Wszystkich chorych, zarówno w Lourdes, jak i w naszych parafiach, Jezus pragnie uzdrowić duchowo. Pragnie odebrać „ciężary” zalegające w sercu człowieka, zwłaszcza te, które związane są z doświadczeniem osamotnienia i opuszczenia.
Od Pana uczę się autentycznej miłości, a Jezus mi odpowie, gdy Go wezwę. Od płomienia Jego ofiary na ołtarzu, zapala się nasze światło.
Czy potrafię być z Jezusem i mówić Mu wszystko?
„Herod posłyszał o Jezusie (…) i mówi: Jan Chrzciciel powstał z martwych. Inni zaś mówili, że to Eliasz, jeszcze inni utrzymywali , że to prorok, jak jeden z dawnych proroków”.
Z uczniów, których przywołał do siebie, Jezus w dosłownym tłumaczeniu „stworzył” Dwunastu, dlatego nie są oni jakąś tylko grupą uczniów, ale zaczątkiem (filarami) nowego ludu Bożego.
Niekiedy, aby zacząć naprawdę żyć potrzeba zmienić środowisko. Fałszywe jest myślenie, że miłość wymaga stałego doświadczania bólu i cierpienia.
Jezus uzdrawia także dzisiaj. Przychodzi ze swoją mocą do chorych, cierpiących, potrzebujących. Przychodzi w ciszę hospicyjnych sal, w pustkę mieszkań, w samotność szpitalnych łóżek.
Wolna wola, jaką zostaliśmy obdarzeni jest wyrazem i dowodem wielkiej Bożej miłości, posuniętej do zgody na to, że niejeden człowiek wybierze w swoim życiu brak Pana Boga.
Trwajmy przy Jezusie jak Maryja i Józef, wierni, wytrwali, kochający, ufni Bogu do końca, pomimo odrzucenia, niezrozumienia, samotności, cierpienia, choroby.
Czasem musimy przeżyć wielkie burze i pokonać samych siebie - swoje tchórzostwo, swoje lęki i swój brak ufności - aby Bóg mógł w nas zacząć działać.