Ciało i duch

„Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” /Antoine de Saint-Exupéry/ Tak więc malarstwo jest także sztuką tego, co ukryte, nie od razu widoczne i przestrzenią afirmującą (akceptującą) przemijanie, które nie jawi się jako błąd, niedostatek, brak, ale stanowi część tajemnicy ziemskiego bytowania człowieka.

„Mnich nad morzem”

zdjęcie: Caspar David Friedrich

2018-12-03

Widzenie duszą

W sierpniu 2017 roku na łamach „Apostolstwa Chorych” po­święciłem kilka uwag obrazo­wi pt. „Spacer” Marca Chagalla, przywo­łując myśl Caspara Davida Friedricha, że żeby naprawdę widzieć, trzeba zamknąć oczy. W ustach malarza słowa takie mogą budzić zaskoczenie, a jednak… Friedrich, wybitny przedstawiciel dzie­więtnastowiecznego malarstwa niemiec­kiego, romantyk z krwi i kości, malując niezapomniane krajobrazy, traktował je zgodnie z ideą epoki, czyli jako oka­zję do wyrażenia stanu ducha. Dotykał zatem nie tyle tego, co widoczne na zewnątrz, ile tego, co w głębi, co ukry­te, i tym samym często najważniejsze. Oglądając Friedrichowskiego „Mnicha nad morzem”, w istocie stajemy wobec wzniosłości natury, patrząc na marzy­ciela spowitego w światło zachodzące­go słońca i ukrytego w malowniczych ruinach, wnikamy w świat ludzkich fantazji. Widzimy przecież nie tyle człowieka, ile rozmarzenie. W innym obrazie malarza towarzyszymy posta­ciom wpatrzonym we wschód księżyca nad morzem, ale doświadczamy poru­szającego uczestnictwa w nieugaszonej tęsknocie.

Widzieć sercem to więcej, niż wi­dzieć oczami ciała. Tak uważano w wielu kulturach i epokach. Dlatego niewido­mi starcy (a więc ludzie doświadczeni, bogaci w mądrość i sięgający pamięcią głęboko) często traktowani byli jako ci, którzy więcej (bardziej) widzą, patrząc oczami duszy – nie ciała. Tak właśnie Jan Matejko przedstawił wieszczącego wolność Polski Wernyhorę. Dotykamy tutaj spowitej nieprzeniknioną tajem­nicą prawdy o ludzkiej kondycji, która paradoksalnie im słabsza, tym silniej nowe odkrywa możliwości. Wszak w tym wypadku choroba i związane z nią uby­wanie, starość, ślepota, uciążliwe braki pozwalają doświadczyć wartości wcze­śniej nieosiągalnych, stanów ludziom zdrowym i będącym w pełni witalnych sił nieznanych, a zdumiewających. W nich horyzont człowieczeństwa zdaje się jeszcze bardziej intrygującą tajemnicą otwartą ku nieznanemu. A tak nakre­ślonej propozycji spojrzenia dopełniają słowa ks. Józefa Tischnera: „Aby czło­wiek mógł zrozumieć człowieka, musi zdobyć się na uczestnictwo w jego bólu”.

Pochwała ułomności

Tak więc malarstwo jest także sztuką tego, co ukryte, nie od razu widoczne i przestrzenią afirmującą (akceptują­cą) przemijanie, które nie jawi się jako błąd, niedostatek, brak, ale stanowi część tajemnicy ziemskiego bytowania człowieka.

Dawne malarstwo japońskie to wręcz pochwała tego, co ulotne (odkryli to eu­ropejscy impresjoniści). Estetyka Dale­kiego Wschodu zawiera w sobie zdol­ność wolnego od rozpaczy pochylania się nad niedoskonałością i kruchością, nad tym zatem, co często pomijane lub bagatelizowane, a najbardziej ludzkie. Zwiędłe kwiaty to w kulturze japońskiej nadal piękno, kolejny i ważny etap ist­nienia. Przemysław Trzeciak w książce „Powieki Bodhidharmy. Sztuka her­baty dawnych Chin i Japonii” pisał: „Wschód ceni formę otwartą, niedo­skonałość i nietrwałość, nieregular­ność, spontaniczność i subiektywność. Odnajduje najwyższe piękno w tym, co niewykończone, niedojrzałe, ułomne, zdegradowane”.

