Bóg doskonale szczęśliwy

Chyba nie ma takiej osoby, która nie chciałaby być szczęśliwa. Marzymy o chwilach beztroski, błogostanu, wolności od codziennych utrapień. Możliwość przeżywania doczesności bez różnych większych i mniejszych krzyży wydaje się nam cudownym ideałem, którego w pełni nigdy nie zdołamy w tym życiu osiągnąć. Wzdychamy więc za owym ideałem – zwłaszcza wtedy, gdy życie boleśnie dotyka nas chorobą lub cierpieniem. A jednak w głębi tego rodzaju myślenia kryje się pewna pułapka. Mianowicie psychiczny i fizyczny dobrostan, którego tak bardzo pragniemy, wcale nie musi oznaczać szczęścia. Co więcej, nie trudno wskazać przykłady wielu ludzi – aktorów, sportowców, biznesmenów, bogaczy – którym w życiu niczego nie brakowało, a jednak okazywali się głęboko nieszczęśliwi. Czym zatem jest szczęście i czy możemy je w tym życiu osiągnąć?

zdjęcie: pixabay.com

2021-10-05

Chyba nie ma takiej osoby, która nie chciałaby być szczęśliwa. Marzymy o chwilach beztroski, błogostanu, wolności od codziennych utrapień. Możliwość przeżywania doczesności bez różnych większych i mniejszych krzyży wydaje się nam cudownym ideałem, którego w pełni nigdy nie zdołamy w tym życiu osiągnąć. Wzdychamy więc za owym ideałem – zwłaszcza wtedy, gdy życie boleśnie dotyka nas chorobą lub cierpieniem. A jednak w głębi tego rodzaju myślenia kryje się pewna pułapka. Mianowicie psychiczny i fizyczny dobrostan, którego tak bardzo pragniemy, wcale nie musi oznaczać szczęścia. Co więcej, nie trudno wskazać przykłady wielu ludzi – aktorów, sportowców, biznesmenów, bogaczy – którym w życiu niczego nie brakowało, a jednak okazywali się głęboko nieszczęśliwi. Czym zatem jest szczęście i czy możemy je w tym życiu osiągnąć?

Podstawowy błąd, który popełniamy w naszym dążeniu do szczęścia, opiera się na próbie utożsamienia go ze strefą życiowego komfortu, którą ze wszystkich sił budujemy sobie za pomocą naszych naturalnych zasobów i kompetencji. Współczesny człowiek tak bardzo skupiony jest na swoim dobrym samopoczuciu, że ogromną ilość czasu i energii poświęca na jego stworzenie i pielęgnowanie. Chcemy czuć się dobrze psychicznie, pragniemy żyć w przyjemnym stanie fizycznym, dlatego dbamy o nasze emocje i ciało. Oczywiście, samo w sobie nie jest to niczym złym – przeciwnie, to nawet obowiązek każdego człowieka, a tym bardziej chrześcijanina. Dbałość o sferę psychiczną i fizyczną jest przejawem właściwie rozumianego miłowania siebie, do którego przecież zachęca nas Pismo święte. Co więcej, jeśli nie kochamy siebie, jeśli nie czujemy się z sobą dobrze, negatywnym sposobem przeżywania własnego „ja” obciążamy innych. W konsekwencji, zamiast być dla bliźniego pomocą i wsparciem, często przenosimy na niego nasz negatywny sposób przeżywania siebie i świata. Problem jednak w tym, że dbanie o siebie i swoje dobre samopoczucie nie może być celem samym w sobie. Jest nam raczej potrzebne do tego, żeby dobrze i konstruktywnie przeżyć czas, który tu na ziemi dany jest nam do dyspozycji, orientując się przede wszystkim na cel ostateczny. W rzeczywistości bowiem to wieczność z Bogiem powinna być największym pragnieniem chrześcijanina. Tymczasem współczesny człowiek zapomina o wieczności. Żyjemy więc całkowicie pochłonięci naszą codziennością, zdeterminowani, aby zapewnić sobie w niej jak największą wygodę i komfort. Nasze pragnienie szczęścia tak bardzo skupia się na budowaniu dobrego samopoczucia, że nie potrafimy już przeżywać naszej codzienności inaczej, jak tylko w perspektywie mniejszych i większych przyjemności, za którymi uganiamy się przez sporą cześć naszego życia. Kryzys przychodzi zazwyczaj wtedy, gdy okazuje się, że w tym życiu wydarza się coś, czego tak intensywnie budowana strefa komfortu nie jest w stanie przykryć ani zaspokoić. Doświadczenie choroby, cierpienia, lęku czy porzucenia powoduje, że nasz dobrostan się rozpada, znika gdzieś złudzenie szczęścia, a do głosu dochodzą fundamentalne pytania: Czym w ogóle jest szczęście? Czy w tym życiu możemy być szczęśliwi? Co na to Pan Bóg?

