Chorzy na medal

zdjęcie: Maria Frąckowiak

2017-08-11

Na pielgrzymce z osobami chorymi w Lourdes byłam drugi raz. Wyjeżdżając dwa lata temu zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać i może dlatego nie miałam żadnych oczekiwań i obaw. Tym razem jechałam również spokojna, choć trochę bardziej martwiłam się, by cała pielgrzymka odbyła się sprawnie i bezpiecznie. Tak faktycznie było. W 2015 roku wyjazd z chorymi do Lourdes był dla mnie palcem Bożym na tamten czas. Jechałam wówczas w roli pielęgniarki, ale przede wszystkim z moją chorą na n0wotwór mamą, by prosić dla niej o dar zdrowia. Mama jest na obecną chwilę wyleczona i ma się dobrze. Jesteśmy za to wdzięczni Panu Bogu i Matce Bożej.

W tym roku na pielgrzymce poznałam Łukasza, młodego mężczyznę chorego na nowotwór, który wybrał się do Lourdes ze swoim tatą. Wiele ze sobą rozmawialiśmy. Opowiedziałam mu o mojej mamie i o tym, jak dwa lata temu gorąco modliłam się dla niej o łaskę uzdrowienia. Widziałam w jego oczach nadzieję, że również on może odzyskać zdrowie. Kiedy zawiozłam go na wózku do Groty, z wielką wiarą dotykał mokrej skały i łapczywie chwytał krople wody kapiące z jej sklepienia. Wilgotną dłonią dotykał twarzy i głęboko się modlił. Ten widok był przejmujący i prawie zwalił mnie z nóg. Potem jeszcze raz widziałam Łukasza tak skupionego i zatopionego w modlitwie – w chwili przyjmowania sakramentu namaszczenia chorych. To był przejmujący widok. W przypadku Łukasza cud uzdrowienia jednak się nie zdarzył. Kilka dni po powrocie z Lourdes jego stan się pogorszył i Łukasz zmarł. Głęboko wierzę, że mimo takiego zakończenia – po ludzku smutnego i odbierającego nadzieję – pobyt Łukasza w Lourdes nie był daremny. Kto wie, być może właśnie tam, u stóp Matki Bożej wyprosił sobie szybką i spokojną śmierć... Jestem wdzięczna Bogu za to doświadczenie i za Łukasza, którego mogłam poznać na krótko przed jego odejściem do Wieczności.

Z pielgrzymki szczególnie zapamiętałam też Julkę, 16-letnią dziewczynę, która poruszała się na wózku inwalidzkim. Podczas jednej z rozmów powiedziała do taty chorego Dawida, że należy mu się medal za opiekę nad synemi że ona w Lourdes widzi ludzi o wiele bardziej cierpiących i doświadczonych chorobą niż ona. To było bardzo szczere i wzruszające wyznanie, które w ustach niepełnosprawnej szesnastolatki brzmiało w sposób niezwykły.

Pojechałam z chorymi do Lourdes, by im służyć jako pielęgniarka, ale byłam wśród nich również jednym z pielgrzymów, który wiózł ze sobą wiele osobistych intencji. Dużo otrzymałam od chorych na tej pielgrzymce: nadzieję, radość, wiarę. Warto było poświęcić swój urlop i wydać pieniądze, by przyjechać z chorymi do Matki Bożej. Choć oczywiście organizacja i zabezpieczenie takiej pielgrzymki jest ogromnym przedsięwzięciem i trzeba liczyć się z trudnościami, to myślę, że pobyt z chorymi w Lourdes wynagradza wszystko. Zresztą chorzy byli bardzo zdyscyplinowani, chętnie współpracowali z opiekunami i można było tylko podziwiać ich wytrwałość i głęboką wiarę.

W Lourdes zyskałam wewnętrzny spokój i na nowo zaczęłam uczyć się modlitwy. W codzienności jestem często zabiegana i nie zawsze potrafię się wyciszyć i spotkać z Bogiem na modlitwie. Bardzo bym chciała, by coś z tego wewnętrznego spokoju we mnie zostało na dłużej, bym umiała trochę zwolnić w mojej codzienności i skupić się na tym, co naprawdę jest ważne.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Z cyklu:, Numer archiwalny, Miesięcznik, 2017-nr-07, Autorzy tekstów, Panorama wiary, pozostali Autorzy

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 24.11.2024