Dlatego właśnie trzeba z niego korzystać jak z leku: we właściwych dawkach i we właściwy sposób. Musi być czas na pracę, ale musi być także czas na dobrze pojęty wypoczynek. Czas na działanie, ale i czas na modlitwę, skupienie, przebywanie sam na sam z sobą i z Bogiem.
To nie do wiary, jak bardzo i dziś, po tylu stuleciach, zachowanie ziomków Chrystusa przypomina nasze własne postawy. Wydaje się nam, że udało nam się zawłaszczyć Boga, jakoś Go „oswoić". Dlaczego? No bo przecież tak dobrze Go znamy...
Nawet najściślejsze więzi łączące ludzi muszą ustąpić miejsca należnego tylko Bogu.
Zatem "niech zstąpi Duch Twój" - tu i teraz - i napełni nas swymi siedmiorakimi darami.
Jezus wie, że ostatecznie każdy nasz smutek przemieni się w radość, która nigdy nie przeminie i której nikt i nic nam nie odbierze. To radość tych, którzy czują się kochani.
Pragnę być „owcą” w stadzie Dobrego Pasterza, pragnę należeć do owczarni Pasterza, który zna mnie lepiej niż ja znam samą siebie. Chcę Pasterza, który mnie kocha, któremu na mnie zależy i który jest cały dla mnie.
Ty wiesz, że nam „którzy nie widzieliśmy” czasem bywa trudno, więc przychodzisz do nas ze Swymi otwartymi ranami i ze Swoim Miłosierdziem. Otwórz Panie moje serce, abym już nie była niedowiarkiem, ale wierzącym.
Jakże krótka bywa droga od radości do smutku, od euforii do rozpaczy, od miłości do nienawiści, od „Hosanna” do „Ukrzyżuj Go”.
Tylko Bóg potrafi dać dosłownie wszystko, po to, aby nas – swoje często niewierne i niewdzięczne dzieci – zbawić. Tym „wszystkim” dla Boga jest Jego Jednorodzony Syn – Jezus Chrystus.
Klękając u kratek konfesjonału, każdy z nas przypomina trędowatego, i jak on, jest człowiekiem, który nie chce zgodzić się na życie z dala od Boga.