Walka modlitwy
Rok 2024 w Apostolstwie Chorych przeżywaliśmy jako IX Rok Nowenny przed 100-leciem istnienia wspólnoty w świecie. Jego tematem była modlitwa. Z tej okazji przez cały rok zapraszaliśmy do lektury tekstów o modlitwie autorstwa ks. prof. Marka Chmielewskiego. W bieżącym numerze publikujemy ostatni odcinek tego cyklu.

zdjęcie: pixabay.com
2025-01-02
Katechizm Kościoła katolickiego, który syntetycznie przedstawia treść naszej wiary, całą część IV poświęca modlitwie. Artykuł II tej części nosi znamienny tytuł: „Walka modlitwy”. To inspiracja dla niniejszej refleksji na zakończenie cyklu na temat modlitwy w życiu ludzi chorych, cierpiących i samotnych pt. „A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem…” (Jk 5, 15).
Katechizm uczy, że „modlitwa jest darem łaski oraz zdecydowaną odpowiedzią z naszej strony. Zawsze zakłada ona pewien wysiłek. Wielcy ludzie modlitwy Starego Przymierza przed Chrystusem, jak również Matka Boża i święci wraz z Chrystusem pouczają nas, że modlitwa jest walką. Przeciw komu? Przeciw nam samym i przeciw podstępom kusiciela, który robi wszystko, by odwrócić człowieka od modlitwy, od zjednoczenia z Bogiem” (KKK 2725). Jest tu mowa o dwóch zasadniczych frontach walki duchowej, której przedmiotem jest modlitwa jako przyjacielskie obcowanie z Bogiem. Są nimi: osoba modlącego się i szatan – odwieczny, niezmordowany przeciwnik Boga i człowieka.
Aby ta walka była zwycięska, należy wpierw zadbać o optymalne warunki spotkania z Panem. Chodzi o odpowiednie miejsce i czas – najlepsze dla modlitwy chorego.
Miejsce i czas modlitwy
W niejednym przypadku pokój chorego jest jego „kaplicą”, a łóżko czy fotel ‒ „ołtarzem”. Czasem nie trzeba nic zmieniać. Wystarczy zadbać, aby to miejsce było schludne, godne posługi cierpienia – dźwigania krzyża z Chrystusem.
Należy więc zadbać o odpowiedni wystrój miejsca, aby chory mógł łatwiej skupić się na swojej służbie Bożej, ofiarowując cierpienia Chrystusowi i Kościołowi. Dobrze jest zatem umieścić w zasięgu jego wzroku krzyż i/lub jakiś pobożny obraz. Może trzeba będzie ustawić łóżko czy fotel tak, aby chory widział pobliski kościół i mógł duchowo się łączyć z Panem Jezusem w Najświętszym Sakramencie, by w ten sposób przeżywać komunię duchową. Należałoby też umieścić w zasięgu jego ręki: różaniec, książeczkę do nabożeństwa, krzyżyk, ewentualnie relikwie czy inne pobożne przedmioty, jak woda święcona, poświęcony olej oraz książki.
Chory modli się swoją chorobą, także wtedy, gdy leży. Nie jest to żadne umniejszenie modlitwy. Co innego, gdyby modlił się na leżąco z lenistwa. Jego łóżko jest jakby ołtarzem, na którym składa wraz z Chrystusem ofiarę cierpienia, a przez to uczestniczy w Jego dziele zbawiania i uświęcania świata oraz ludzi. Z tej racji opiekunowie chorego powinni zadbać o schludność jego łóżka, nie tylko ze względów higienicznych i przez wzgląd na godność osoby, ale także z uwagi na Chrystusa, Maryję, świętych i aniołów, z którymi chory modląc się, obcuje.
Jeśli chodzi o czas modlitwy, to każda pora jest dobra i ma swą symboliczną wymowę. Na przykład nocne czuwanie, gdy inni śpią lub grzeszą, jest trwaniem z Jezusem w Ogrodzie Oliwnym. Rano, gdy świat budzi się do życia, chory swą modlitwą ogarnia idących do pracy lub szkoły. W południe spełnia prośbę św. Jana Pawła II, aby modlić się za papieża i za Ojczyznę antyfoną „Anioł Pański”. Po południu swą modlitwą towarzyszy rodzinom, które po pracy spotykają się przy stole na posiłku. Gdy zachodzi słońce, ogarnia myślą tych, co odeszli lub tej nocy odejdą do wieczności.
