Wymagania, które stawia Jezus, wydają się być karkołomne. Czy faktycznie mam schodzić wszystkim z drogi, przymykać oko na zadawaną mi krzywdę i nie chcieć nawet tego, co mi się słusznie należy? Czy Jezus naprawdę chce mieć wśród swoich uczniów takiego nieudacznika?
Józef stoi wobec tajemnicy, której nie potrafi pojąć; równocześnie zaś nie jest skłonny podejrzewać swojej żony o cudzołóstwo. W takiej sytuacji pokazuje prawdziwy charakter.
Wszyscy wciąż drepczemy w starych łachach formułek i powinności. Potrafimy dobrze wymierzyć i przyszyć wygodną łatę Ewangelii do naszego życia. Smakujemy wino, ale nie zmieniamy serca. Wypełniamy praktyki, ale nie kochamy.
Kiedy pojawia się Jezus ze Swoją interwencją, wówczas mija i ustępuje wszystko, co niszczy człowieka. Tylko od Niego płynie moc ocalenia.
Pielgrzymki chorych na Jasną Górę odbywały się w miesiącach letnich, zawsze po ustaleniu terminu z ojcami paulinami. Nie była to jednak stała data. Sytuacja ta zmieniła się z początkiem lat siedemdziesiątych, kiedy zdecydowano, że pielgrzymka chorych będzie organizowana 6 lipca.
Krążą wśród pielgrzymów opinie, że dwa maryjne sanktuaria – jasnogórskie i gidelskie – łączy wyjątkowa więź. Matka Najświętsza z Jasnej Góry jest bowiem uznawana za szczególną lekarkę dusz, a Ta z Gidel – za lekarkę ciał.
Pielgrzymi dzielą się doświadczeniem swojej wiary.
O małych cudach codzienności, kromkach z powidłami i potędze ludzkich więzi opowiada Emilia Wilde.
Każdy sam musi zatroszczyć się, by jego lampy były zaopatrzone. Każdy sam musi zdobyć się na wysiłek oczekiwania Oblubieńca. Każdy sam musi zadbać o to, by został kiedyś zaliczony do grona „mądrych”.
Bóg, kiedy daje – daje obficie. Daje rozrzutnie, daje hojnie, daje w nadmiarze. Taka właśnie jest miłość. Nie oblicza, nie kalkuluje, nie odmierza. Po prostu się udziela.