Smaki wiosny

Radość wynikającą z tego, że mamy wiosenne dni można mnożyć. Wystarczy, że oprócz sytuacji, gdy cieszymy się słońcem, wiosenną mżawką, czy wspaniałym wiosennym spacerem, dostarczymy sobie również przyjemności skosztowania wiosny podniebieniem. Będzie to nie tylko przyjemne i ożywcze, ale również zdrowe działanie.

zdjęcie: pixabay.com

2022-05-02

Brzozy są wyjątkowe. Ta biel pnia, która rozjaśnia niejedną leśną ścieżkę jest urocza, a jeszcze kiedy pośród zieloności trawy wyłaniają się wśród brzóz kapelusze muchomorów czerwonych, wówczas mamy już iście bajkowy świat. Ale nie dlatego o brzozie. Przyczynkiem do tych rozważań jest sok z brzozy. Zawsze uśmiecham się, gdy przypominam sobie pewnego pasjonata przyrody, który przekonywał mnie, że skoro mam brzozy w zasięgu ręki to powinnam na wiosnę koniecznie pójść do lasu z wiertarką, na pewnej wysokości wywiercić niewielki otworek w pniu, wstawić rureczkę i  uciągnąć na dobę nawet z dwa litry soku. Tak przez dwa trzy dni, a potem zasklepić otworek, by drzewku się nic nie stało i pić ów sok. Przyznam, że na to nigdy się nie zdobyłam, nie podaję też owych tajemnych wymiarów jakie powinno mieć drzewo, bo nie umiem sobie wyobrazić okaleczania tak cudnego pnia. Ale że sok z brzozy jest zdrowy, oczywiście ten pozyskany wiosną – w to nie wątpię. Jest tam witamina C, witaminy z grupy B, a także wapń, żelazo, magnez i potas. A to wszystko po wyczerpującej zimie daje nam nadzieję na odbudowę zmęczonego organizmu, podniesienie odporności, uchroni przed wirusami i bakteriami.

Wiosna wraz z pierwszymi kwitnieniami przypomina mi, że zaczyna się sezon pracy i zbierania do słoików witamin i zapachów, które wypełnią nasz dom podczas szarugi jesiennej. Na początek kwiaty bzu białego. Bez wątpienia jedna z większych radości wiosennych, bo można dostrzec ją gołym okiem nawet z okien samochodu. Bzu jest wszędzie pełno i co piękne w kwiatach, dużo łatwiej ich baldachy zauważyć na wiosnę, kiedy bieleją pośród morza zieleni, niż jesienią, kiedy chcielibyśmy zebrać równie cenne owoce. Ja zbieram kwiaty i robię z nich syrop. Oczywiście udręką jest znalezienie takich krzewów, które rosłyby na pięknej łące równo przyciętej trawy. Raz widziałam takie krzewy, gdy wracałam z góry św. Anny. Ktoś pięknie zadbał o przydrożny trakt, ale niestety rosły przy drodze, gdzie mnóstwo spalin, więc spisałam go na straty. Ponieważ krzew ten kocha tereny ruderalne i sąsiedztwo cieków wodnych, dostępu do jego kwiatów bronią na ogół: poszycie obfitujące w pokrzywy, chaszcze i żmije. Dlatego po bez biały wybieram się jak na wyprawę, podczas której mam pokonać smoka. Wysokie buty, szczelne ubranie i najlepiej jakaś maczeta, która da radę ściąć wszystkie gęste zarośla i chaszcze. Kwiaty trzeba zrywać ostrożnie, by nie utracić cennego pyłku. A po co ten cały trud? Po pierwsze jeszcze tego samego dnia można baldachy kwiatowe zanurzyć w cieście naleśnikowym. Nie może nie smakować. Po drugie można zrobić wspaniały syrop, który posłuży jako dodatek do herbaty, jako wspaniały rozcieńczony sok do obiadu, a wreszcie i najważniejsze, jako syrop w okresach przeziębień. Działa bowiem wykrztuśnie, przeciwzapalnie i napotnie, zwalcza infekcje i łagodzi dolegliwości w gorączce.

