Dzisiejsza Ewangelia przypomina nam, że Bóg objawia nam się zarówno na kartach Nowego, jak i Starego Testamentu.
Mamy Jezusa, mamy Jego Ewangelię, mamy Kościół, tymczasem zaślepieni własną pychą błąkamy się po bezdrożach, domagając się szczególnego traktowania i gotowi rzucić kamieniem w naszego Boga.
Gniew u Pana Boga jest „świętym gniewem”, dlatego iż nie jest on skierowany wobec człowieka, lecz wobec grzechu przez niego popełnionego.
Cierpiący brat – ofiara niesprawiedliwości, za którą nikt nie czuł się odpowiedzialny – jawił się jako kłopot i przeszkoda utrudniająca radosne korzystanie z życia. Dlatego trzeba było nauczyć się go nie dostrzegać.
Czuwajmy, bo gdy choć na moment uśpi się nasza czujność, możemy nie być gotowi na przyjście Pana.
Być pokornym, to pozwolić, by Bóg spojrzał na mnie z miłością i poprowadził mnie według Swej wszechwiedzy na mój temat.
Jezus pragnie, aby do świata pełnego konfliktów jego uczniowie wprowadzili zupełnie inne zasady, nową jakość, która jest w stanie zmienić ludzkie serca. Nie osądzać, nie potępiać, przebaczać...
Jeśli mielibyśmy wysunąć wniosek z dzisiejszej Ewangelii, niech będzie nim to stwierdzenie, że jako Dzieci Boże, tak jak i Apostołowie, jesteśmy powołani do kontemplacji, błogosławionej wizji.
Jezus nie przynosi nam jakichś nowych wymagań moralnych, znacznie bardziej „wyśrubowanych” ale przynosi dar serca nowego, prawdziwie uwolnionego od grzechu.
Jakże często oczekujemy od Boga znaku, który upewni nas w przekonaniu o Jego istnieniu. Jezus tymczasem przyszedł do nas ze swoją Miłością. Czy to dla nas za mało?