„Bogaczem”, któremu trudniej niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne może być zarówno człowiek majętny, jak i najbardziej ubogi z ubogich.
Nasza różnorodność czy odmienne drogi, jakimi zmierzamy do odkrycia wiekuistej Prawdy mogą nas wzajemnie wzbogacić i to bardziej, niż sądzimy.
Nawet najściślejsze więzi łączące ludzi muszą ustąpić miejsca należnego tylko Bogu.
Gotowi odwrócić się od samego Boga, jeśli coś nie dzieje się po naszej myśli, jeśli oczekuje od nas czegoś więcej; może nawet rezygnacji z „powszedniego chleba” na rzecz Chleba, którym jest On sam. Gdybyśmy tylko potrafili zrozumieć, że taka „rezygnacja” w istocie nie jest żadną stratą, lecz zyskiem, ponieważ idąc za Jezusem już nigdy nie będziemy łaknąć!
Dlatego właśnie trzeba z niego korzystać jak z leku: we właściwych dawkach i we właściwy sposób. Musi być czas na pracę, ale musi być także czas na dobrze pojęty wypoczynek. Czas na działanie, ale i czas na modlitwę, skupienie, przebywanie sam na sam z sobą i z Bogiem.
To nie do wiary, jak bardzo i dziś, po tylu stuleciach, zachowanie ziomków Chrystusa przypomina nasze własne postawy. Wydaje się nam, że udało nam się zawłaszczyć Boga, jakoś Go „oswoić". Dlaczego? No bo przecież tak dobrze Go znamy...
Nawet najściślejsze więzi łączące ludzi muszą ustąpić miejsca należnego tylko Bogu.
Zatem "niech zstąpi Duch Twój" - tu i teraz - i napełni nas swymi siedmiorakimi darami.
Jezus wie, że ostatecznie każdy nasz smutek przemieni się w radość, która nigdy nie przeminie i której nikt i nic nam nie odbierze. To radość tych, którzy czują się kochani.
Pragnę być „owcą” w stadzie Dobrego Pasterza, pragnę należeć do owczarni Pasterza, który zna mnie lepiej niż ja znam samą siebie. Chcę Pasterza, który mnie kocha, któremu na mnie zależy i który jest cały dla mnie.