Dzięki niezwykłej relacji z Ojcem, nic nie jest w stanie złamać zamiarów Jezusa. Niepowodzenia i odrzucenie nie odbierają Mu radości z wysławiania swojego Ojca. Tylko w Ojcu ma swoje oparcie, źródło i cel działania.
Zadaję sobie więc dziś pytanie: czy dostatecznie głęboko i całym sercem nawróciłam się do Pana? Odpowiadam z drżeniem: biada nie tylko „tamtym”. Mnie też.
Chrystus w swojej miłości odpuścił biednemu niemowie grzechy i dał mu nowe życie, dał mu wielką radość. Radowali się wszyscy prócz tych, którzy sami chcieli być jak bogowie.
Kazimierz Jałowiecki dzieli się doświadczeniem swojej choroby i przekonuje, że bliskość z drugim człowiekiem jest nam niezbędna do życia.
To, co stanowi zewnętrzny przejaw uzdrowienia (podniesienie się chromego) wyraża rzeczywistość o wiele głębszą. Odpuszczenie grzechów jest przejściem z choroby do zdrowia, ze śmierci do życia.
Zauważmy, w jaki sposób Jezus zaczyna działać, kiedy uczniowie Go obudzili. Nie zwraca najpierw uwagi na zagrożenia zewnętrzne: na przeciwny wiatr, na wzburzone fale jeziora, na wodę zalewającą łódź. Jezus zwraca uwagę na niewiarę uczniów. Chrystus zaczyna działać, ale nie według programu uczniów. Najpierw mówi im o rzeczywistym zagrożeniu, jakim jest dla nich ich mała wiara: „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?”.
Owa rana w sercu okazała się szczeliną, poprzez którą słowo Boże „wcisnęło się” w życie rodziny Zachariasza, by je radykalnie przemienić niespodziewanym darem. Bóg wysłuchał jego modlitwy, i to w sposób przekraczający ludzkie oczekiwania.
Można być uczniem Chrystusa, można w Jego Imię czynić cuda można korzystać z charyzmatów ale jednocześnie nie wejść do Nieba.
Dobre owoce o których wspomina dzisiaj Chrystus są nam dane jako znak, poprzez który rozpoznajemy zakorzenienie człowieka w Bogu, bądź jego brak.
Uważaj, abyś sam też nigdy nie miał w sobie niczego z „psa”, nigdy nie pragnął od nikogo daru dla siebie, nie pragnął kogoś ze względu na sam tylko dar, nie „ślinił się jak pies do kości”, nie wpadał w pożądliwość czegoś lub kogoś.