Przychodzą dni, tygodnie, kiedy wiara wydaje się słaba, malutka, prawie niewidoczna, jak ziarnko gorczycy.
Myślę, że Jezus nie chce zniechęcić swoich uczniów, ale jak najlepszy Ojciec chce ich przygotować na trud, nieoczekiwane niespodzianki, ale też na niezwykłą nowość drogi z Nim.
Maryja jest Matką nas wszystkich, pokazuje i uczy nas jak trwać przy Jezusie w najtrudniejszych chwilach.
„Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie, i miały je w obfitości”.
Może trzeba, abyśmy zostali sami i zobaczyli, że Bóg jest zawsze przy nas.
Dzisiaj wiem, że nie jestem samowystarczalna, a Jezus jest tym, który może mnie zbawić i tylko On może to zrobić. Nie znaczy to, że nie mam nic do zrobienia.
Czy mój język, moje słowa są znakiem, że uwierzyłam Jezusowi? Czy mogą dodawać otuchy i przywracać nadzieję tym, którzy przeżywają swoje mniejsze lub większe nawałnice?
Czy to nie dziwne, że tak straszne wydarzenie opisane jest w Ewangelii tuż po narodzeniu Jezusa? To także pokazuje, jak blisko siebie jest radość i smutek, światło i ciemność.
Kiedy to wszystko dzieje się na moich oczach, czuję się jak uboga wdowa, która została pozbawiona wszystkiego, co dawało jej pewność i bezpieczeństwo.
Jezus wie najlepiej, co powinno być we mnie uwolnione, co sprawia, że nie mogę podnieść głowy i popatrzeć na wszystko inaczej. Dlatego proszę, Jezu, przyjdź i uwolnił mnie z tego, co trzyma mnie na uwięzi.