Szczęście jest boskie

Właściwe przeżywanie szczęścia niewątpliwie utrudnia nam fałszywy obraz Boga – myślenie o Nim, jako o kimś surowym i wymagającym, kto przede wszystkim chce nas rozliczać z naszych grzechów. Trudno nam wyobrazić sobie, żeby ten groźny Bóg zajmował się naszym szczęściem. Owszem, mówimy sobie, że zależy Mu na nas i że chce nas doprowadzić do ostatecznej szczęśliwości. Jednak ta wieczna perspektywa życia z Nim jakoś niespecjalnie do nas przemawia. Skupiamy się więc raczej na doczesności, a kwestię życia po śmierci odsuwamy od siebie najdalej, jak to tylko możliwe. Oczywiście, w takim myśleniu o Bogu kryje się wiele błędów. Po pierwsze, błędny, nieprawdziwy obraz surowego Boga. Po drugie, przekonanie, że szczęście z Bogiem to coś nieatrakcyjnego, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak rozmaite doczesne przyjemności. Tymczasem nauczanie Kościoła mówi nam coś zgoła przeciwnego. Jeśli weźmiemy do ręki Katechizm Kościoła Katolickiego, już w pierwszym punkcie – jakby na wstępie do całej katolickiej doktryny – znajdziemy następujące słowa: „Bóg nieskończenie doskonały i szczęśliwy zamysłem czystej dobroci, w sposób całkowicie wolny, stworzył człowieka, by uczynić go uczestnikiem swego szczęśliwego życia” (KKK 1). To niezwykłe i poruszające słowa. Okazuje się bowiem, że wbrew naszym błędnym wyobrażeniom, Bóg w swej doskonałości pozostaje niezmiernie szczęśliwy i właśnie w taki sposób – już na wstępie do wykładu całej nauki – ukazuje nam Go Kościół. Zastanawiające jest to, że spośród wszystkich niezwykłych przymiotów Boga zostają wybrane właśnie te dwa – doskonałość i szczęście. Co to oznacza? Między innymi, że w Bogu swoją pełnię znajduje to, za czym my tu, w doczesności, w mniej lub bardziej świadomy sposób tęsknimy. Chcielibyśmy doskonałego szczęścia, a Bóg doskonałość i szczęście posiada w najwyższym stopniu jako przymioty, które utożsamiają się z Jego naturą. Właściwie moglibyśmy powiedzieć o Nim, że nie tylko jest szczęśliwy, ale że cały jest najwyższym, niewyobrażalnym, doskonałym szczęściem. Jego szczęście nie wykazuje braków, nie jest doraźną emocją, która miałaby przykrywać egzystencjalną pustkę, niemoc lub samotność. Jego szczęście to nie ulotny dobrostan, o który cały czas trzeba zabiegać, drżąc o to, że piękne chwile szybko przeminą i nieuchronnie dopadnie nas szara, smutna rzeczywistość. W Bogu nie ma niczego z takiej negatywności. Co więcej – Katechizm Kościoła Katolickiego przekonuje nas, że to boskie szczęście ma stać się również naszym udziałem. To niezwykle ważne. Często wydaje się nam, że jesteśmy na tym świecie dla jakiegoś Bożego „interesu” – żeby Stwórcę chwalić, żeby mógł odbierać od nas należną sobie cześć, żebyśmy byli mu posłuszni i wypełniając Jego polecenia, potwierdzali w ten sposób Jego dominację i prymat. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że Bóg, powołując nas do istnienia nie ma w tym żadnego interesu. Nasze dobre postępowanie niczego nie doda do Jego chwały, a nasze uwielbienie nie powiększy Bożego szczęścia. To wszystko jest potrzebne bardziej nam niż Bogu – żebyśmy mogli lepiej otwierać się na Jego miłość i przeżywać w swoim życiu Jego obecność. A jaki jest zamysł Boga? Katechizm mówi o tym wyraźnie: w sposób zupełnie bezinteresowny, powodowany czystym zamysłem swojej dobroci, chce On podzielić się z nami swoim szczęściem – uczynić nas dziedzicami swego szczęśliwego życia. Ta niewiarygodna i niewyobrażalna dla nas perspektywa oznacza coś tak niebywale wzniosłego i wspaniałego, czego nie jesteśmy sobie w stanie w najmniejszym stopniu wyobrazić ani uzmysłowić w oparciu o najbardziej nawet wyrafinowane techniki czy porównania. Szczęście, które proponuje nam Bóg, nieskończenie przerasta jakikolwiek ziemski dobrostan. Nasze doczesne starania i doraźne poszukiwanie przyjemności w najmniejszym stopniu nie przystają do tego, czego pragnie dla nas Bóg, stwarzając nas i prowadząc przez życie mocną ręką i wyciągniętym ramieniem – oczywiście, jeśli Mu na to pozwolimy. Właściwie, wobec ogromu tego, co pragnie ofiarować nam Bóg, jedno tylko można powiedzieć: rzeczywiście, szczęście jest boskie.

