Chcę służyć Życiu
Dla mnie przyjście na świat dziecka – zwłaszcza chorego – jest chwilą świętą. Jako osoba wierząca, noszę w sobie przekonanie, że dziecko takie jest szczególnie miłowane przez Boga i chciane mimo choroby.
2016-06-03
Od ośmiu lat pracuję jako położna w jednym ze szpitali na Opolszczyźnie. Ponieważ stopniowo wzrasta w naszym regionie liczba urodzeń – również mnie przybywa obowiązków.
Służba i poświęcenie
O pracy położnej myślałam od czasu szkoły podstawowej. Już wtedy co nieco wiedziałam o tym zawodzie, bo położną jest moja ciocia, która nieraz opowiadała mi o swojej pracy. Pamiętam, że zawsze z wielkim zainteresowaniem słuchałam tych opowieści. Głęboko w serce zapadły mi często powtarzane przez nią słowa: „Pragnieniem każdej przyszłej mamy jest to, by jej poród przebiegał spokojnie, a dziecko przyszło na świat zdrowe. Jeśli w przyszłości zostaniesz położną, pamiętaj, że twoim zadaniem będzie służba i całkowite poświęcenie się rodzącym kobietom”. Szczególnie zapamiętałam dwa słowa – służba i poświęcenie. Potem wielokrotnie wyobrażałam sobie, jak to jest towarzyszyć kobietom w porodzie i pomagać im wydać na świat nowe Życie. Wiele myślałam o tym, na czym w praktyce miałaby polegać owa służba i jak daleko powinno sięgać poświęcenie, o którym mówiła mi ciocia. W pełni zrozumiałam to dopiero wówczas, gdy po latach sama zaczęłam pracę w zawodzie położnej.
Podczas nauki zawodu, uczulano mnie, że najważniejsza w czasie porodu jest matka i jej rodzące się dziecko – nie lekarz, nie pielęgniarka, nie położna, nawet nie ojciec dziecka często obecny przy porodzie. W czasie wszystkich porodów, przy których asystowałam, starałam się o tym pamiętać. Robiłam i robię wszystko, by każda kobieta jak najlepiej wspominała dzień przyjścia na świat swojego dziecka. Mam zasadę, że zawsze krok po kroku informuję kobietę o tym, co po kolei będzie się działo. Uprzedzam o zbliżających się skurczach, instruuję o sposobie oddychania, robię zimne okłady na czoło, uspokajam i odpowiadam na pytania.
Chwila święta
Wielką radość sprawia mi widok szczęśliwej mamy, której nowonarodzone dziecko leży z główką przytuloną do jej twarzy – jest zdrowe i silne. To chwila, której nie da się porównać z niczym innym. Ale kilkakrotnie pomagałam przyjść na świat również dzieciom chorym. Te porody są inne. Inne, bo od samego początku wszystkim towarzyszy lęk o życie dziecka, które rodzi się z widocznymi wadami lub upośledzeniem. Kiedy rodziły się przy mnie dzieci chore, miałam to szczęście, że zawsze były przyjmowane z wielką miłością i troską przez swoich rodziców. Wiem jednak, że nie zawsze tak jest. Bywa, że dzieci chore zostają porzucone w szpitalu albo oddane do adopcji. Jakże wielkiej potrzeba miłości i odwagi, by rodzące się chore dziecko przyjąć i otoczyć opieką!
Dla mnie przyjście na świat dziecka – zwłaszcza chorego – jest chwilą świętą. Jako osoba wierząca, noszę w sobie przekonanie, że dziecko takie jest szczególnie miłowane przez Boga i chciane mimo choroby. W swojej pracy nie dzielę dzieci na zdrowe i chore, na chciane i porzucone, na piękne i zdeformowane. Staram się służyć każdemu rodzącemu się Życiu. Taki wybrałam zawód. To jest moje powołanie i jestem z tego dumna.
Zobacz całą zawartość numeru ►