Bzu białego szukam co roku na nowo, bo bardzo często pada ofiarą piły, czy sekatora. No cóż nie jest to zbyt piękny krzew, więc często jest wycinany. Kiedyś szukając bzu, weszłam na niemal polną drogę, która na ogromnej swej długości cieszyła wzrok białymi kwiatami akacji, a zapach wokół był obłędny. Pomyślałam, że skoro nie ma bzu, to może akacje... Poszperałam w informacjach na różnych portalach, zdobyłam potrzebną wiedzę, która obfitowała w stwierdzenia: „pomaga w leczeniu układu pokarmowego, działa moczopędnie, poprawia apetyt”. Choć nie narzekam na brak apetytu, to zapachem akacji dałam się oczarować i włożyłam do słoików. Wspaniale pachniała herbata akacjowa o zimowym poranku, a w pamięci do dziś pozostała ta bajecznie akacjowo biała droga, którą nigdy nie dotarłam do końca. Jest jedna rzecz, która cieniem kładzie się na akcji, tylko jej płatki są jadalne. Zresztą podobnie jest z owocami bzu czarnego, które w stanie surowym mogą nam porządnie zaszkodzić.

Zapachy i dźwięki wiosny są niesamowite! Jeśli nawet nie zauważymy, że pora zbierać jakieś dobra przyrody, to jej mieszkańcy nam o tym przypomną. Tak było podczas jakiegoś treningu piłkarskiego syna, kiedy skąpana w dość wówczas ciepłym wiosennym słońcu, ukryłam się pod naprawdę olbrzymim drzewem. W ogóle nie zastanawiałam się, gdzie jestem, ważne że zrobiło się nieco chłodniej. Usłyszałam uporczywe ciche buczenie, nie bzyczenie, spojrzałam w górę i zobaczyłam, że praca wre. Roje pszczół zbierały nektar lipowy, wtedy dopiero zauważyłam, jak pięknie zakwitła ta naprawdę stara lipa. Cudne miejsce. Oczywiście jeszcze tego samego wieczora delikatnie zebrałam trochę kwiatów, wysuszyłam w domu i schowałam do ogromnego słoja. Herbatka z lipy, o czym chyba nikomu mówić nie muszę, służyła wówczas, gdy już nawet jeden listek na mojej starej lipie nie został. Smutne gałęzie mówiły, że jesień zabrała ich ubranie, ale moje kwiaty zaparzone w szklance, oddawały aromat i właściwości prozdrowotne, czyli przeciwgorączkowe, napotne, uspokajające, przeciwskurczowe. No oczywiście, gdy grypa próbuje się wedrzeć do domu, koniecznie sięgajmy po napar z lipy, ale również po miód lipowy, który w przeziębieniu, grypie, czy wszelkich infekcjach dróg oddechowych jest nieoceniony.

W pamięci został mi obraz pięknej łąki, której zieleń wiosenna była niezwykle intensywna, wokół tej doliny skąpanej w słońcu majestat gór słowackich robił niesamowite wrażenie. A to, co było najpiękniejsze w zasięgu wzroku, a nawet ręki, to morze mniszka lekarskiego, tego którego często traktujemy, jak chwast dość uciążliwy i niechciany w ogrodzie, a to przecież roślina, która w całości ma walory lecznicze. Łodygi, kwiaty, a nawet korzenie – wszystko zebrane o właściwej porze roku – może dać nam dobrodziejstwa, które będą działały niemalże na większość układów w naszym organizmie. Nie zerwałam wówczas tego mniszka, zbyt piękną harmonię tworzył w tamtym miejscu, a ponadto na pewno rósł w najczystszym środowisku, co przecież ważne. Ale mniszkowi nie odpuściłam. Znalazłam inną, choć mniej urokliwą regionalnie łąkę i sporządziłam syrop. A tamta łąka? Cóż mogę tylko polecić łąki w dolinach górskich. Na wiosnę są cudne.


Zobacz wszystkie teksty numeru 

Autorzy tekstów, pozostali Autorzy, Miesięcznik, Numer archiwalny, 2022nr05, Z cyklu:, Rozmaitości

nd pn wt śr cz pt sb

27

28

29

30

31

1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

1

2

3

4

5

6

7

Dzisiaj: 21.11.2024