Powołani do szczęścia

Bycie dziedzicami szczęśliwego życia Boga – bo w świetle katechizmowego nauczania nimi właśnie jesteśmy – wskazuje, że w zamyśle Boga szczęście nie ma być dodatkiem do naszej egzystencji, ale czymś zdecydowanie istotniejszym. Można nawet powiedzieć, że szczęście jest naszym powołaniem. Bóg powołuje nas do szczęśliwego życia – do uczestnictwa w swej naturze – które pełnię osiągnie właśnie w wieczności. Co to w praktyce oznacza? Przede wszystkim, że jako chrześcijanie powinniśmy częściej z nadzieją patrzeć w przyszłość, mając świadomość, że moment śmierci, do którego wszyscy zmierzamy, nie jest dla nas kresem, ale początkiem prawdziwej i dużo wspanialszej egzystencji. Oczywiście, wszyscy niby to wiemy, a jednak w naszym sposobie przeżywania wiary i relacji z Bogiem zbyt mało myślimy o wieczności i zazwyczaj w ogóle za nią nie tęsknimy. Tymczasem świadectwa życia wielu świętych pokazują, że ich najgłębszym pragnieniem było jak najszybciej zjednoczyć się z Bogiem – już na zawsze. Jeśli dobrze przemyślimy ich postawę, może stać się ona dla nas cenną wskazówką i bardzo ważną lekcją – zwłaszcza w sytuacji, gdy doświadczamy rozmaitych chorób i życiowych trudności. Świadomość naszego powołania do szczęścia i wiara w to, że jesteśmy jego dziedzicami, pozwalają nam pełniej spojrzeć na naszą doczesność i z większym spokojem oraz pogodą ducha mierzyć się z rozmaitymi trudnościami dnia codziennego. Gdy człowiek przeżywa to, co go spotyka, z perspektywy doświadczanego akurat bólu, cierpienia i samotności, bardzo trudno mu oprzeć na czymkolwiek swoją nadzieję. Jeśli jednak myśli najpierw o niebie i z tej perspektywy odczytuje to, czego doświadcza – nawet chorobę, smutek i zniechęcenie – zdecydowanie więcej w nim pokoju i światła. W konsekwencji okazuje się, że nawet wtedy, gdy brakuje mu psychicznego lub fizycznego dobrostanu, gdy kroczy w rozmaitych ciemnościach, zmagając się z poważnymi trudnościami lub z zagrożeniem życia, może zachować wewnętrzną radość. Ona właśnie – pełna pokoju i stabilności – jest nie tylko znakiem Bożej obecności w naszym życiu, ale również przejawem szczęścia. Ostatecznie chodzi bowiem o głębokie poczucie tego, że również w naszej doczesności, gdy idziemy w dobrym kierunku z Bogiem, możemy cieszyć się duchowym pokojem, poczuciem bezpieczeństwa, troski i miłującej opieki Tego, który nieustannie nad nami czuwa, nie nudzi się naszym towarzystwem, nie miewa słabszych dni, humorów czy rozmaitych frustracji, a przede wszystkim – nigdy nas nie zostawi, prowadząc nas ku pełni życia. Czy ta zrodzona z wiary pewność nie wprowadza nas w doświadczenie szczęścia? Rodzi się ono w sercu człowieka niezależnie od jego egzystencjalnej sytuacji – zawsze wtedy, gdy otwiera się on na nadzieję wiecznego życia z Bogiem. Wtedy właśnie szczęście staje się nie tylko odległym celem, ale także czymś bardzo konkretnym, co w pewnym aspekcie możemy przeżywać już teraz, w naszej codzienności.