Cenną rzeczą będzie jednoczyć się przez transmisję telewizyjną czy internetową z poranną Mszą świętą na Jasnej Górze lub innym miejscu. Podobnie można uczestniczyć w Apelu Jasnogórskim i innych ważnych wydarzeniach religijnych. W takich chwilach należy zatroszczyć się, aby w pokoju chorego była względna cisza i atmosfera skupienia. Jednak troska o odpowiedni klimat modlitwy nie może być dla opiekunów pretekstem do pozostawiania chorego w samotności. Wskazane jest, aby i oni włączali się czynnie w jego modlitwę, zwłaszcza w Koronkę do Bożego Miłosierdzia lub Różaniec. „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20).
Walka z samym sobą
Ważnym frontem walki modlitwy jest ciało. Modli się bowiem cały człowiek. Jego ciało uczestniczy w modlitwie i powinno ją wspierać, a nie przeszkadzać. Toteż ważne jest takie ułożenie chorego, aby dolegliwość jak najmniej przeszkadzała i odciągała uwagę. Jednak doznawany ból (np. odleżyny) można potraktować jako element ascezy i pokuty, dodatkowo wzmacniający akt modlitwy.
Trzeba też brać pod uwagę kondycję psychofizyczną chorego. Wiadomo bowiem, że zmęczenie nie sprzyja modlitwie. Toteż mimowolne zaśnięcie podczas modlitwy jej nie urąga. Nie ma więc powodu tym się niepokoić.
Jak zauważa Katechizm, „Najczęstszą trudnością w naszej modlitwie jest roztargnienie” (KKK 2729). Może być ono niezawinione, na przykład wskutek mimowolnych skojarzeń, lub zawinione, gdy brak dbałości o skupienie, albo celowe zajmowanie się czymś innym.
W Katechizmie czytamy, że „próba odrzucenia roztargnienia równałaby się popadnięciu w jego sidła, podczas gdy wystarczy powrócić do swego serca: roztargnienie wyjawia nam, do czego jesteśmy przywiązani, i pokorne uświadomienie sobie tego przed Panem powinno obudzić naszą miłość przede wszystkim do Niego przez zdecydowane ofiarowanie Mu naszego serca, by je oczyścił. Tu właśnie ma miejsce walka: chodzi o wybór Pana, któremu mamy służyć” (KKK 2729).
Po uświadomieniu sobie roztargnienia, trzeba więc spokojnie i pokornie powracać do modlitwy. Ewentualnie – w celu samowychowania się – „zadać sobie” jakąś małą pokutę, np. nieco przedłużyć modlitwę, albo dodać inny akt modlitwy czy umartwienia.
„Inną trudnością – uczy Katechizm – zwłaszcza dla tych, którzy chcą się modlić szczerze, jest oschłość. Jest ona elementem kontemplacji, gdy serce jest wyjałowione, nie znajdując upodobania w myślach, wspomnieniach i uczuciach, nawet duchowych. Jest to chwila czystej wiary, która wiernie trwa przy Jezusie w agonii i w grobie” (KKK 2731).
Należy jednak odróżnić oschłość od oziębłości. Ta ostatnia to brak żarliwości w modlitwie, szukanie nie Boga lecz siebie. Tego rodzaju trudność modlitwy wynika z zaniedbania, z braku żywej wiary. Natomiast oschłość jest niezawinioną niemożnością zwracania się do Boga, który niejako ukrywa się, aby Go szukać i rozpalić tęsknotę za Nim, wzmocnić miłość. To rodzaj biernej nocy ducha, o której wiele pisał św. Jan od Krzyża w dziele „Noc ciemna”.
„Wreszcie nasza walka powinna przeciwstawiać się temu, co odczuwamy jako nasze niepowodzenia w modlitwie…” – stwierdza Katechizm (KKK 2728). Nierzadko bowiem pojawia się błędne przeświadczenie, że np. nie wszystko dajemy Panu; że nie zostaliśmy wysłuchani zgodnie z naszą własną wolą itp. Pojawia się bolesne pytanie: po co się modlić?
Aby przezwyciężyć te przeszkody, trzeba ufnie prosić o pokorę i wytrwałość, a jednocześnie stosować ignacjańską zasadę agere contra, to znaczy działać przeciwnie do tej pokusy, a więc nie zniechęcać się i nie poddawać, lecz prosić o wstawiennictwo Maryi, świętych i Anioła Stróża, a nade wszystko Ducha Świętego. On bowiem „przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26). Bardzo pomaga pamięć, że Jezus „wie, co się kryje w ludzkim sercu” (por. J 2, 25), przenika je (por. Ps 139, 1) i zna jego intencje. Nie trzeba zniechęcać się tym, że modlitwa nie daje przyjemnych doznań. Ona nie jest po to, aby zaspokajała emocjonalne potrzeby, lecz by służyła chwale Bożej i zbawieniu.
