Wszyscy chrześcijanie mają we wspólnocie Kościoła swe miejsce i misję do spełnienia, według danego im charyzmatu. Najważniejsza jest jednak postawa czuwania i oczekiwania na powrót Chrystusa.
Słowa, przywołane w dzisiejszej Ewangelii Jezus wypowiada nie po to, aby nas przestraszyć, lecz aby wezwać do nawrócenia, do tego, byśmy nie pozwolili Złemu upodobnić naszej duszy do spustoszonej Jerozolimy.
Bóg nie obiecuje nam świętego pokoju, ale zapewnia, że pośród doświadczeń i trudów stanie z nami ramię w ramię i ocali nas od zła.
Zasadnicze pouczenie, jakie płynie z dzisiejszej Ewangelii, to prawda o tym, że trwając wiernie przy Bogu, rozpoznamy właściwy czas Jego przyjścia.
To nie stan posiadania jest tym, co nas ogranicza lub pobudza do hojności. (...) Bo tak naprawdę liczy się nie stan naszego konta czy wypchany portfel, ale zawartość naszego serca, nasze przywiązania i nasze priorytety.
«Siejmy Miłość tam, gdzie jej nie ma, a zbierzemy plon miłości».
Nie jest nam łatwo zaakceptować Jezusa, który po zauważeniu „bazaru” w przedsionku pogan, sporządza sobie bicz ze sznurków i wypędza ludzi oraz zwierzęta, a także wywraca stoły bankierów i rozsypuje monety. Scena ta raczej kojarzona jest z przydrożną karczmą niż ze świątynią Jerozolimską.
Jezus płacze nad nieszczęściem, które dotknie Jerozolimę zaledwie 40 lat później z ręki rzymskiego najeźdźcy, ale i nad nieszczęściem, na jakie skazała się sama – tu i teraz. Tym nieszczęściem jest nierozpoznanie Mesjasza i odrzucenie Jego nauki.
Człowiek przedsiębiorczy, uczciwy i dobrze pracujący otrzyma jeszcze więcej, niż ma, a leniwy straci nawet to, co miał na początku. Podobnie może stać się z łaską wiary albo otrzymanymi od Boga zdolnościami. Raz dane wymagają pielęgnacji, zachodu i pomnażania.
Oto właśnie ocalony został jeden grzesznik – Zacheusz. Jest on zapowiedzią, że już wkrótce, w Jerozolimie, Jezus złoży Siebie w ofierze, aby ocalić wielu.