Maryja na nas czekała
Kiedy usłyszały, że z Katowic do Lourdes znów wyrusza specjalny pociąg z chorymi, nie wahały się ani chwili. Zapisały się, wpłaciły pieniądze. Nie wyobrażały sobie, że może ich na tej pielgrzymce zabraknąć. Siostra Bogumiła i siostra Marzena opowiadają o swoich przeżyciach z Lourdes.
2017-07-14
Dom Pomocy Społecznej dla dzieci, młodzieży i dorosłych niepełnosprawnych intelektualnie prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi w Kietrzu, znajduje się na terenie diecezji opolskiej. Kietrz jest niewielką miejscowością leżącą między Raciborzem a Głubczycami. W Domu prowadzonym przez siostry na stałe mieszka 50 podopiecznych z różnym stopniem niepełnosprawności intelektualnej. Najmłodza mieszkanka Domu ma 11 lat, a najstarsza 51. Wszystkie, niezależnie od wieku, znajdują tam miłość i opiekę.
SIOSTRA BOGUMIŁA: Tutaj, na pielgrzymce, spotkałyśmy się z ogromną życzliwością, serdecznością i pomocą innych ludzi. Dwie nasze siostry, które w 2015 roku były na pierwszej pielgrzymce z innymi dziewczętami z naszego Domu, zapewniały nas, że tak będzie. My się o nic nie musimy troszczyć, bo pielgrzymka jest doskonale przygotowana. Troszczymy się tylko o siebie i nasze dziewczęta, no ale w końcu jesteśmy tutaj dla nich. Pielgrzymują z nami: Basia, Ela, Agnieszka i Gosia. Nie mogłyśmy niestety zabrać wszystkich z naszego Domu, dlatego wybrałyśmy te dziewczyny, które najlepiej sobie poradzą w podróży. Mam nadzieję, że w kolejnych latach inni też będą mogli pojechać do Lourdes. Trzy obecne tu dziewczęta są upośledzone w stopniu znacznym, a jedna w stopniu umiarkowanym.
SIOSTRA MARZENA: Jestem pielęgniarką. Mnie, podobnie jak siostrze Bogumile, bardzo rzuciła się w oczy panująca na pielgrzymce atmosfera życzliwości i wzajemnej troski o siebie. Tutaj nikt nikogo nie zostawiał bez pomocy. Ja byłam w Lourdes 26 lat temu, kiedy kończyłam naukę w liceum medycznym. I muszę powiedzieć, że tamta wizyta w Lourdes miała duży wpływa na moje dalsze życiowe decyzje. Kiedy wtedy pierwszy raz zobaczyłam wielką ilość chorych na wózkach i rykszach, było to dla mnie potwierdzeniem, że wybrałam dobry zawód, który jest potrzebny. Zrozumiałam, że Pan Bóg tego ode mnie oczekuje i że jest to powołanie, na które powinnam odpowiedzieć. To był dla mnie bardzo ważny czas umocnienia w życiowych decyzjach. Teraz, po latach, kiedy człowiek bywa czasem trochę zmęczony, potrzebuje jakiegoś odnowienia i zapału do dalszej posługi. I znów znalazłam to w Lourdes, na tej pielgrzymce. Na nowo przekonałam się i upewniłam, że Pan Bóg chce mojej obecności wśród osób chorych. Odkrywam, że Bóg jest obecny w osobach chorych i najuboższych – cichy, pokorny i prosty. Przychodzi mi do głowy taka refleksja, że nasze podopieczne, te obecne tutaj i te w Domu, są bardzo podobne do postaci św. Bernadetty. Ona przecież nie umiała nawet pisać i czytać – dla świata była nikim, a jednak tak bardzo została umiłowana przez Boga i Maryję. Można powiedzieć, że nasze dziewczęta też się w świecie nie liczą. Nikt o nich nie pamięta, czasem ich własne rodziny nie chcą mieć z nimi nic wspólnego. A jednak Pan Bóg mówi do świata właśnie przez nie, wybiera je i czyni z nich narzędzia swojej miłości. Myślę, że one mogą sobie nawet czasem nie zdawać sprawy z tego, że swoją chorobą i ofiarą życia, podtrzymują świat w istnieniu, że ratują go i wypraszają dla niego konkretne łaski. Pan Bóg w niezwykły sposób to wszystko prowadzi.
SIOSTRA BOGUMIŁA: W naszym Domu Pomocy jestem pracownikiem socjalnym. Na pielgrzymce cały czas przebywam z naszymi podopiecznymi, choć na co dzień mam z nimi trochę rzadszy kontakt. Najważniejszym doświadczeniem tej pielgrzymki była dla mnie Msza święta w Grocie Objawień. Kiedy stanęłam u stóp Maryi, poczułam, że jestem tam, gdzie powinnam. Zyskałam pewność, że moim zadaniem było przyprowadzenie tych chorych dziewcząt do Maryi, bo Ona szczególnie na nie czekała. To przekonanie było odczuwalne niemal w fizyczny sposób i wywołało łzy radości i wzruszenia. To przeżycie uświadomiło mi, że warto podejmować wysiłek i zmagać się z trudnościami, by zyskać konkretne dobro. Bo przecież nie ma co ukrywać, że wyjazd na pielgrzymkę z czterema chorymi dziewczętami jest dużym wyzwaniem i wymaga samodyscypliny oraz mobilizacji sił. Ale w Grocie Objawień Maryja wynagrodziła nam wszystko. Dla tych chwil warto było trochę się natrudzić. Potem jeszcze kilkakrotnie byłyśmy z dziewczętami w Grocie. Za każdym razem oddawałam Jej opiece cały nasz Dom, opiekunki, wszystkich pracowników i podopiecznych. Zachęcałam też dziewczęta, by powiedziały Maryi to, co czują. I one modliły się tak szczerze od serca, jak tylko one potrafią. Widziałam jak one się przemieniają przez to doświadczenie modlitwy i cały pobyt w Lourdes. Matka Boża czuwała i czuwa nad nami cały czas.
SIOSTRA MARZENA: Basia, Ela, Agnieszka i Gosia zasługują na pochwałę. Bardzo chętnie z nami współpracowały i nie sprawiały większych kłopotów. Choć bywały trudniejsze momenty, świetnie sobie poradziły i zdały pielgrzymkowy egzamin. Trzeba podkreślić, że one na co dzień funkcjonują w określony sposób, według ustalonego planu dnia. Tutaj, na pielgrzymce wszystko było dla nich nowe: otoczenie, ludzie, plan zajęć, bogate wrażenia. W takich nowych warunkach dziewczęta są w nas wpatrzone jak w obrazek, bo dajemy im poczucie bezpieczeństwa. Pozwalają się poprowadzić, wiedząc, że nic im nie grozi.
Na pielgrzymkę przywiozłyśmy wiele intencji, bo coraz więcej osób prosi nas o modlitwę. Jesteśmy zgromadzeniem misyjnym i eucharystycznym. Codziennie adorujemy Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, przynosimy Mu sprawy ludzi i ich intencje, a On nas z powrotem do nich posyła, byśmy im przekazali Jego miłość i moc. Charyzmatem naszego zgromadzenia jest też ofiara. Wszystko, co robimy i kogo spotykamy ofiarujemy Panu Bogu według słów naszej założycielki bł. Marii od Męki Pańskiej: „ofiara za Kościół i zbawienie świata”. To jest również misja sióstr starszych i chorych, które wymadlają innym wiele łask. Bogu i Maryi niech będą dzięki za ten czas pielgrzymowania!
Zobacz całą zawartość numeru ►