Z uczniów, których przywołał do siebie, Jezus w dosłownym tłumaczeniu „stworzył” Dwunastu, dlatego nie są oni jakąś tylko grupą uczniów, ale zaczątkiem (filarami) nowego ludu Bożego.
Niekiedy, aby zacząć naprawdę żyć potrzeba zmienić środowisko. Fałszywe jest myślenie, że miłość wymaga stałego doświadczania bólu i cierpienia.
Jezus uzdrawia także dzisiaj. Przychodzi ze swoją mocą do chorych, cierpiących, potrzebujących. Przychodzi w ciszę hospicyjnych sal, w pustkę mieszkań, w samotność szpitalnych łóżek.
Wolna wola, jaką zostaliśmy obdarzeni jest wyrazem i dowodem wielkiej Bożej miłości, posuniętej do zgody na to, że niejeden człowiek wybierze w swoim życiu brak Pana Boga.
Trwajmy przy Jezusie jak Maryja i Józef, wierni, wytrwali, kochający, ufni Bogu do końca, pomimo odrzucenia, niezrozumienia, samotności, cierpienia, choroby.
Czasem musimy przeżyć wielkie burze i pokonać samych siebie - swoje tchórzostwo, swoje lęki i swój brak ufności - aby Bóg mógł w nas zacząć działać.
Codziennie przyjmujemy Słowo Boże. Ono w nas kiełkuje, rośnie, dojrzewa. Czy przypadkiem nie przeszkadzamy Bożemu Słowu w wydawaniu owoców w naszym życiu?
Po długiej i samotnej nocy udało mi się zdobyć sprawność „koszałka opałka”. Było kilka momentów kryzysowych, gdy resztkami sprytu próbowałam zapobiec wygaśnięciu ogniska. Przy nadziei trzymała mnie jednak myśl o porannym apelu i czekającej nagrodzie za wykonane zadanie.
Każde ziarno, aby mogło wyrosnąć, potrzebuje określonych warunków. Jeśli ziarnem jest Słowo Boga, to ono też potrzebuje odpowiednich okoliczności, by mogło obfitować w naszym życiu.
Uciekając się do Maryi w swoich potrzebach, nie powinniśmy oczekiwać „protekcji Matki u Syna”, ale raczej uczyć się od Niej zaufania Bogu i pełnienia Jego woli.