Kształt rzeczy

Z kolei odwracający się od impre­sjonistów kubiści pierwszych dekad XX wieku zaproponowali, by nie tyle malo­wać tak, jak ci pierwsi, to, co widać tu i teraz, ile raczej, to, co wiadomo. A co wiemy o człowieku czy innym prze­strzennym i widzialnym bycie? Przede wszystkim to, że są rzeczywistościami wielowymiarowymi w przeciwieństwie do obrazu mającego tylko dwa wymiary. Jak może zatem wyglądać przedmiot widziany ze wszystkich stron naraz i umieszczony na płaskiej powierzchni płótna? Zerknijmy na obrazy (zwłasz­cza te powstające od 1907 roku) Pabla Picassa albo Georges’a Braque’a. Wielu nieobeznanym bliżej ze sztuką XX wie­ku malarstwu temu nie ufa, tłumacząc lęk przed nim niemożnością zrozumie­nia tak realizowanej kreacji malarskiej i przełamywania dotychczasowej este­tyki. Jednak Picasso uspokaja… Czyż rozumiemy piękny śpiew ptaka? Czyż zastanawiamy się, dlaczego zachwyca? Nie, a przecież mimo że nie rozumiemy, rozpływamy się nad jego urodą. Rzecz w tym, że kubizm nie jest ani kłam­stwem, ani błędem. To wybór. Wybitny polski kolorysta Józef Czapski zacytował w jednym ze swoich artykułów chiń­skie przysłowie: „Sztuka stwarza coś, co jest ponad kształtem rzeczy, chociaż jej znaczenie polega na tym, by zachować kształt rzeczy”, a parafrazując Cypriana Norwida – dodajmy od siebie – „piękno jest kształtem miłości”.

Wspominałem o kwestii odwra­cania uwagi od tego, co zewnętrzne, niedawno na łamach „Apostolstwa Chorych”, przywołując rozmowę abpa Andrzeja Szeptyckiego z ks. prof. Kon­stantym Michalskim o obrazie „Ecce Homo” Adama Chmielowskiego (Brata Alberta): „Niech ksiądz patrzy! Niech ksiądz patrzy! To przecież nowy genial­ny sposób przedstawiania Serca Pana Jezusa. Picasso czasem zniekształcał jakieś w budowie anatomicznej szcze­góły człowieka, kiedy chciał wydobyć na wierzch niedostępny dla innych szczegół duszy. Brat Albert zdeformował trochę ramię Chrystusa, lecz co z tego wyni­kło? Czerwona chlamida opada z ramion tak, że zarysowuje na ubiczowanej piersi Chrystusa olbrzymie serce. Cały Chry­stus zamienia się w serce”. W rzeczy samej, jest to możliwe. Jak powiedział Salvador Dali: „Malarz to nie ten, kto jest natchniony, lecz ten, kto jest w stanie natchnąć innych”.

Fakty (do których tak bardzo jeste­śmy przywiązani) same w sobie także nie prowadzą do prawdy. Czyż nie nimi wła­śnie najłatwiej manipulować… Spojrzeć wystarczy na fundamentalne dla kul­tury europejskiej dziedzictwo greckiej mitologii. W całej jej nieogarnionej spuściźnie, we wszystkich niesionych przez nią mitach i opowieściach nic nie opiera się na tradycyjnie rozumianych faktach, czasem jedynie ich dalekie echa tu i ówdzie wybrzmiewają, a przecież to właśnie mity greckie są niewyczerpanym rezerwuarem najgłębszej prawdy o czło­wieku. Jedno z częściej cytowanych zdań Alberta Einsteina brzmi: „Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona”. Wyobraźnia nie tylko sięga znacznie dalej, ale także konstytuuje świat zarówno nauki, jak i sztuki, ma zasadniczy wpływ na jakość życia człowieka w każdym jego wymia­rze, oswajając malarstwo, zwłaszcza to, które pozornie odbiega od dosłowności, anatomii, faktu, tradycyjnie rozumianej perspektywy, a zarazem dotyka istoty rzeczy i oznacza otwarcie nowych moż­liwości w relacji człowieka ze sztuką.

