Ukryta w czułych dłoniach
Często więc zamykałam w swoich dłoniach jej pogodną twarz, przypominając sobie wówczas niezliczone chwile z dzieciństwa, gdy to mama opiekowała się mną podczas choroby.
2018-01-30
Choć moją chorą mamą opiekowałam się w domu tylko 3 miesiące, czas ten wspominam jako jeden z najważniejszych w życiu.
Kiedy mama zachorowała i trafiła do szpitala, nic nie zapowiadało tego, że odtąd będzie już na stałe potrzebowała kogoś do opieki. Oprócz silnych zawrotów głowy i towarzyszącego im bólu, mamie właściwie nic nie dolegało. Po dwóch tygodniach spędzonych na szpitalnym oddziale neurologii okazało się jednak, że jej stan jest poważny. Zdiagnozowano u niej nieoperacyjnego guza mózgu. Lekarze niewiele mogli dla niej zrobić – guza nie można było operować, dlatego skupiono się na uśmierzaniu bólu. Mama po wypisaniu ze szpitala została objęta opieką hospicjum domowego. Regularnie odwiedzali ją lekarz i pielęgniarka, którym jestem ogromnie wdzięczna za pomoc i wskazówki dotyczące tego, jak opiekować się mamą. Jej stan szybko się pogarszał, ale właściwie do ostatniej chwili życia była świadoma. Dzięki temu miałam z nią normalny kontakt, co bardzo ułatwiało mi opiekę. Niestety fizycznie mama czuła się coraz gorzej i musiała leżeć.
Oprócz codziennych czynności pielęgnacyjnych i opiekuńczych takich jak podawanie posiłków czy troska o higienę, wiele czasu poświęcałam na zwykłe bycie z mamą. Godzinami siedziałam przy jej łóżku, by nie czuła się opuszczona. Czytałam mamie, opowiadałam różne historie, często też modliłam się przy niej. Ona, gdy tylko była w stanie, nieraz w tych opowieściach i modlitwach aktywnie uczestniczyła. Obserwując mamę, widziałam, że są to dla niej bardzo ważne chwile. Zawsze miałyśmy ze sobą dobry i serdeczny kontakt, ale tamtego czasu, krótko przed jej odejściem, nie da się z niczym porównać. Wówczas powiedziałyśmy sobie najważniejsze rzeczy w życiu – niby proste i oczywiste, a jednak najważniejsze. Dzięki tym rozmowom dowiedziałam się, że mama czuje się spełniona i szczęśliwa, że do nikogo nie chowa urazy i że jest gotowa, by spokojnie odejść.
Oprócz tych ważnych słów, były również między nami czułe gesty. Nie bałam się mamy głaskać, całować i przytulać. Wiedziałam, że ona tego chce i potrzebuje. Sama wielokrotnie przytrzymywała moją dłoń na swoim policzku, jakby bezgłośnie prosząc, bym przy niej została. To były ważne sygnały, że mama nie chce być sama, że potrzebuje czuć fizyczną obecność kogoś bliskiego. Często więc zamykałam w swoich dłoniach jej pogodną twarz, przypominając sobie wówczas niezliczone chwile z dzieciństwa, gdy to mama opiekowała się mną podczas choroby. Również dla mnie dłonie najbliższej osoby były wówczas synonimem czułości, troski i bezpieczeństwa. Czułam, że niejako oddaję jej to, co sama kiedyś otrzymałam – że spłacam dług miłości.
Mama odeszła spokojnie i bez bólu. Czuwałam przy niej nie tylko ja, ale także cała nasza rodzina. Była szczęśliwa i spokojna, że przebywa wśród kochanych ludzi i przedmiotów i że może umrzeć we własnym domu. Dzisiaj wiemy, że czas opieki nad mamą i jej odchodzenie zostały nam podarowane. I choć nie był to dla nas wszystkich łatwy okres, jesteśmy za niego ogromnie wdzięczni.
Zobacz całą zawartość numeru ►