Każdemu naszemu kryzysowi towarzyszy modlitwa Jezusa, a także Duch Prawdy, którego On nam posyła.
Mamy iść na cały świat, co nie musi oznaczać ogromnych obszarów. Może to być bardzo ograniczona przestrzeń, która jest całym naszym światem, tam właśnie może dokonać się zmiana.
A ja pytam siebie, czy potrafię tak jak ten człowiek uwierzyć, że Bóg wysłuchał, że działa? Czy potrafię, nie widząc jeszcze efektów modlitwy, o których dowiem się być może po jakimś czasie, wracać do swojego życia, swoich spraw z zaufaniem i wiarą podobną do wiary ojca?
Może nie chodzi tu tylko o pozbycie się bogactwa, ale o przeniesienie zaufania z siebie na Boga.
Wewnętrzne skłócenie, czy rozłam zaczyna się wtedy, gdy tłumaczymy, usprawiedliwiamy, a potem akceptujemy nasze złe wybory, nasze grzechy.
Możemy patrzeć na te same rzeczy, ale tylko dla nas będzie to oznaczało umocnienie wiary. Może to być niewiele, ale wystarczająco dużo, żeby uwierzyć.
Nawet jeżeli oddajemy Bogu jakąś sprawę, relację, wydarzenie często coś sobie zostawiamy. Coś, co będzie miejscem naszej kontroli, zamartwiania się.
Jezus widzi te wszystkie lata pochylenia, patrzy na mnie z miłością i wie, że moje życie może wyglądać zupełnie inaczej. On wie, że nadejdzie taki dzień, kiedy przywoła mnie, położy ręce i uwolni od mojej niemocy.
Przygotujmy się na różne odpowiedzi, nie wszystkie będą po naszej myśli. Często to, co mówi Jezus jest paradoksalne, całkowicie odmienne, od tego co słyszymy wokół.
Może najbardziej czujemy się rozczarowani wobec tych, którzy są wybrani i obdarzeni talentami, aby być przewodnikami i w swej misji okazują się niegodni. W każdej dziedzinie życia przynosi to destrukcję, ale w tym co dotyczy wiary i religii jest najbardziej niszczące.