Przyjście Nikodema nocą mogłoby oznaczać, że jest on człowiekiem poszukującym. Że ów Duch Boży jeszcze nie zapanował w jego życiu i sercu.
Bóg tak bardzo nas umiłował, że dał nam Swojego Syna, aby ten nas nie potępił, ale zbawił.
Czego Nikodem, nauczyciel religijny, nie pojmuje? Nie rozumie, że Jezus jest równocześnie Bogiem Izraela. Z tego powodu lud izraelski nie wierzy Jezusowi, przyjmuje od Niego to, co ziemskie: uzdrowienia i dobrą naukę, a nie przyjmuje zbawienia, nie przyjmuje do wiadomości, że teraz Bóg rozpoczął dzieło zbawcze przez swojego Syna.
A może wcale nie musimy tak wiele wiedzieć, a po prostu wiele wierzyć?
Jezus przychodzi ponownie do Wieczernika i prosi nieufnego Tomasza, aby włożył palce w Jego rany. Odpowiedzią Tomasza są słowa, które przetrwały 2000 lat i których prawdziwość i głębia do dziś nas poruszają: „Pan mój i Bóg mój!”
Pan Jezus jednak wcale nie rozpoczyna od tych najlepszych. Zgodnie ze swoją zasadą, najpierw idzie do tych, którzy najbardziej potrzebują umocnienia. To właśnie ci ludzie są dla Niego najważniejsi!
Ewangelista nie opisuje momentu spotkania Jezusa z Piotrem oraz ich pierwszej rozmowy po zmartwychwstaniu. Każdy z czytelników Ewangelii jest zaproszony do wyobrażenia sobie tej sceny i do zaktualizowania jej w swoim konkretnym życiu.
On powraca z Otchłani, by zajaśnieć wszystkim siedzącym w ciemnościach i cieniu śmierci.
Jezus codziennie daje nam znaki swojej obecności. Czy potrafimy je dostrzec?
Udziel mi odwagi otwarcia się na prawdę, abym i ja – wzorem kobiet z dzisiejszej Ewangelii – mogła rozpoznać w Tobie mego Boga i objąć Twoje nogi.