Dobrze jest mieć kogoś, kto z wiarą wstawi się za nami u Jezusa, gdy przyjdzie choroba lub pojawi się jakaś trudna sytuacja w naszym życiu.
Panie Jezu, trzymając dziś w ręku płonącą świecę, zapraszam Ciebie, który jesteś Światłem i proszę, byś wypełnił sobą wszelkie zakamarki mojego serca i życia, gdzie panuje jeszcze ciemność. Wyznaję wiarę w Ciebie jako mojego jedynego Zbawiciela i chcę zawsze do Ciebie należeć.
Jezus wie o naszych chorobach, o tym, co skrywamy, czego się wstydzimy i co powoduje kompleksy. Mówi dziś do nas, tak jak do tego człowieka: „Wyciągnij to, co ukrywasz, pokaż Mi, z czym się zmagasz, co powoduje wstyd. Wyjdź na środek, nie ukrywaj się”.
To jest postawa ewangelizatora: dać innym świadectwo o Jezusie i przyprowadzić ich do Niego.
Możemy mieć różne pytania i wątpliwości, ale ważne jest to, gdzie szukamy odpowiedzi. Czy przychodzimy z tym do Jezusa, aby On sam nam odpowiedział? Czy szukamy odpowiedzi w Słowie Bożym?
Jezus pokazuje jak bardzo zależy Mu na każdym człowieku i jest w stanie zaradzić wszystkim jego potrzebom, nie tylko duchowym, ale i fizycznym. I daje w obfitości, w nadmiarze, bez ograniczeń.
Czy mam świadomość otrzymanego daru wiary? Co z nim robię? Pomnażam czy trzymam jak minę zawiniętą w chustkę, z lęku przed Bogiem?
Kto więc może być uczniem Jezusa? Po pierwsze ten, kto stawia Jezusa na pierwszym miejscu w swoim życiu.
Dla każdego z nas nadejdzie ten dzień gdy: „Syn Człowieczy przyjdzie”. Będzie to dzień naszej śmierci. Nie wiemy, kiedy to nastąpi. A więc czy jesteśmy gotowi na spotkanie z Jezusem? Czy myślimy o tym, w jakim stanie zastanie On naszą duszę?
Modlitwa „Ojcze nasz” to jedna z pierwszych modlitw, której nauczyli nas nasi rodzice lub dziadkowie. Większość z nas odmawia ją każdego dnia. Czy kiedyś zastanawialiśmy się głębiej nad jej słowami? Czy raczej odmawiamy ją mechanicznie i z przyzwyczajenia?