Was jest dwóch!
2021-10-26
Biorę do ręki (z przegródki w kancelarii) zaległy numer kwartalnika poświęconego formacji kapłańskiej „Pastores”. Zamówiony dla mnie: lato 2020, temat numeru: Śmierć parafii. Zaczyna się ciekawie. Skończyłem poranny obchód szpitala na ul. Strzelców. Przeglądam tytuły, autorów tekstów, natrafiam na wywiad Franciszka Kucharczaka z ks. Krzysztofem Tabathem, wieloletnim duszpasterzem służby zdrowia archidiecezji katowickiej oraz kapelanem Górnośląskiego Centrum Medycznego im. prof. Leszka Gieca w Katowicach-Ochojcu. Nieustannie szukam mistrzów. Ksiądz Krzysztof jest dla mnie jednym z nich. Kończę lekturę artykułu pt. „Ochrzcić cierpienie Ewangelią”. Czytam myśli kogoś, dla którego chorzy i personel medyczny byli wszystkim. Zachwycam się wypowiedziami, stawianymi tezami, odważnymi spostrzeżeniami. Natrafiam na słowa umieszczone na ostatniej stronie: „Jak wygląda duszpasterstwo chorych w sytuacji pandemii koronawirusa?” – pyta Franciszek Kucharczak. „Praktycznie się do nich nie chodzi. Pozostaje modlić się. Chodzi o ochronę przed roznoszeniem wirusa. Takie są zarządzenia. Ale jeśli będzie wezwanie, oczywiście pójdę, nawet jeśli wiązać się to będzie z narażeniem zdrowia i życia. W przypadku umierających sprawa jest bezdyskusyjna – mam obowiązek pójść i pójdę. Nie można pozbawić umierającego człowieka możliwości spotkania z Chrystusem” – pada odpowiedź . Dziś, kiedy statystyki podają kilkanaście tysięcy zakażeń koronawirusem dziennie, słowa te są bardzo ważne.
We wtorek, 28 lipca 2020 roku, odebrałem dekret rezydenta parafii św. Jadwigi Śląskiej, z mianowaniem mnie kapelanem dwóch szpitali: Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej Szpitala im. dr. A. Mielęckiego oraz Chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii im. dr. E. Hankego. Obydwa szpitale wchodzą w skład Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie. Moim marzeniem jako kapelana duszpasterstwa służby zdrowia archidiecezji katowickiej była stała obecność wśród chorych i personelu medycznego. Po odebraniu dekretu, w głowie pojawiły się jednak także wątpliwości, na usta cisnęły się ważne pytania: jak będzie wyglądała moja posługa w czasie pandemii koronawirusa, kiedy wszelkie działania kapelana są częściowo bądź całkowicie ograniczone?
Nie czekałem na moment rozpoczęcia mojej misji. Zresztą, szpital jest taką jednostką, że pewne działania muszą zostać podjęte wcześniej. Kapelan wraz z podpisaniem umowy, staje się pracownikiem szpitala. Posługa ta więc wymaga wcześniejszego przygotowania. Zacząłem od spotkania z panem dyrektorem, dr. Jerzym Szafranowiczem. Poprosiłem, aby spotkanie zaaranżowała prezes chorzowskiego hospicjum, Barbara Kopczyńska (hospicjum chorzowskie było przez pięć lat miejscem mojej wcześniejszej posługi). To „wprowadzenie” było bardzo ważne. Każdy, także dyrekcja, chce mieć pewność, że osoba pracująca w szpitalu będzie się znała na rzeczy. Rozmowa z dyrekcją szpitala była zatem bardzo potrzebna. Podczas niej podjęliśmy także temat „odmrażania” szpitala. Dyrektor wykazał wolę powrotu kapelana na oddziały, jeszcze w sierpniu wyznaczył terminy spotkań z ordynatorami i oddziałowymi pielęgniarkami, zarówno w szpitalu dziecięcym (na ul. Truchana), jak i dla dorosłych (na ul. Strzelców). Podczas nich opowiedziałem o moim doświadczeniu kapłaństwa, o dotychczasowych parafiach, rozdałem wcześniej przygotowane wizytówki ze służbowym i prywatnym numerem telefonu. Wykorzystałem też ten moment do przedstawienia funkcjonowania duszpasterza służby zdrowia archidiecezji katowickiej: przedstawiłem roczny plan pracy, zaprosiłem na spotkania formacyjne, które odbywają się w czwarte środy miesiąca przy ul. Mariackiej w Katowicach. Był także czas na wymianę spostrzeżeń – opowiedziano mi o działalności poszczególnych oddziałów, przedstawiono potrzeby pacjentów, na które może odpowiedzieć kapelan szpitala. Zostałem również oprowadzony po budynkach szpitala, zarówno przez mojego poprzednika, ks. kapelana Zbigniewa Stalmacha, jak i przez panią Bożenę, przełożoną wszystkich pielęgniarek oddziałowych. Co ważne, podczas szpitalnych obchodów (na oddziałach niedotkniętych pandemią koronawirusa), zapewniono mi także dostęp do odzieży ochronnej: fartuchów, masek, rękawiczek, przyłbic. Przejęcie posługi kapelana wymaga też wielu formalności: wcześniejszego skontaktowania się z medycyną pracy, odbycia szkolenia BHP, kursu pożarniczego, zaliczenia testu z ochrony danych osobowych, uzupełnienia karty obiegowej itd.
