Ich błąd polega na tym, że zamykają Jezusa w przeszłości i utożsamiają Go z prorokami, którzy głosili ludowi Boże obietnice. Tymczasem Jezus nie jest obietnicą ale Obiecanym, który przyszedł!
W początkowych zdaniach Ewangelii odnajdujemy cztery bardzo istotne czasowniki: „zawołał”, „dał”, „wysłał” i „mówił”. W tych właśnie słowach Jezus upakował dla swoich uczniów cały ekwipunek.
Jezus kochał swoją Matkę i braci, był z nimi zżyty i na pewno byli Mu oni bardzo drodzy. Ale sytuacja trochę się zmieniła. Jezus nadal kocha, ale teraz nie krewni, nie Matka są ważni, ale najważniejsza jest wola Ojca.
„Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.
„Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich... Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał.
Ziarno – każde, nawet to najmniejsze – ma przed sobą wspaniałe perspektywy; padłszy na glebę może wzrastać, dojrzewać i w końcu wydawać plon. Aby tak się stało i perspektywy nie pozostały na zawsze tyko perspektywami, muszą zaistnieć odpowiednie warunki.
Trzy dni poszukiwań Maryi i Józefa to czas ich dojrzewania w wierze, uczenia się mądrości krzyża.
Tylko ten, kto się uniży, kto uzna siebie za niegodnego, może dotknąć stóp Zbawiciela i przyjąć dar Jego miłości: przebaczenie.
Jeżeli wciąż będę podważać Bożą wolę, zamknę sobie drogę do szczęścia. Jeżeli wciąż będę stawiać Bogu warunki, w moim sercu nie zagości pokój.
Ona uczy nas rozważać i modlić się Słowem Bożym. Uczy nas zachowywać Słowo Boże, odsłaniać jego pełny sens, a także strzec go jak źrenicy oka.