mojego wówczas, kiedy konające serce moje zostało włócznią otwarte na krzyżu. Te promienie osłaniają dusze przed zagniewaniem Ojca mojego. Szczęśliwy, kto w ich cieniu żyć będzie, bo nie dosięgnie go sprawiedliwa ręka Boga»” („Dzienniczek”, nr 299).
Liczne wizje
Święta miewała wizje związane z przedstawionymi na obrazie promieniami i Hostią. Oto opis dwu z nich: „W pewnej chwili, kiedy był ten obraz wystawiony w ołtarzu na procesji Bożego Ciała, kiedy kapłan postawił Przenajświętszy Sakrament i chór zaczął śpiewać, wtem promienie z tego obrazu przeszły przez Hostię i rozeszły się na cały świat. Wtem usłyszałam te słowa: «Przez ciebie, jako przez tę Hostię, przejdą promienie miłosierdzia na świat». Po tych słowach głęboka radość wstąpiła w duszę moją” („Dzienniczek”, nr 441). I drugi opis z „Dzienniczka”: „W tym samym dniu kiedy byłam w kościele, czekając na spowiedź, ujrzałam te same promienie wychodzące z monstrancji i rozchodziły się po całym kościele. Trwało to przez czas całego nabożeństwa, po błogosławieństwie na obie strony – i z powrotem do monstrancji. Widok ich jasny i przeźroczysty jak kryształ. Prosiłam Jezusa, aby raczył zapalić ogień swojej miłości we wszystkich duszach oziębłych. Pod tymi promieniami rozgrzeje się serce, chociażby było zimne jak bryła lodu, chociażby było twarde jak skała, skruszy się na proch” („Dzienniczek”, nr 370).
Jezus mówił również o swoim spojrzeniu wymalowanym na obrazie. Jego wzrok jest skierowany ku dołowi. Ma to swoje znaczenie. Siostra Faustyna napisała: „W pewnej chwili powiedział mi Jezus: «Spojrzenie moje z tego obrazu jest takie, jako spojrzenie z krzyża»” („Dzienniczek”, nr 326). Zdarzało się, że św. Faustyna widziała Jezusa w takiej postaci, jak na obrazie, w różnych sytuacjach swojego życia. Pewnego dnia napisała: „Kiedy został wystawiony ten obraz, ujrzałam żywy ruch ręki Jezusa, który zakreślił duży znak krzyża. W ten sam dzień wieczorem, kiedy położyłam się do łóżka, ujrzałam, jak ten obraz szedł ponad miastem, a miasto to było założone siatką i sieciami. Kiedy Jezus przeszedł, przeciął wszystkie sieci, a w końcu zakreślił duży znak krzyża świętego i znikł. I ujrzałam się otoczona mnóstwem postaci złośliwych i pałających ku mnie wielką nienawiścią. Wychodziły różne groźby z ich ust, jednak żadna się nie dotknęła mnie. Po chwili znikło to zjawisko, lecz długo nie mogłam zasnąć” („Dzienniczek”, nr 416). Innym razem na kartach „Dzienniczka” s. Faustyna zamieściła następujący opis: „Kiedy byłam w Ostrej Bramie w czasie tych uroczystości, podczas których obraz ten został wystawiony, byłam na kazaniu, które mówił mój spowiednik; kazanie było o miłosierdziu Bożym, było pierwsze, czego żądał Pan Jezus. Kiedy zaczął mówić o tym wielkim miłosierdziu Pańskim, obraz ten przybrał żywą postać i promienie te przenikały do serc ludzi zgromadzonych, jednak nie w równej mierze, jedni otrzymali więcej, a drudzy mniej. Radość wielka zalała duszę moją, widząc łaskę Boga” („Dzienniczek”, nr 417).
Powyższe opisy pokazują, jak wielkie jest znaczenie obrazu i ile łask Jezus obiecał za jego pośrednictwem. Jest on źródłem nadziei dla wszystkich przygniecionych grzechem, cierpieniem, samotnością lub chorobą. Chodzi tu oczywiście o cześć nie dla rzeczy materialnej, jaką jest obraz, ale dla Jezusa, który w taki sposób – jako Miłosierny – ukazał się s. Faustynie.
„Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś?”