Walka ze złym duchem
Święty Jakub Apostoł przypomina, że nie wszystkie pokusy pochodzą od szatana. Nierzadko „to własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci” (Jk 1, 14). Jednak szatan, doskonale znając słabość ludzkiej natury, wślizguje się w te różne nasze pęknięcia moralno-duchowe i podpowiada swoje pokusy, czasem bardzo subtelne i atrakcyjne, a przez to bardziej niebezpieczne z punktu widzenia zbawienia.
Szatan, który u początku stworzenia świata sam przez pychę odciął się od Boga, jest zazdrosny o jakiekolwiek przejawy zjednoczenia człowieka ze Stwórcą. Dlatego bywa tak, że im żarliwsza jest modlitwa, tym bardziej dokuczliwe staje się jego działanie. Diabeł przeszkadza przede wszystkim pokusą. „Najczęstszą i najbardziej ukrytą pokusą jest nasz brak wiary. Objawia się on nie tyle przez wyznawane niedowiarstwo, co przez faktyczny wybór. Gdy zaczynamy się modlić, natychmiast tysiące prac i kłopotów, uznanych za bardzo pilne, wchodzą na pierwsze miejsce; i znowu jest to chwila prawdy serca i wyboru miłości” (KKK 2732).
Jeśli sprawcą pokusy jest diabeł, to będzie przedstawiał mnóstwo racji, aby modlitwę odłożyć, skrócić albo wybrać jakąś inną – ciekawszą, bardziej pobożną itd. Będzie podsuwał różne obrazy, myśli i skojarzenia – nawet nieskromne i wzbudzał poruszenia cielesne, byleby zniechęcić do spotkania z Panem. Szatańskie pokusy różnią się od zwyczajnych ludzkich pokus swą natarczywością. Zawsze są nieadekwatne do danej sytuacji, przychodzą nagle i trudno znaleźć jakiś bezpośredni związek z sytuacją modlącego się.
Pokusa, niezależnie czy pochodzi od nas, z naszej słabości (por. Jk 1, 14), czy od szatana, zawsze jest kłamliwą propozycją pozornego dobra. Dlatego nie dyskutuje się z nią, lecz najszybciej jak to możliwe trzeba ją odrzucić i – kierując się rozsądkiem – wrócić do pokornej modlitwy. W każdym przypadku należy zachować spokój i nie analizować pokusy, nie zatrzymywać się nad nią. Mamy bowiem do czynienia z „efektem smoły”. Gdy weźmiesz ją do rąk, to nie tylko się nią pobrudzisz, ale sklei ci ręce.
Nie trzeba też wpadać w lęk. Szatan jest wprawdzie jak groźny pies, ale na szczęście za siatką. Choć się sroży, szczerzy kły i wydaje się, że za chwilę może mnie rozszarpać, to jednak chroni mnie „siatka” łaski uświęcającej. Póki nie przełożę ręki na drugą stronę, ten zły pies nic mi nie zrobi.
Dla walki modlitwy, zwłaszcza gdy przeciwnikiem jest szatan, bardzo ważny jest więc stan łaski uświęcającej, czyli zjednoczenie z Bogiem. Jak uczy psalmista, „On jest moim Pasterzem, niczego się nie lękam…” (Ps 23, 1). A w Księdze Wyjścia czytamy: „Pan jest moją mocą i źródłem męstwa! Jemu zawdzięczam moje ocalenie. On Bogiem moim, uwielbiać Go będę, On Bogiem ojca mego, będę Go wywyższał” (Wj 15, 2). Im bardziej dokucza pokusa szatańska, tym mocniej mamy trzymać się Jezusa, bo jak pisała św. Teresa z Ávila: „Gdy walczę obydwoma rękami, niechybnie zginę. Gdy walczę jedną ręką – zwyciężę, bo drugą trzymam się Jezusa”. A zatem im bardziej nasilają się pokusy (ludzkie i szatańskie) przeciw modlitwie, tym wierniej trzeba trwać i mocno trzymać się Jezusa.
W Księdze Wyjścia mamy opis walki Izraelitów z Amalekitami pod Refidim (por. Wj 17, 10-13). Sędziwy Mojżesz stał na górze, obserwując sytuację i modlił się o zwycięstwo, wznosząc ręce ku niebu. Dopóki miał ręce w górze, zwyciężali Izraelici; gdy opadały ze zmęczenia – zwyciężali wrogowie. Wówczas dwaj kapłani Aaron i Chur podparli osłabłe ramiona Mojżesza aż do całkowitego zwycięstwa.
Chorzy, samotni i cierpiący są jak Aaron i Chur, którzy swą modlitwą połączoną z cierpieniem podpierają ręce pasterzy Kościoła w walce ze złem i grzechem. W słabości ich ciał jest bowiem moc ducha, która najpełniej wypowiada się w ich żarliwej modlitwie.
Zobacz całą zawartość numeru ►