Szczęście to nie tylko wieczność

Jaki płynie z tego wniosek? Przede wszystkim, że na prawdziwe szczęście nie trzeba w nieskończoność czekać – że nie jest ono uzależnione od przekroczenia granicy śmierci. Owszem, po drugiej stronie życia doświadczymy go w pełni. Trzeba jednak pamiętać, że nasze życie doczesne wcale nie musi być go pozbawione – nawet, jeśli dotknięte jest rozmaitymi trudnościami i cierpieniami. Prawda o Bożej bliskości – o tym, że Jego obecność nieustannie nam towarzyszy i że nie jesteśmy jej pozbawieni nawet w chorobie – ma moc głęboko przemienić nasze życie. Może ono stać się świadectwem dla innych – zwłaszcza dla tych, którzy spotykając na swej drodze chorego i cierpiącego człowieka, nie potrafią wyjść ze zdumienia na widok bijącej od niego radości. I rzeczywiście, człowiek, który doświadczył miłującej bliskości Boga w swoim życiu i trwa w nadziei na ostateczne spotkanie z Nim w niebie, już teraz przebywa jakby w innym świecie. I choć wydaje się to paradoksalne, a nawet po ludzku niemożliwe, gdy głęboko cierpiąca, dotknięta bólem i chorobą osoba jednoczy swą kondycję z Bogiem i w Nim składa całą swą nadzieję, może być bardziej szczęśliwa od tego, kto cieszy się zewnętrznym dobrostanem, lecz w swym wnętrzu doznaje wielkiego zamętu i zagubienia. Nic w tym dziwnego. Prawdziwe szczęście to nie tylko wieczność, ale również owoc życia z Bogiem w codzienności. To dobrze, jeśli nasza doczesność daje nam wiele zwykłej przyjemności, jeśli zdrowo się trzymamy, a poszczególne dni oszczędzają nam poważniejszych przykrości. Pamiętajmy jednak, że nawet wtedy, gdy wszystko nam się po ludzku rozpada, gdy tracimy poczucie bezpieczeństwa i doczesnej stabilności, Bóg nigdy nie pozostawia nas samymi i nie dopuszcza niczego ponad miarę naszej wytrzymałości. Jeśli autentycznie tęsknimy za Jego obecnością, szukając jej w modlitwie, sakramentach, liturgii i w całym duchowym bogactwie Kościoła, nie tylko znajdziemy ukojenie i wsparcie, ale także nadprzyrodzone światło, które sprawia, że nasze życie staje się pełniejsze i bogatsze – po prostu autentycznie szczęśliwe. Sprawdza się tu fundamentalna prawda naszego życia w wierze: niebo to nie miejsce, do którego dopiero zmierzamy, ale stan, w którym po części już uczestniczymy. W końcu szczęśliwe życie z Bogiem, choć swą pełnię znajduje w wieczności – zaczyna się w drobiazgach naszej codzienności.


Zobacz całą zawartość numeru ►

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2021nr08, Z cyklu:, Modlitwy czas

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 23.11.2024