Historia powstania i dalszych losów wizerunku jest bardzo bogata w wydarzenia. Siostra Faustyna wiedziała, że Jezus żąda, by powstał obraz namalowany pędzlem. Rozpoczęła więc o to starania. Prosiła przełożonych, pytała spowiedników. Dopiero gdy wyjechała do Wilna w 1933 r., dane jej było spełnić prośbę Zbawiciela. Spotkała tam spowiednika, który jej pomógł w wykonaniu tych wszystkich poleceń Jezusa. Był nim ks. Michał Sopoćko, spowiednik wileńskiego domu sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Ksiądz Michał znalazł artystę, który miał namalować obraz według wskazań s. Faustyny. Był nim Eugeniusz Kazimirowski. Obraz powstawał od stycznia do lipca 1934 r. W tych miesiącach s. Faustyna przychodziła do pracowni malarza raz bądź dwa razy w tygodniu i dawała wskazówki, jak ma wyglądać obraz Jezusa. Jest bardzo ciekawy fragment „Dzienniczka”, który mówi o zakończeniu malowania tego wizerunku i o duchowych doświadczeniach św. Faustyny z tym związanych: „W pewnej chwili, kiedy byłam u tego malarza, który maluje ten obraz i zobaczyłam, że nie jest tak piękny, jakim jest Jezus – zasmuciłam się tym bardzo, jednak ukryłam to w sercu głęboko. Kiedyśmy wyszły od tego malarza, matka przełożona została w mieście dla załatwienia różnych spraw, ja sama powróciłam do domu. Zaraz udałam się do kaplicy i napłakałam się bardzo. Rzekłam do Pana: «Kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś?». Wtem usłyszałam takie słowa: «Nie w piękności farby, ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej»” („Dzienniczek”, nr 313). Jezus sam zatem objawił, że z tym obrazem związana jest szczególna łaska – nawet pomimo jego niedoskonałości artystycznej. Przytoczone tu słowa z „Dzienniczka” s. Faustyny pokazują też inną prawdę: Jezus jest dużo piękniejszy niż Jego wizerunek na obrazie. Jak pięknego Pana zatem musiała widzieć Święta, skoro namalowany wizerunek jej się nie podobał!
Gdy obraz był gotowy, ks. Sopoćko najprawdopodobniej zabrał go do swojego mieszkania, a później zawiózł do klasztoru sióstr bernardynek, gdzie mieszkał od listopada 1934 r. jako rektor kościoła św. Michała, przy którym był klasztor. 1 kwietnia 1937 r. ks. Michał zdecydował się poprosić abp. Jałbrzykowskiego, by zatwierdził obraz i pozwolił powiesić go w kościele. Arcybiskup nie chciał decydować sam, dlatego zlecił ks. Sawickiemu, kanclerzowi kurii wileńskiej, by powołał stosowną komisję, która miała ocenić, czy obraz jest teologicznie poprawny i czy można zawiesić go w kościele.
2 kwietnia 1937 r. komisja oceniła obraz i wydała pozytywną opinię. 4 kwietnia, w drugą niedzielę wielkanocną, obraz został poświęcony i zawieszony w kościele św. Michała. W sierpniu 1948 r. zamknięto kościół św. Michała, a całe wyposażenie świątyni przeniesiono do kościoła Ducha Świętego. Obraz jednak został. Później trafił w prywatne ręce, aż w końcu znalazł się w posiadaniu ks. Ellerta, który umieścił go w kościele Ducha Świętego w Wilnie. W 1956 r. wizerunek został przeniesiony do kościoła w Nowej Rudzie. Ponieważ jakiś czas potem parafia została pozbawiona opieki duszpasterskiej, około roku 1970 władze radzieckie zdecydowały, że nieczynny kościół w Nowej Rudzie ma być zamieniony na magazyn. Wywieziono z niego wszelkie przedmioty kultu – obraz jednak pozostał, ponieważ był umiejscowiony bardzo wysoko. W 1986 r. wizerunek po raz kolejny został przeniesiony do kościoła Ducha Świętego w Wilnie. Wisiał w tym kościele do roku 2005, gdy decyzją kard. Baczkisa został przeniesiony do kościoła Trójcy Świętej, który to kościół ustanowiono Sanktuarium Miłosierdzia Bożego.
Inne wizerunki
Są jeszcze inne znane wizerunki Jezusa Miłosiernego, spośród których na uwagę zasługują dwa. Pierwszy, znajdujący się w Sanktuarium w Krakowie-Łagiewikach, autorstwa Adolfa Hyły. Malarz ten zwrócił się do o. Józefa Andrasza, który wcześniej spowiadał s. Faustynę, z propozycją namalowania jakiegoś obrazu jako wotum za ocalenie w czasie wojny. Ojciec Andrasz po konsultacji z siostrami z Łagiewnik, zaproponował mu, by namalował wizerunek Jezusa Miłosiernego. Artysta otrzymał tekst z „Dzienniczka”, na podstawie którego miał namalować obraz oraz kopię wizerunku wileńskiego wykonaną przez Łucję Bałzukiewiczównę. W listopadzie 1942 r. pan Hyła rozpoczął pracę. Niedługo później obraz był gotowy. Gdy wizerunek został ukończony, o. Andrasz poświęcił go 7 marca 1943 r. Następnie płótno zostało zawieszone na bocznej ścianie kaplicy w Łagiewnikach.
Drugi wizerunek, autorstwa Ludomira Śleńdzińskiego, powstał w ten sposób, że ks. Michał Sopoćko ogłosił konkurs na nowy obraz Jezusa Miłosiernego. W wyniku tego konkursu Komisja Główna Episkopatu Polski uznała za najlepszy i teologicznie poprawny obraz pana Śleńdzińskiego i zatwierdziła go do publicznego kultu.