Owa niewidoczność stanowiąca głębię prawdy jest wbrew pozorom częstym pragnieniem człowieka, intu­icyjnie wyczuwającego, że zewnętrz­ność bywa niejednokrotnie mylącą zasłoną, niczym – jak wielokrotnie tego doświadczamy – uwodzicielsko ładne opakowanie pozbawionych wartości towarów w sklepach. Jeszcze bardziej doskwiera, gdy patrząc na człowieka przez pryzmat jego zewnętrznej, przemi­jalnej urody, nie dostrzegamy tej, która jest najistotniejsza i zamieszkuje także w ciele niedoskonałym.

Miłości nie trzeba poprawiać

Jakże mocno wybrzmiewa to ostat­nie stwierdzenie w obrazie Domenica Ghirlandaio „Starzec z dzieckiem” (Sta­rzec z wnukiem) z końca XV wieku. Dzieło tonie wśród niezliczonych ob­razów zdobiących ściany Luwru, przez niewielu w gruncie rzeczy podziwiane, a to przecież perła „ukryta” na widoku przed spieszącymi się ku „Mona Lizie” Leonarda.

Ghirlandaio nie był geniuszem. Da­leko mu do Rafaela czy będącego jego uczniem Michała Anioła (który zresztą nauczyciela nie cenił). Otoczony tabu­nem pomocników, cieszący się powo­dzeniem, właściwie bardziej zawiadowca potężnej malarskiej manufaktury, ani­żeli artystyczna osobowość. Niewielu zwraca uwagę na zdominowane geniu­szem Michała Anioła freski Ghirlanda­io w Kaplicy Sykstyńskiej. Więcej już podziwia jego (czy też jego pracowni) dzieła we florenckich kościołach Santa Trinita i Santa Maria Novella. A prze­cież raz jeden wzniósł się Ghirlandaio na wyżyny geniuszu, malując właśnie „Starca z dzieckiem”. Na jednym ze spotkań z dziećmi mającymi ok. 6-8 lat zapytałem kiedyś, czy wiedzą, co to takiego Photoshop. Oczywiście wiedzia­ły. Usłyszałem, że to taki komputerowy sposób na upiększenie tego, co nieładne albo niedoskonale. Na przykład, by na zdjęciu nie było blizny albo zmarszczek, albo by fotografowana osoba wyglądała szczuplej, albo na młodszą, niż jest, albo by miała bardziej niebieskie oczy, niż w rzeczywistości, albo gęstsze włosy itd. Zapytałem wtedy: „To jak sądzicie, dlaczego malarz nie namalował nieco ładniejszego nosa panu z tego obrazu (wszak, chociaż bez komputera, stoso­wali ówcześni artyści często na wyraźne życzenie zamawiających obrazy coś, co dziś nazwalibyśmy Photoshopem, po­prawiając urodę, redukując defekty)? Ta część twarzy mężczyzny wyraźnie jest zniekształcona jakąś chorobą”. Las rąk w górę. Wskazuję jedną z dziewczy­nek. Odpowiada i trafia w sedno: „…bo miłości nie trzeba poprawiać”. Tak, bo miłość niezależna jest od przemijania, od zewnętrznej urody. Nie kończy się, gdy zaczynamy się starzeć bądź choro­wać, bo miłość z tego obrazu jest czystą afirmacją nieskończoności, a sam ob­raz – epifanią (objawieniem) miłości. A to, co najważniejsze, właściwie nie zostało namalowane. Choć tak czytelne. To ta „elektryczność” w spojrzeniach chłopca i starca, owa utkana z miłości niewidoczna, a najpiękniejsza struna powietrza. I jeszcze do tego jedyność dotyku, pragnienie czułości i ogrom­na jej potrzeba. Prawda o kochaniu, prawda o utracie jako trudnej sztuce życia i umierania, prawda o bólu od­chodzenia i o sensie życia kogoś, kto kocha. Pisałem już o tym przy okazji rozważań nad innym, odrobinę tylko starszym arcydziełem renesansu, ob­razem Andrei Mantegni „Madonna ze śpiącym dzieciątkiem”.

Ani starzec, ani dziecko nie wy­powiadają na obrazie Ghirlandaio żadnego słowa ustami. Wszak tak jak widzieć można najczystsze światło, nie patrząc oczami ciała, tak można ogłaszać wszechmoc miłości, nie otwierając ust.


Zobacz całą zawartość numeru

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2018nr11, Rozmaitości, Teksty polecane

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024