Na szczęście Miłość Boga zawsze cierpliwie czeka i wychodzi na spotkanie. Miłość Boga znosi ludzkie narzekanie, niezadowolenie i spiski. Miłość Boga przyjmuje kolaborantów, malkontentów i mataczy. Na szczęście.
Jan - największy z ludzi, który uczy nas, w jaki sposób wyprostować dla Jezusa ścieżkę prowadzącą do naszego serca.
Tylko w Bogu człowiek może odnaleźć prawdziwy obraz samego siebie i tylko w Bogu potrafi iść dalej bez zmęczenia. Potrzeba tylko oczu prostaczka, by dostrzec Miłość nie pochodzącą z tej ziemi.
Ileż odwagi musiała mieć ta młodziutka, nastoletnia dziewczyna, aby uwierzyć w to wszystko, co się działo i w to, co jeszcze miało się wydarzyć.
W drugą Niedzielę Adwentu, dane nam jest usłyszeć „głos” wołającego na pustyni, świętego Jana Chrzciciela. Ukazuje nam on, w jaki sposób i my możemy przyjąć Mesjasza.
Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”.
Jezus zaprasza mnie na spotkanie z Jego dotykiem. Chce dotykać tych miejsc we mnie, które nie widzą, nie czują, są sparaliżowane. Pyta mnie, czego naprawdę chcę. Nie pyta czego chce mój brat, przyjaciel, przełożony albo sąsiad. Pyta, czego ja chcę i czy wierzę…
Adwent to czas, aby porzucić decyzję – może i efektownego, ale nietrwałego – „budowania na piasku”.
Jezus uwielbia Boga w trudnym położeniu. Dopiero co został odrzucony i zlekceważony. Ale właśnie to uwielbienie przywraca właściwą perspektywę patrzenia na wydarzenia codzienności.
Dzisiejsze Słowo Boże jest więc lekcją pokory dla tych, którzy – jak zdarzało się to uczniom Jezusa – uważali, że mają do Niego więcej „praw”, niż inni, że wiedzą więcej od innych, że zasługują na „pierwsze miejsca” w Królestwie Bożym.