Jezus w centrum
Wróćmy jednak do pierwszego wizerunku Jezusa, malowanego według wskazówek św. Faustyny. Jakie jest jego duchowe i teologiczne znaczenie? Chrystus na tym obrazie staje pośrodku. On jest najważniejszy, On daje siłę w każdej sytuacji naszego życia, a szczególnie w cierpieniu i chorobie. Wszystko, co grzeszne i słabe, schodzi na bok. Jezus panuje pomimo ciemności i bólu. Przychodzi w pokoju i daje pokój jako swój dar. Chrystus na obrazie ukazany jest po swoim zmartwychwstaniu – jest zwycięski i niesie zwycięstwo nad złem, niesie zbawienie, a zatem przychodzi z dobrą nowiną – nowiną, że jesteśmy zbawieni. Przez ten wizerunek mówi każdemu z nas: jesteś zbawiony, przynoszę ci zbawienie, w każdej sytuacji, w jakiej jesteś, każde twoje cierpienie znam i nie jest mi obojętne, daję ci nadzieję na szczęście wieczne.
Spojrzenie Jezusa na obrazie jest spojrzeniem z krzyża. On sam tak powiedział, że z tego obrazu patrzy na nas tak, jak patrzył na nas z krzyża. Jest to zatem na stałe utrwalone spojrzenie Chrystusa w trakcie aktu zbawczego. Na krzyżu dokonało się zbawienie każdego z nas. Patrząc w twarz Chrystusa na obrazie, widzimy oblicze Pana, który teraz nas zbawia, teraz dokonuje dzieła odkupienia. Bóg nie jest ograniczony czasem ani przestrzenią. Patrząc na twarz i oczy Chrystusa w Jego obrazie, poniekąd stajemy się uczestnikami tego wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat – my też przestajemy być ograniczeni czasem i przestrzenią. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że twarz Jezusa z obrazu wileńskiego idealnie pokrywa się z rysami twarzy odbitymi na całunie turyńskim i chuście z Manopello. Jest to kolejny znak Boga, że malowidło powstałe na podstawie wskazówek s. Faustyny jest jakimś szczególnym odbiciem prawdziwej twarzy samego Boga. Centrum obrazu nie stanowi jednak twarz, choć jest ona niezwykle piękna. Centrum to otwarte Serce, z którego wychodzą dwa promienie – czerwony i blady. To te właśnie promienie oświetlają cały obraz, są źródłem światła. One też stanowią charakterystyczną cechę obrazu. Promienie symbolizują krew i wodę, które wypłynęły z Serca Jezusa po tym, jak żołnierz włócznią otworzył Mu bok. Sam Jezus wyjaśnił s. Faustynie, że te promienie to krew i woda. Idąc dalej w interpretacji, możemy stwierdzić, że – zgodnie z nauką Kościoła – woda symbolizuje sakrament chrztu i pokuty, czyli sakramenty obmywające z grzechu, krew natomiast symbolizuje pozostałe sakramenty, szczególnie Eucharystię. W ten właśnie sposób od początku były interpretowane te dwa promienie, zwłaszcza przez ks. Sopoćkę. Promienie tworzą również swego rodzaju „osłonę”: gdy stoi się pod obrazem, otaczają one człowieka niczym namiot.
Namiot w Starym Testamencie symbolizuje obecność i ochronę Boga; w namiocie przebywała Arka Przymierza. Sakramenty są takim właśnie namiotem – ochroną w nowym czasie, w jakim żyjemy, czyli w czasie Kościoła, w czasie ostatecznym, gdy czekamy na powtórne przyjście Jezusa. To przez te znaki łaski Chrystus chroni swój Kościół i każdego żyjącego w nim człowieka, udziela wszelkiej łaski i błogosławi. Chrystus podnosi rękę, by nam błogosławić. Jest to gest podobny do tego, który czyni kapłan, gdy rozgrzesza. Z obrazu Jezus nieustannie nam błogosławi. Jego wyciągnięta dłoń chroni nas przed złem. Nadto na obrazie Jezus ma zranione dłonie. Oznacza to nie tylko fakt, że Chrystus jest po zmartwychwstaniu, ale również to, że On dał się dla nas zranić. Dla nas cierpiał i zna wartość cierpienia. Dla naszego zbawienia Bóg dopuścił przemoc na samego siebie! Bardzo istotny jest wreszcie podpis: „Jezu, ufam Tobie!”. Sam Jezus pragnął, by taki był podpis pod obrazem. Prawdziwe wyzwolenie i źródło mocy jest w zaufaniu Bogu – nie sobie. Chrystus wie, że my sami z siebie nic nie możemy. Powtarzając zaś słowa: „Jezu, ufam Tobie!”, czerpiemy moc z Boga, stajemy się ludźmi Boga.
Zobacz całą zawartość numeru ►