Nadszedł w końcu pierwszy dzień porannego obchodu chorych. Nie ukrywam, że zadawałem sobie pytanie, jak będzie on przebiegał. Najpierw musiałem nauczyć się sposobu ubierania fartucha i obowiązujących zasad bezpieczeństwa (zmiany rękawiczek, zakładania przyłbicy na oddziale hematologii, pamiętania o dezynfekcji rąk itd.). Dziś już nie mam z tym wszystkim problemu. Pierwszy obchód po czasie wielomiesięcznej przerwy spotkał się z entuzjazmem: „ksiądz idzie!”, „po tylu miesiącach, Komunia święta!”, „jak bardzo nam brakowało Jezusa”. Witali mnie jak kogoś, kto po wojnie wrócił z frontu. To było niesamowite doświadczenie, pokazało mi pragnienie Komunii świętej i konieczność jej udzielania ludziom chorym. Zresztą jest ona także lekarstwem, na co niejednokrotnie zwrócił mi uwagę personel medyczny. Po otwarciu oddziału geriatrycznego jako nowy kapelan miałem problem z wprowadzeniem kodu do jego wejścia. Przemknęła mi więc myśl, że może dostęp do oddziału jest nadal ograniczony. Pominąłem więc ten oddział w moim porannym obchodzie, a członkowie personelu zaczęli sami mnie wypytywać: „dlaczego ksiądz do nas nie przychodzi?”, „chorzy już czekają na księdza”. W czasie pandemii bliscy chorych mają zakaz odwiedzin, kapelan jest więc nierzadko ich jedynym gościem.
Jeszcze przypomina mi się inna historia… Po kilku dniach mojej posługi, podczas obchodu na oddziale hematologii (oddział z chorymi o podwyższonej podatności na infekcje), zostałem zaproszony do gabinetu ordynatora. W głowie miałem już czarne myśli, że może coś źle zrobiłem albo ktoś został zakażony. Ordynator w rozmowie zwrócił mi uwagę na to, jak ważna dla chorych jest posługa kapelana, ale też poprosił o zakładanie – oprócz maski – przyłbicy. Zobowiązał pielęgniarki, aby zawsze była ona przygotowana, jak wchodzę na odział. I rzeczywiście tak jest.
W szpitalu staram się być także w miarę możliwości popołudniami. Poranny obchód jest niezwykle ważny (zazwyczaj odbywa się on od godz. 6.00 do 8.00). Rozdzielam wtedy Komunię świętą i udzielam sakramentu chorych. Zdarza się, że trzeba kogoś zaopatrzyć w ciężkim stanie, czy kilkadziesiąt minut przed zabiegiem. Chorzy i ich bliscy potrzebują jednak czasu również na dłuższe rozmowy i spowiedzi. Czasem jestem łącznikiem między rodziną a chorym, podejmuję różnego rodzaju mediacje.
Obecność kapelana jest także ważna dla personelu. Umęczone twarze pielęgniarek potrzebują dobrego słowa. Dlatego czasem stawiam dobry kołocz w dyżurce. To okazja do rozmów, osobistego kontaktu, do rozładowania napięć i emocji. I wśród personelu medycznego zdarzają się spowiedzi, prośby o wsparcie duchowe. Z zabawnych scen przypomina mi się natomiast jedna. Przy wchodzeniu na oddział, z uprzejmości, robię w drzwiach miejsce pielęgniarkom. Te jednak nie odpuszczają i wypowiadają reprymendę: „ksiądz pierwszy, Was jest dwóch!”. Rzeczywiście tak jest. Czasem o tym zapominam. Prawda jest taka, że nigdy nie chodzę sam, zawsze jest ze mną Jezus
Zobacz całą zawartość numeru ►