Pielgrzymi dzielą się doświadczeniem swojej wiary.
Świadectwo osoby od lat chorej na stwardnienie rozsiane.
Historia zakonnicy uzdrowionej z choroby Parkinsona.
Ewa potrafi samodzielnie, przy pomocy sznurka zaczepionego do wózka na którym jeździ, wstać z łóżka, potrafi zrobić herbatę i kanapki, nakryć do stołu i pozmywać naczynia. Przy pomocy wieszaka do ubrań potrafi także założyć i ściągnąć skarpetki.
Lekarze nadal utrzymywali, że uraz nie jest zbyt poważny, lecz mylili się. W czasie operacji okazało się, że odłamki kości prawdopodobnie utknęły w rdzeniu i uszkodziły go.
Świadectwo mężnego trwania przy cierpiącym człowieku.
Tamtego dnia przebyłam drogę pomiędzy życiem i śmiercią, pomiędzy powitaniem i pożegnaniem – z całym mistycznym i cielesnym wymiarem tych zdarzeń.
Wszystkie „moje” sposoby radzenia sobie z chorobą zupełnie zawiodły. Wydawało mi się, że to nie ma sensu, że nie warto walczyć, że nie mam już sił. Zupełnie mnie to przerosło. Powiedziałam wtedy Jezusowi, żeby coś z tym zrobił, bo ja już nie daję rady.
Z tej bezczynności i bezradności zrodziła się we mnie ogromna złość. Na chorobę, na lekarzy, na najbliższych, na samego siebie, także na Boga. To był czas całkowitej beznadziei. Byłem zrezygnowany i właściwie czekałem na śmierć.
Wspólna modlitwa w kilku momentach dnia – to jedno. Codzienne towarzyszenie ubogim, słabszym – to krok w głąb tej modlitwy.